Nie pamiętała, jak znalazła się w swoim pokoju, ani jak założyła na siebie buty i kurtkę. Miała jedynkę, to znaczy, dwójkę, bo wyszło nieparzyście, nikt nie chciał do niej dołączyć. Na teraz to w sumie dobrze, bo chciało jej się płakać.
W sumie, czemu? Przecież nic się nie stało. Beksa lala będzie płakać, kiedy nic jej się nie dzieje? Bez sensu. Zdusiła gorzkie łzy w gardle, zawieszając wzrok gdzieś między odpadającym tynkiem na ścianie, a nierównymi sznurówkami na butach. Łatwo odwrócić uwagę, zdysocjować. Wielki kamień na klatce piersiowej pozostał, ale jak zwykle, na twarzy nie ma śladu.
Potem wybiła magiczna 8:45 i uznała, że zmieni pozycję. W korytarzu, jakby tam było bezpieczniej. Założyła swoje wielkie słuchawki, i włączyła coś mocnego, żeby nic już nie słyszeć, i nic już nie czuć.
Kinga z Julką wyłoniły się z pokoju naprzeciwko, w chmurze bananowo-malinowo-chujwiecoto e-peta, śmiały się, gadały o czymś. Marta stanęła, opierając się o ścianę, czekając na następny etap dnia, który musi zostać zaliczony.
– Oj Martiiii... – Zawołała Kinga przyjaźnie, ale jej wzrok zdradzał co innego.
- Martii, jak było wczoraj na tańcach? – Zapytała Julia, takim tonem jak do przedszkolaka.
Marti milczała, bo doskonale wiedziała, o co im chodzi. Chciały się z nią pobawić, poudawać przyjazne, gdy tak naprawdę uznają ją za imbecyla. Dała się na to nabrać już kilka razy w życiu, gdy była na tyle naiwna. Teraz udawała, że ich nie słyszy, skupiona na dźwięku metalu. Sztywna, jak słup soli.
– Ale wczoraj tańczyłaś z naszą koleżanką. Fajnie było, nie, Marti? – Ciągnęła Julka, po czym znów zaciągnęła się mgłą elektryka.
– Fajniej byłoby tylko, gdybyś tańczyła z jakimś chłopakiem. Może z rudym? – Kinga i Julia zachichotały. Rudy był chłopakiem z jakiegoś rodzaju niepełnosprawnością intelektualną. Prawie nie mówił, znany był z chowania się pod ławkę ze strachu i robienia modeli samolotów. Właśnie pokazały swoje prawdziwe oblicze, parując ją z inną osobą gorszego sortu.
Marta milczała. Wie, że jeśli powie cokolwiek, będzie tylko gorzej. Bo co miała powiedzieć? Nawet jeśli nie zamieniła z gościem słowa, nazwą ją i jego zakochaną parą. W końcu to milczenie wydało im się dziwne.
– Ej Marti, wszystko okej?
– No właśnie, wszystko dobrze Martusia?
Z tym sztucznym zmartwieniem odegrały teatrzyk godny szkoły podstawowej. Julia nawet obtarła jej policzek, jak to się robi małemu dziecku.
Ten dotyk... fala dyskomfortu przepłynęła przez jej ciało. Odruchowo odrzuciła jej rękę na bok, prosta reakcja na bodziec. Z jej oczu wreszcie popłynęły długo tłumione łzy.
– ZOSTAW MNIE! – Krzyknęła, i pobiegła do łazienki, żeby nikt jej nie zobaczył.
– Jezus Marti – prychnęła Julia – to już jest przemoc.
– Ta, ją trzeba wysłać do psychiatryka.Chwilę później, na korytarzu zebrał się spory tłum, do którego dołączyły Estera z Sonią. Nauczycielka zwołała zbiórkę, wszyscy marszowali na wycieczkę po Pradze. Nawet Marta włóczyła się gdzieś tam na szarym końcu.
– Sorka że nas nie było dziewczyny, jak tam? –Ester jednak zależało na koleżankach. Bądź co bądź, bezpieczniej w liceum trzymać się razem. Samotne wilki zginą bez stada.
– A luźno, nuda. – Odparła Kinga
– Sorka że tak się przypierdoliłam do Mateusza, to nie jest mój chłopak, nie?
