8

75 6 0
                                    

Kiedy się budzę, do moich uszu dobiega szelest i czyjś szybki oddech. Otwieram oczy i widzę wpatrującego się... nie, gapiącego się na mnie Jamesa. Siedzi po turecku na pikowanej otomanie i bardzo się nad czymś koncentruje.

Zamieram w bezruchu.

— O co chodzi?

— Podziałało? — pyta James.

— Co podziałało? — odpowiadam pytaniem na pytanie trochę bardziej szorstko, niż zamierzałem. Jestem zmęczony i z chęcią wypiłbym eliksir na kaca.

James sapie i przewraca oczami.

— Mój eksperyment. Słyszałeś, jak mówiłem, żebyś wstał?

Mrugam. Dziwny z niego dzieciak, ale jakimś cudem nie irytuje mnie tak bardzo jak inne. Być może dzieje się tak dlatego, choć niechętnie to przyznaję, że przypomina mi mnie samego w tym wieku. Samotnego i przedwcześnie dojrzałego, wałęsającego się po zbyt wielkim i pustym domu, mając skrzaty za jedynych towarzyszy.

— Nie sądzę — mówię. — Ale spałem, więc nie mogę być pewien.

Po jego piegowatej twarzy przebiega cień prawdziwego zawodu.

— Kurza stopa! A tak się starałem udoskonalić moją metodę.

Na dźwięk tego zmyślnego wyrażenia ogarnia mnie mimowolna wesołość — najwyraźniej James wpadł w kłopoty, używając prawdziwych przekleństw. Albo ma zdrową wyobraźnię i mało okazji, by dać jej upust.

— Nie martw się. — Robię wszystko, co w mojej mocy, by brzmieć uspokajająco, sprawdzając równocześnie policzki w poszukiwaniu zaschniętej śliny. Zasnąłem na kanapie, na miłość boską. Matka byłaby przerażona. Pomijając cały ten niekonwencjonalny barłóg, pierwszy raz od wielu dni czuję się wypoczęty. — Z tego, co słyszałem, twój tata też nie radził sobie z legilimencją.

James spogląda na mnie, mrużąc lekko oczy.

— Dlaczego tu jesteś?

— Zasnąłem — odpowiadam, siadając. Świat wiruje przez moment, by powrócić do normy chwilę potem. — Oglądałem mugolski sport. Na tym. — Macham dłonią w kierunku pudła. — Z Australii. — Na to wspomnienie w oczach Jamesa pojawia się ból. Nie mam jeszcze na tyle skamieniałego serca, by go nie zauważyć. — Tęsknisz za Australią? — pytam ostrożnie. Sześciolatki są niestabilne emocjonalnie i niekiedy wymagają delikatnego traktowania. Ostatnią rzeczą, jakiej teraz chcę, jest zanoszące się płaczem dziecko w moich ramionach.

— Czasami — odpowiada stanowczo.

— Przepraszam — mówię. — Jest tam teraz bardzo ciepło, prawda?

Kiwa głową. Włosy wpadają mu do oczu, a mnie uderza jego podobieństwo do ojca.

— Anglia jest dziwna. Kiedy tu jest zima, w Australii jest lato. Mamusia, to znaczy moja mama, ostrzegała mnie przed tym.

Przytakuję.

— My mówimy zazwyczaj, że to w Australii pory roku są na odwrót, ale masz rację. Jest zupełnie inna.

James macha nogami.

— Tata kazał powiedzieć, że masz zejść na dół i coś zjeść.

Prostuję się i wyglądam przez okno. Po położeniu słońca na niebie stwierdzam, że jest prawie południe.

— Miło, że mi to przekazałeś — wypominam zirytowany. Powinienem wstać o wiele wcześniej. Pocieram dłonią twarz i wzdycham.

— Tak — odpowiada James, w ogóle nie rozumiejąc mojego sarkazmu. Wyciąga małą rączkę. — Czekają na nas w kuchni.

Anatomia dusz || Drarry || Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz