Rozdział 1

148 13 12
                                    


PREMIERA DRUGIEGO TOMU!!
Tak, dobrze czytacie! Przedsprzedaż drugiego tomu serii Better rusza 01.08.2024, czyli już zaraz, a premiera będzie mieć miejsce 30.08.2024!!

Dlatego też już niedługo skończę zamieszczać fragmenty na wattpadzie i resztę historii będziecie mogli poznać we własnym tempie na papierze 💙💙.

[Słowem wstępu - „No Better than us" to druga część cyklu Better. Początek pierwszej możecie znaleźć na moim Wattpadzie 😁. Wydarzenia w tej książce pisane są z różnych perspektyw, ale fabuła wciąż idzie na przód, co oznacza, że lepiej czytać sceny po kolei, tak jak je wstawiam 😉. Kolejne części będą się pojawiać co środę i piątek!! ❤️]

Jess

Maski. Nosiła je przez całe życie. Niektóre z nich pozwalały zyskać przewagę, inne – kupić szczęście. Były też takie, które przerażały. Najbardziej ją samą.
Dziś będzie musiała założyć maskę, o istnieniu której, nawet nie wiedziała.
Oderwała wzrok od swoich palców z perfekcyjnie wykonanym francuskim manicure'em. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że przez cały czas zaciska je kurczowo na balustradzie balkonu. Utkwiła nieobecne spojrzenie w ciemniejącym niebie. Ciężkie szare chmury zakryły słońce, przynosząc chłód.
Wypuściła powietrze przez usta. Małe obłoczki pary zawirowały tuż przed jej nosem. Zsunęła na ramiona delikatny szal wykonany z shahtoosh. Najdroższa wełna na świecie grzała ją jak mały piecyk. Wiatr owiał odkrytą część rąk oraz dekolt i zabrał na moment obezwładniające uczucie gorąca. Nie mogła się spocić w wyszywanej kryształkami granatowej sukni. Nie mogła sobie pozwolić na wypełzające powoli na dekolt czerwone plamy. Musiała się uspokoić.
Pukanie dochodzące zza drzwi sprawiło, że każdy mięsień w ciele Jess spiął się, szykując się do walki. Przymknęła oczy i próbowała pozbyć się pieczenia, które niebezpiecznie zaczaiło się gdzieś pod powiekami. Jeszcze jeden drżący wdech...
– Tak? – wychrypiała.
Białe drzwi uchyliły się delikatnie i Jess momentalnie opuściła spięte ramiona. To nie była matka. Przynajmniej nie tym razem.
– Panienko Jess, przepraszam, że przeszkadzam. Goście już są.
Kiwnęła głową i postąpiła kilka kroków, wchodząc do pokoju. Uwielbiała te białe jak śnieg meble i raz do roku odmalowywane ściany w kolorze kości słoniowej. Zapalona lampka nocna dawała wystarczającą ilość światła. Dzięki niej biel nie kłuła w oczy.
– Zaraz do nich dołączę – powiedziała, gdy zauważyła, że służąca nie zniknęła jeszcze za drzwiami, lecz dalej wpatrywała się w nią szeroko otwartymi oczami. Przez głowę Jess przemknęła paniczna myśl. Czy to możliwe, że pojedyncze krople deszczu, które spadły z nieba, zanim opuściła balkon, zdążyły rozmazać jej tusz? Nie, na pewno nie. Użyła wodoodpornego makijażu na wypadek, gdyby nie wytrzymała w towarzystwie rodzicielki. Przywołała się do porządku i przeniosła surowy wzrok na kobietę.
– Coś jeszcze?
Służąca spojrzała na drzwi szafy, a następnie na Jess. Zaczerwieniła się.
– Pani Irene poprosiła, abym dopilnowała, żeby panienka włożyła białą sukienkę. Tę wiszącą o tu.
Jess niechętnie skierowała wzrok na biały pokrowiec, który skrywał równie białą suknię z tiulem i ptasimi piórami. „Bardziej do tej okazji pasowałaby długa czarna sukienka. Najlepiej od razu z woalką" – pomyślała, ale posłusznie podeszła do pokrowca. Odwróciła głowę w stronę drzwi. Tak jak myślała, służąca dalej tkwiła we framudze.
– Potrzebujesz specjalnego polecenia, aby opuścić mój pokój?
– Przyszła paczka do panienki. – Kobieta wyciągnęła w jej kierunku szare pudełko z nadrukiem informującym, że przesyłka pochodzi z jednej z największych sieci aptek w Stanach. – Prosiła panienka, aby takie paczki dostarczać bezpośrednio do niej...
Oczy Jess rozbłysły. Dziarskim krokiem ruszyła do drzwi i niemal wyrwała pakunek z ręki służącej. Kobieta spojrzała na nią jakimś smutnym, pełnym troski wzrokiem. Może dziewczyna zapytałaby ją dlaczego, gdyby nie kolejna emocja, która przyćmiła wszystkie inne i zaczęła się teraz malować na twarzy pokojówki. Współczucie.
Okropne mrowienie wpełzło pod skórę Jess i ogarnęło całe ramiona oraz dekolt.
– Przekaż im, że zaraz będę – rozkazała i wypchnęła kobietę za drzwi.
Zamknęła je, czując narastający lęk i ekscytację.
Złapała za wysadzany masą perłową nóż do korespondencji i szybko otworzyła paczkę. W środku znajdowały się trzy buteleczki syropu.