– Spoko – przybiły żółwika – bros before hoes, nie? – zażartowała
– Sisters before misters – wymyśliła Julia
– Bitches before snitches... – Ester dodała, trochę akward, bo nie pasuje – Imo Mateusz nie snitchuje, ale wiadomo.
– No, wiadomo. – Westchnęła Kinga. – To też nie tak że Mateusz jest najlepszą partią w szkole, nie?
– No... no nie. – Ester czuła się akward, tak bardzo akward. Nawet nie tylko ona, cała grupa. Zrobiło się jakoś cicho. Cała grupa stanęła na Moście Świętego Karola, pierwszej atrakcji.
– Wiesz w ogóle jaka Marti jest psychiczna? – zaczęła Julka – Sama mnie uderzyła.
– Ale co?
– No uderzyła mnie w rękę. Wariatka.
– Jak to cię uderzyła? – Esti nie chciało się w to wierzyć, z resztą, nie bardzo podobał jej się ten temat konwersacji.
– No normalnie.
– Ja to widziałam! – padła deklaracja od Kingi. – Uderzyła ją sama z siebie. Nic jej nie zrobiłyśmy.
– To nie możliwe. Sama z siebie by cię nie uderzyła. Nie prowokowałaś jej w żaden sposób?
– Przecież ci mówię, że zrobiła to sama. Ja tylko zapytałam, czy nic jej nie jest. – Julia odwarknęła, już zmęczona linią pytań, która sama zaczęła - Jest psychiczna i tyle.
– Kiedyś ją zamkną w psychiatryku.
Estera nie dodała nic do tego, bo była rozdarta. Po tej jednej nocy wciąż wiedziała niewiele o Marcie, ale psychiczna? To nie jest słowo, którym by ją opisała. Ekscentryczna i dziwna? Może, ale w jej inności nie było nic niebezpiecznego. Ot, kolejna osoba, która po prostu lubi się uczyć, i ciężko jej znaleźć przyjaciół. Ile takich osób jest na świecie?
Spojrzała do tyłu, aby ją dostrzec, i odnaleźć prawdę. Tu słyszy jedno, a w głębi duszy czuje zupełnie coś innego. Nie znała tego, co odczuwała, patrząc na nią z daleka, gdy pochyla się nad krawędzią mostu trochę za bardzo. Jej ciało przeszedł nagły dreszcz. Marto, czy ty chcesz skoczyć w wodę?
Nie chciała, tylko patrzyła na fale, aby się uspokoić. Jej twarz była jeszcze brzydka i czerwona – niegodna oczu innych ludzi. Schowała ją w ciemnych włosach. Fale na rzece były spokojne i niewielkie. Przypominały jej o korpuskularno-falowej naturze materii. Wyobrażała sobie każdą małą cząsteczkę wody, która powoli podnosi się i rytmicznie upada, w pełnej harmonii z innymi. Oh, ile dałaby, żeby teraz rozpłynąć się na te miliardy spokojnych cząsteczek, zlać się z otoczeniem. Zniknąć jako cierpiąca jednostka, stać się zbiorem zmian w energii i amplitudzie, bez głębszego sensu. Może kamień wrzucony do rzeki, albo kawałek spróchniałego pnia zaburzyłby ten spokój, ale nie na długo – woda zawsze znajdzie rozwiązanie. Wypełni każde naczynie, wsiąknie w każde podłoże. Chociaż może najlepszą cechą bycia materią nieożywioną jest brak uczuć i aspiracji, brak celu i potencjału. Tak, to byłoby idealne.
– Hej Marta – Estera podbiegła do niej kawałek. Jej oddech był nieco szybszy, trochę przez wysiłek, trochę przez zmartwienie. – Wszystko okej?
– Mhm – mruknęła ta, nie chcąc prowadzić rozmowy. Na co jej te uczucia, których i tak nie rozumie? Na co jej wystawiać się na cierpienie, skoro nie ma żadnych szans na przyjaźń?
- Takie jak ona nigdy cię nie polubią – powiedziała sobie – to wszystko to kłamstwo, żeby mnie zranić.
– Co... co robisz? – Wiedziała, że coś jest nie tak. Poznała to instynktownie, no i po zaczerwienionej twarzy.
