Kiedy rodzice przekazali mu cudowne wieści, że oto w tym roku święta bożonarodzeniowe spędzą wraz z rodziną jego narzeczonej, roześmiał się, jakby usłyszał dobry żart. Chwilę później okazało się, że ten koszmar to najprawdziwsza prawda.
Telefon do Jess tylko upewnił go, że dziewczyna nie miała z tym nic wspólnego. Tyle przekleństw, ile padło z jej ust, nie usłyszał chyba nigdy.
Zerknął na swoją narzeczoną siedzącą obok niego przy długim stole, suto zastawionym jedzeniem. Prosta jak struna, bardziej przypominała woskową figurę niż żywego człowieka. Matt nabrał ogromnej ochoty, by szturchnąć ją palcem i przekonać się, że dalej jest ciepła.
– Czyli w tym roku szykujecie się do pobicia rekordu Drumford i zdobycia trzeci raz z rzędu pierwszego miejsca w narodowym rankingu drużyn koszykówki? – zapytała Irene, matka Jess.
Skóra dziewczyny wydała mu się znacznie bledsza niż zazwyczaj.
„Może wykitowała, a my siedzimy przy stole z trupem?" – pomyślał i skierował palec w stronę jej brzucha. Musiał sprawdzić. Po prostu musiał...
– Matt?
Jess chwyciła jego palec w dłoń i zacisnęła pięść.
– Moja mama zadała ci pytanie – wycedziła słodko, odwracając na niego swoje upiornie puste spojrzenie.
Wzdrygnął się i wyszarpnął rękę. Odwrócił się do reszty biesiadników.
– Wygraliśmy już jeden z ważniejszych meczów, reszta to czysta formalność. Myślę, że bez trudu ponownie zdobędziemy mistrzostwo.
– Niesamowita pewność siebie. Też powinnyście taką reprezentować, Jess.
– Nasza drużyna cheerleaderek niestety nie może się pochwalić podobną skutecznością co drużyna Matta.
– Jeśli staracie się tak bardzo jak ty o pozycję kapitańską, to faktycznie nie ma co liczyć na sukcesy.
Matt nie sądził, że to możliwe, ale z twarzy Jess momentalnie uciekły resztki prawdziwych emocji.
– Oczywiście. Zapewne masz rację, mamo.
– Misiaczku. – Poczuł, jak czerwienieją mu uszy. Nienawidził, kiedy mama zwracała się do niego w ten sposób przy ludziach. – Opowiedz nam, jak to się stało, że się zaręczyliście? Zapewne słyszałaś już wszystko, Irene...
– Tak się składa, że ominęła mnie ta historia. – Kobieta podniosła do ust kieliszek z winem, drugą dłonią zachęcając Matta, aby rozpoczął opowieść.
Już wiedział, po kim Pearlman odziedziczyła swoją władczą postawę.
– To było tuż przed balem. Jess była zła, że zamiast iść do sali balowej, gdzieś ją ciągnę, wiecie, jak bardzo nie lubi się spóźniać – wypowiedział płynnie ustalone wcześniej kłamstwo, krztusząc się przy tym tylko raz. – Kiedy zobaczyła udekorowany taras na dachu szkoły, już widziałem, że przeczuwa, co się zaraz stanie. Puściłem romantyczną muzyczkę z głośników... Tak, wiem, mamo, że powinienem był wynająć kwartet smyczkowy – dodał, gdy zobaczył otwierające się usta rodzicielki.
– Albo przynajmniej poprosić tego twojego kolegę, żeby coś zagrał – cmoknęła z niezadowoleniem, ale zaraz uśmiechnęła się szeroko. – Opowiadaj dalej.
– Powiedziałem, jak bardzo kocham państwa córkę – zwrócił się bezpośrednio do zupełnie niewzruszonych rodziców Jess. Odchrząknął i przeniósł spojrzenie na równie posągową co oni dziewczynę. – I uklęknąłem. Zanim zdążyłem zadać pytanie, wykrzyknęła „tak".
Uśmiechnął się do niej delikatnie, a przez twarz Pearlman pierwszy raz tego wieczoru przemknął cień prawdziwych, ciepłych emocji.
– Nie powinnaś była tak wyskakiwać z odpowiedzią. A jeśli chciałby cię spytać o coś innego?