Wypuściła wstrzymywane powietrze i od razu odkręciła pierwszą z nich. Upiła dwa solidne łyki. Już sama świadomość, że zbawienny płyn krąży w jej żyłach, wpłynęła na to, jak błogo zaczęła się czuć.
Nie mogła uwierzyć, że jej terapeuta odmówił wystawienia kolejnej recepty na lek uspokajający. „Jestem pewien, że poradzisz sobie bez tego" – usłyszała na pocieszenie.
Prychnęła.
Ten partacz – pomimo licznych sesji, które odbyli – widocznie dalej nie miał pojęcia, jak ciężkie było jej życie.
Wzrok Jess uciekł z butelki z lekiem do pokrowca, a potem padł na lustro, w którym odbijała się jej zgarbiona sylwetka. Czerwone plamy pokrywały dekolt i obojczyki jak wysypka. Przesunęła palcami wzdłuż ramienia. Ostatnimi czasy coraz trudniej było jej zapanować nad stresem. Przygryzła usta i zaraz je puściła, przypominając sobie o szmince zdobiącej wargi.
„Dobrze, że inni lekarze nie mieli oporów przed wystawieniem odpowiedniej recepty" – pomyślała i jednym ruchem zrzuciła granatową sukienkę. Sięgnęła po białą.
Chwilę później stała już przed lustrem i poprawiała ostatnie kosmyki. Czerwone plamy wreszcie zniknęły, jej oddech się unormował, a całe ciało wydało się lekkie niczym pióra pokrywające delikatny materiał sukni. Przywdziała na twarz najbardziej czarujący, niewinny uśmiech i wyszła z pokoju.
Schodząc po schodach, czuła się tak, jakby płynęła. Jakby zupełnie wyrzuciła z pamięci, że zaraz szkolne, niewinne kłamstwo przemieni się w okrutne oszustwo, które miało zmienić całe jej realne życie.
W salonie byli już wszyscy. Jej dziadkowie od strony ojca zabawiali gości. Zajęli strategiczne miejsce tuż przy choince, żeby służba mogła bez przeszkód przemieszczać się między kuchnią a salonem, z tacami pełnymi jedzenia. Jess stała na beżowych kafelkach i czuła, że zaraz się w nich zapadnie. Surowy wzrok Irene padł na nią. Na ułamek sekundy dziewczyna była w stanie zobaczyć w oczach matki iskierkę akceptacji, ale ta znikła, kiedy tylko babka od strony ojca zadała synowej pytanie.
Oczy Jess zaczęły szczypać. Poczuła, jak oddech grzęźnie jej w gardle. Nie da rady. Nie zrobi tego. Nie posunie się aż tak daleko...
– Pięknie wyglądasz.
Ciepła, męska dłoń przykryła jej rękę. Spojrzała na Matta uśmiechającego się do niej delikatnie.
– Dziękuję – wydukała i odchrząknęła, gdy zdała sobie sprawę z tego, jak żałośnie zabrzmiała. – Masz go?
Chłopak kiwnął głową. Sięgnął do kieszeni. Wyjął pierścionek z ogromnym diamentem, który błyszczał teraz w blasku kolorowych światełek na choince. Oczy Jess na chwilę stały się większe.
Rodowy pierścień Crusów. Nie spodziewała się, że zdecyduje się podejść do tego aż tak poważnie. Już otwierała usta, aby ostatni raz zapytać go, czy jest pewien. Czy naprawdę zamierzają brnąć w to dalej? Matt wsunął pierścionek na palec dziewczyny, zanim powietrze zdążyło opuścić jej płuca z cichym sykiem.
– Nie mów, że nagle obleciał cię strach? – zaśmiał się.
Udawanie przed chłopakiem, że wszystko jest okej, wyraźnie przestało Jess wychodzić.
– Ogłosimy tę parodię oficjalnie i pouśmiechamy się na obiedzie – powiedziała cierpko. – A potem do końca roku szkolnego możemy się do siebie nie odzywać.
Matt zmrużył lekko oczy.
– Matka ci nie powiedziała?
– Czego? – zapytała bez entuzjazmu. Jej uwagę skutecznie odciągnął wibrujący w torebce komunikator sparowany z telefonem. Otworzyła kopertówkę i zaczęła grzebać w środku w poszukiwaniu sprzętu. Nie mogła zrozumieć, jak to możliwe, że nawet w najmniejszej torebce świata znalezienie czegokolwiek zawsze graniczyło z cudem.
– Zostajemy u was aż do rozdania prezentów.
– Czyli co, do dwunastej w nocy? – Wreszcie wyciągnęła mały prostokąt.
Zmarszczyła brwi. Ostatnią rzeczą, której się spodziewała na dzień przed świętami, była wiadomość od syna rosyjskiego oligarchy.

Vladimir Ripaska: Będę mieć do ciebie sprawę. Ufam, że mnie nie zawiedziesz.

Zacisnęła zęby. Trzeba było mieć tupet, aby pisać do niej w taki sposób. Jednak pomimo złości, która początkowo ją ogarnęła, poczuła też strach czający się gdzieś tuż pod jej skórą.
Dobrze wiedziała, że Vladimirowi odważyli się odmawiać tylko głupcy lub... martwi.
– Jess, słuchasz mnie? – Dziewczyna potrząsnęła głową i spojrzała nieprzytomnie na Matta. – Mówiłem, że zostajemy u was na noc.

No better than us [PAPIEROWA PREMIERA 30.08]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz