– Twoje zdrowie, Elle! – wesołe okrzyki rozbrzmiały w jednym z najpopularniejszych klubów w Los Angeles. Grupa przyjaciół wzniosła razem kielichy wysoko ponad swoje głowy, a chwilę później każdy z nich sączył wysokoprocentowy napój.
Rafe i Zadie mieli szerokie banany na twarzy, ale ona, Elletra Bonneville, miała jeszcze większy, tryumfalny uśmiech. Co za głupie dziewuszysko, jak jej nie było wstyd? Całe życie pracowała na ten sukces, ale zdążyła stracić poczucie jak to jest być człowiekiem. Zdążyła zapomnieć, co to znaczy mieć prawdziwe serce.
– Nie mogę się doczekać aż wejdziemy na pokład samolotu – zapiszczała Zadie. Zawisła na szyi Rafe'a i, z niepochamowanej radości, prawie udusiła szatyna. Kogoś innego mogłaby udusić, bo dziewczyna miała niezłą krzepę. Chłopak za to niczym niewzruszony sięgnął po kolejny kieliszek, w którym umoczył swoje wargi.
– Lecimy do Mediolanu, drogie panie! – zawołał po chwili, kiedy barman postawił przed tą trójką kolejne drinki. Jak im nie szkoda tak bezwstydnie się upijać. Zwłaszcza jej, Elletrze Bonneville. Przecież na to nie zasługuje. Głupie dziewczę, zaraz nie wytrzymam.
– Moja kolekcja nie odniosłaby takiego sukcesu, gdyby nie wy, moi drodzy – wypięła do przodu pierś, dumna jak paw i postanowiła połechtać ego znajomym, którzy niewiele dla niej znaczyli. To również dzięki nim, miała na koncie tyle zer.
Oczywiście, była wybitną projektantką mody, ukończyła wiele szkół i kursów, ale za grosz jej było oryginalności. To Rafe i Zadie dopinali jej projekty na ostatni guzik, pilnując, aby każdy miał niewiarygodny i kreatywny wydźwięk. Oni stali za większą częścią jej sukcesu, ale to ona lśniła jak wielki diament w świecie mody. To ona została doceniona, a tą jedną uwagą chciała dać do zrozumienia tamtej dwójce, że wciąż liczyła na ich pomoc w kolejnych kolekcjach. Jakże ona głupia.
Krew aż mi huczy w głowie, kiedy na nią patrzę, a ona dumna, dwulicowa, zadufana w sobie, egocentryczna sączyła kolejnego drinka, czując, że w pełni zasłużyła na Fashion Week w Mediolanie, z jej najnowszą kolekcją w roli głównej. Poprawiała co chwilę swoje gęste, ciemne włosy i krzywiła się, gdy jakaś osoba naruszyła bez pozwolenia jej przestrzeń osobistą. Następnie wodziła za nimi oceniającym wzrokiem, aż nie zniknęli z jej pola rażenia. Gdy już ich nie widziała, przewracała oczami i unosiła brwi z politowaniem.
Na chwilę opuściła swoje towarzystwo, bo jakże inaczej. Musiała zmyć z siebie zarazki ludzi, którzy byli na tyle lekkomyślni, że raczyli ją dotknąć. Czy to już moja kolej? Nie, jeszcze nie. Poczekam chwilę. Nie mogę tego zrobić w tłumie osób. Nie taki był mój rozkaz. Ale już zacieram ręce. Jeszcze chwila, moment. Może jak będzie w toalecie? Tam nie ma teraz dużo osób.
Zaraz, gdzie ona idzie? Elletro Bonneville, miałaś iść do toalety, nie odkładaj w nieskończoność tego, co musi nastąpić. Co ty tam ciekawego zobaczyłaś, a może raczej, kogo? Twój chłopak przyszedł ci pogratulować?
– A ty co tak tu siedzisz samotnie? – zagadnęła, gdy przysiadła obok nieznajomego.
Oh, nieznajomy, nie chłopak. Jakże mnie to cieszy. Niebieskooki mężczyzna o włosach w odcieniu blond, spojrzał zmieszany na brunetkę. Widać, że już był po kilku mocniejszych drinkach, bo po chwili na jego twarzy zagościł zalotny uśmiech i nie krępował się, by ułożyć dłoń na jej kolanie. Doskonale wiedział, z kim miał do czynienia. Ciekawe tylko czy był świadomy tego, że ma chłopaka?
Zresztą, co mnie to obchodzi, to nie był jej pierwszy wybryk. To nie jest tak, że zawsze była czysta. Miała swoje chwile słabości. Ulegała każdemu męskiemu dotykowi. Zaczynam się zastanawiać czy nie pozostawała ze swoim chłopakiem dla dobrego wizerunku, ale po co by miała, skoro zarywała do obcego mężczyzny w jednym z najpopularniejszych klubów?
CZYTASZ
Homo Viator [ZAWIESZONE]
Romance《Niech cię nie niepokoją Cierpienia twe i błędy. Wszędy są drogi proste, Lecz i manowce wszędy. O to chodzi jedynie, By naprzód wciąż isć śmiało, Bo zawsze się dochodzi Gdzie indziej, niż się chciało. Zostanie kamień z napisem: Tu leży taki a taki. ...