– A o co innego miałby pytać, gdy uklęknął na jedno kolano? – Ojciec Jess zbyt mocno odstawił kryształ na blat. Kropelki drogiego whiskey ubrudziły biały obrus.
– Cóż... – zaczęła gospodyni domu, przyszpilając męża chłodnym spojrzeniem. – Wypadałoby jeszcze zapytać nas o zdanie, ale widocznie przestrzeganie konwenansów wyszło już z mody.
– Irene, naprawdę. Twoja córka przynajmniej zaręczyła się z kimś na jej poziomie. Nie to co mój syn. – Matt otworzył lekko usta ze zdziwienia. Babka Jess oficjalnie pojechała po gospodyni, a ta nawet się nie skrzywiła. Wręcz przeciwnie. Na jej usta wypłynął iście złowieszczy uśmiech.
– Masz rację. Twój syn nie dorastał mi nawet do pięt.
– Gratulacje, kochani! – zawołał dziarsko dziadek Jess, wyprzedzając odpowiedź swojej żony, której twarz nadęła się jak balon. Zawtórowali mu wszyscy przy stole i zapadła cisza. Słychać było tylko brzęk sztućców na talerzach i przełykany zbyt pośpiesznie alkohol.
***
Oficjalny obiad dobiegł końca. Ze stołu zniknęły półmiski z jedzeniem, a goście zostali zaproszeni do salonu.
Sporych rozmiarów pomieszczenie było niemal po brzegi wypełnione ciężkimi, drewnianymi regałami pełnymi książek i trzema ogromnymi sofami. Duży kominek, zajmujący prawie jedną trzecią przeciwległej ściany, z założenia powinien dawać wystarczającą ilość ciepła. Ale w tym domu – pomimo rozkręconych kaloryferów – panowała dziwna, mroźna atmosfera.
– Mam nadzieję, że jest wam wygodnie? Jeśli potrzebujecie, służba może donieść dodatkowe fotele.
– Nie ma potrzeby, kochana. Jest wspaniale. – Mama Matta przesadnie energicznie pokręciła głową.
Chłopak podniósł brew. Siedzieli tak blisko siebie, że on i Jess prawie stykali się kolanami. A widząc niezadowoloną minę matrony rodu Pearlman, która co jakiś czas chrząkała coś pod nosem, Matt mógł bezsprzecznie stwierdzić, że podziela jego zdanie.
– Adel, podobno w tym roku również wystawiacie coś na aukcji dobroczynnej podczas sylwestrowego balu. Zdradzisz, co zaplanowaliście? – rozpoczęła rozmowę matka Jess, zwracając się do jego rodzicielki.
– Och, to będzie coś wyjątkowego!
Matt w tej sekundzie stracił wszelkie zainteresowanie rozmową. Jedyne, o czym marzył, to zwolnienie ich z obowiązku siedzenia z rodzicami i zgoda na udanie się na spoczynek. Jego nintendo switch z najnowszą grą tylko czekało, aż w końcu weźmie je w swoje ręce. Gdyby to był jego dom, już dawno by się ulotnił.
– Spadamy? – zapytał półgębkiem, zwracając się do Jess.
– Chyba oszalałeś? – wyszeptała.
– Odfajkowaliśmy już kolację, więc możemy znikać.
Dziewczyna odwróciła do niego pół twarzy i zmrużyła gniewnie oczy.
– Jak będziemy mogli „znikać", to nas odprawią. A tymczasem buzia na kłódkę.
– Ty i te twoje...
– Ja i te moje, co? – Szept Jess stał się o pół tonu donioślejszy. – Dobre maniery? Szkoda, że ty o swoich co chwilę zapominasz.
– Chyba was zanudzamy?
Irene patrzyła prosto na nich.
– Skądże znowu! – zaprzeczyła Jess.
– Trochę tak – stwierdził Matt.
Powiedzieli to jednocześnie.
– Synu! – Ojciec na chwilę zaniósł się donośnym kaszlem. – Takie zachowanie jest nie na miejscu. Jesteśmy tutaj gośćmi.
– Gośćmi, którzy są już trochę zmęczeni... – mruknął w odpowiedzi na słowa ojca, nie mogąc się powstrzymać.
Jess posłała mu jadowite spojrzenie. Wzruszył ramionami. W sumie on był piekielnie znudzony i zmęczony. W nosie miał to, co pomyślą rodzice.
– Jeśli to nie problem, to z chęcią udałbym się już do swojego pokoju.
