Potter miał jednak nosa, wybierając sobie kryjówkę. Zajął pokoje ukryte w zapomnianym końcu korytarza na trzecim piętrze, należące niegdyś do mojego ciotecznego pradziadka Alfiego. Nie rozmawialiśmy o nim zbyt często. W ciągu pokoleń był w naszej rodzinie jedynym Gryfonem.
Wnętrza są duże i przestronne. Nie byłem tutaj od lat. Portret pradziadka wisi na ścianie salonu. Wchodząc do pomieszczenia, widzę, że podsypia, jednak budzi się, burcząc i parskając, kiedy zamykają się za nami drzwi.
— Co się dzieje? — odzywa się głośno Alfie, przecierając zaspane oczy, ale Potter szybko go ucisza.
— Wybacz — mamrocze w moją stronę. — James śpi po przeciwnej stronie holu, a niezła z niego burczymucha, jeśli obudzi się w środku nocy.
Ignoruję jego wyjaśnienia. Stoję jak zamurowany i wpatruję się w pudło w kącie pokoju, które pokazuje coś w rodzaju ruchomego obrazu.
— Co to, u diabła, jest? — pytam, zarzucając swój płaszcz i szalik na krzesło.
Potter czerwieni się.
— No tak. Przepraszam. W tym miesiącu są rozgrywki krykieta pomiędzy Anglią i Australią, i Dromeda powiedziała, że to żaden problem postawić tutaj telewizor. Zaczarowałem go tak, żeby korzystał z magii, a nie energii elektrycznej, ale...
— Mugolskie urządzenie? — Patrzę na niego przerażonym wzrokiem. — W mojej rezydencji? — Ojciec musi przewracać się w grobie. Ta myśl powoduje, że niemal wybucham śmiechem.
— Mogę go wyłączyć. — Potter wyciąga dłoń w kierunku pudła, ale powstrzymuję go.
— Nie trzeba.
Zerka na mnie z ciekawością.
— Od kiedy przestałeś mieć obiekcję w stosunku do mugolskiej technologii?
— A od kiedy ty używasz słowa „obiekcja"? — odparowuję i siadam na kanapie. Jak na ogromnego, wiktoriańskiego potwora, którego miękkie siedziska obite są aksamitem w kolorze jasnej czerwieni, okazuje się niezwykle wygodna.
— Racja. — Potter macha różdżką na pudło i przytłumiony dotychczas dźwięk cichnie jeszcze bardziej. Nie mogę przestać patrzeć na to dziwaczne urządzenie. Ubrany na biało mężczyzna przechadza się po zielonym polu, machając czymś, co niezaprzeczalnie wygląda jak...
— To są kije do quidditcha — mówię.
— Niezupełnie — odpowiada ze śmiechem. — Do krykieta.
— Co?
— Krykiet — powtarza. — Gra nieco podobna do quidditcha, ale bez mioteł i tłuczków.
Prycham wyniośle.
— Więc jaki to ma sens?
— Wielu mogłoby się z tobą zgodzić. — Siada na oparciu z boku kanapy. — Ale to właśnie z jego powodu zarywam dzisiaj noc. Anglia gra z Australią w Perth. Pierwsza noc trzeciego meczu testowego.
— Nie wiem, o czym mówisz — odpowiadam, jednak uważnie obserwuję pudło. Chętnie skorzystam ze środka na odegnanie myśli, nawet jeśli jest środkiem mugolskim. — Czyli nie ma znicza?
Potter szczerzy się w moją stronę.
— Nie ma.
Marszczę brwi.
— Więc za co, do diabła, przyznaje się punkty?
— Za uderzenie piłki i bieg — odpowiada Potter i śmieje się, kiedy wywracam oczami. — Momentami może być nudno, jeśli nie wiesz, na co zwracać uwagę. — Wstaje i podchodzi do kredensu. — Anglia spisuje się dziś bardzo dobrze — oświadcza przez ramię, pochylając się, by pogrzebać w szafce. Nie mogę nie zauważyć, jak dobrze leżą na nim dżinsy. Znowu czuję gorąco na twarzy. — To dopiero pierwsza runda, a Tremlett rozkłada odbijających jednego po drugim.
CZYTASZ
Anatomia dusz || Drarry ||
FanfictionDraco zostaje zmuszony rozprawić się z utratą członka rodziny, natrętnym aurorem, którego ciotka Andromeda poprosiła o przysługę oraz z własną przeszłością, do której nie chce wracać. 🤍zdjęcie z okładki wzięte z pinterest🤍 Autor: femmequixotic