Starał się zignorować kolano Jess, które mocno napierało na jego udo.
– Miałam nadzieję, że poznam cię bliżej, Matt. – Matka dziewczyny uśmiechnęła się do niego tak ciepło, że pewnie każdy inny na jego miejscu zostałby, chcąc opowiedzieć jej o sobie wszystko. Ale znał Jess już zbyt dobrze. A tę sztuczkę z pewnością podpatrzyła u rodzicielki.
Uśmiechnął się równie czarująco i skinął głową. Jeśli chciała grać w tę grę, to on z chęcią wprowadzi trochę swoich zasad.
– Podróż była wymagająca, ale jutro z pewnością będzie jeszcze wiele okazji do rozmowy. – Wstał i przeciągnął się, aby podkreślić, jak bardzo jest zmęczony. Nadeszła pora zadania pytania, które wisiało nad nim jak cień przez cały wieczór. – Gdzie mogę znaleźć mój pokój?
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Matt mógłby niemal przysiąc, że Jess zastygła w oczekiwaniu, a jego matka i babka dziewczyny z zaciekawieniem zerkały na Irene. Nawet mężowie, do tej pory pochłonięci rozmową o biznesie, umilkli, czekając na odpowiedź. Matka dziewczyny chyba poczuła, że znalazła się w centrum uwagi. Założyła nogę na nogę, wystudiowanym gestem poprawiła włosy i zrobiła długi, irytujący wdech.
– Na drugim piętrze – zawiesiła głos, a Matt odniósł wrażenie, że cały pokój na chwilę przestał oddychać. – Trzecie drzwi na lewo. W greckim pokoju gościnnym.
Jess gwałtownie podniosła się z miejsca.
– Pokażę ci.
– Dobry pomysł, jeszcze bym się zgubił. – Chłopak uśmiechnął się do niej łobuzersko.
– W sumie dobrze, idźcie, idźcie. Lepiej teraz, niż gdybyśmy mieli was słyszeć w nocy.
Skulił ramiona i rzucił matce karcące spojrzenie. Znacznie skuteczniej od ojca potrafiła sprawić, że miał ochotę zapaść się pod ziemię.
Wyszli ramię w ramię, odprowadzani przez głośne śmiechy jego rodziców i kurtuazyjne chichoty rodziny jego narzeczonej.
Wspięli się na piętro i Jess ruchem dłoni wskazała mu drzwi.
– Twój pokój.
Matt nachylił się do niej z uśmiechem.
– Nie musisz dziękować.
– Dziękować? – Dziewczyna spojrzała na niego, jakby był co najmniej niespełna rozumu.
– Uratowałem cię przed rodzinnym posiedzeniem.
– Nie prosiłam cię o żaden ratunek.
– Widzisz, jakim idealnym chłopakiem jestem? Nawet nie musisz nic mówić, a ja i tak wiem, co robić.
– Ciekawe... Czyżby próba związania się z Angelą była jedną z tych rzeczy?
Zamarł. Od momentu balu dziewczyna nie odezwała się do niego ani słowem. Dopiero po tym, jak wybiegła z sali, zdał sobie sprawę, jak fatalnie wszystko rozegrał. Powinien był najpierw się wytłumaczyć, wtajemniczyć Angelę w plan jego i Jess. Ale w tamtej chwili zbyt pochłonięty był tym, aby nikt nie dowiedział się, że ich zaręczyny były jedynie ściemą. W to kłamstwo uwierzył przecież sam „New York Times".
Pozwolił, aby jego uczucia zeszły na drugi plan, kierując się jedynie chłodną kalkulacją. Całe życie tak postępował i całe życie tak samo robiło jego najbliższe otoczenie. Liczył na to, że Angela zrozumie. Po stu nieodczytanych esemesach z prośbą o spotkanie dotarło do niego, że nie.
– Matt...
– Dobranoc, Jess – rzucił oschle i zamknął się w pokoju.
CZYTASZ
No better than us [PAPIEROWA PREMIERA 30.08]
Teen FictionWitajcie w Drumford, gdzie złote drzwi zamykamy diamentowym kluczykiem. Angela po koszmarnym pierwszym półroczu, zamierza wziąć sprawy w swoje ręce. Ma dość grania drugich skrzypiec. Świadoma, że układ, w który wchodzi jest niebezpiecznych, nie ma p...