– Podziwiam widoki.
– Oh... racja. – Oparła się o kamienną barierkę, blisko niej. – Ładnie tu, nie?
– Ta.
Ester zrozumiała, że nie może owijać w bawełnę. Coś było bardzo nie tak, nie chciała zostawiać jej w takim stanie.
– Chuj wie czy nie skoczy z mostu.
– Twoja twarz jest czerwona... – zaczęła, nie mając pojęcia, czy powinna. Ale walić, lepsze to niż samobójstwo na jej głowie – czy ty... płakałaś?
Marta próbowała się schować, ale nie mogła. Emocje buzowały w niej od dawna, ten lęk, ten smutek, zazdrość, gniew, cholera wie co jeszcze.
– Tak, płakałam! – Nareszcie spojrzała jej w oczy, w pełnej okazałości. Z pozostałościami cholernych smarków na twarzy, zaczerwienionymi oczami, twarzą, zaschniętymi łzami. Prawdziwy płacz nigdy nie jest ładny. – Co, chcesz się ze mnie śmiać? – Wybuchnęła przed nią, kolejną falą tego samego. Nadeszło tsunami, przerwało tamę, którą postawiła, bo woda zawsze znajdzie rozwiązanie. Miała dość, tak cholernie dość, swojego kretyńskiego, spierdolonego życia, swojej powalonej sytuacji, i siebie – siebie już najbardziej.
– Nie! Nie, nie, w życiu. Nigdy nie będę się z ciebie śmiać. – Chciała ją przytulić, ale nie wiadomo, czy to w tej chwili właściwe. Szkoda, że jedyne co jej mogła zaoferować, to mokre chusteczki z plecaka, i współczucie. – Marti... Co się dzieje?
Zapłakana koleżanka nie mogła wydusić z siebie niczego przez dłuższą chwilę. Wydmuchała nos w zaoferowaną chusteczkę, patrzyła w dal, żeby nie zwracać na siebie uwagi.
– Przecież wyglądam tak brzydko...
– Marti... – Ester ujęła jej dłoń delikatnie. Wszystko po przyjacielsku, oczywiście, nic innego – Marti, wszystko będzie dobrze. Nie wiem... – słowa były dziwnie ciężkie do powiedzenia – nie wiem, co ci się teraz dzieje, ale przetrwasz to. Będzie lepiej, rozumiesz? – Żałowała, że generyczne słowa pocieszenia to jedyne, co może jej zaoferować.
– J-Jak... jak mam ci zaufać? – wypaliła z siebie nagle Marta. Nareszcie mogła ubrać to, co czuje w słowa. – Wczoraj dobrze się razem bawiłyśmy, dzisiaj twoje przyjaciółki z-znowu sobie ze mnie żartują! I tak jest zawsze, wiesz? Wszyscy sobie ze mnie żartują! Tak to wygląda! – Zaszlochała, pełna bólu. Pękła wewnętrznie, więc wyrzucała z siebie uczucia, jak z karabinu. – I wiesz co? Wiem, że ty też teraz żartujesz! Jestem dziwadłem, nikt nie chciałby być moim przyjacielem! Rozumiem to, nie jestem głupia, chociaż tak myślicie! I co, Esti, udawałaś wczoraj że mnie lubisz całą noc, prawda? Żeby potem zrobić ze mnie żart! Zawsze tak robicie... to jest zawsze to samo! – Nadeszło kolejne tsunami łez, gorsze od poprzedniego. I kolejne, i kolejne, a jej małe ciało ledwo to wszystko znosiło.
Chrzanić konwenanse.
– Uspokój się. – Przytuliła ją wreszcie, jak... dobrą przyjaciółkę, bo przecież tym są, tylko tym. – Nie udawałam, że cię lubię, tylko naprawdę cię lubię. Jesteś... spoko. Dziwna, ale spoko.
Marta nie oddała uścisku. Dawno nikt jej nie potraktował jej tą prawdziwą empatią – nie dlatego, że jest biednym autystycznym dzieckiem, albo żeby wyciągnąć od niej coś w zamian, tylko prawdziwym współczuciem.
– Naprawdę?
– Oczywiście. – Uścisk zaczął się tak szybko, jak się skończył. No ale cóż, nie był dłużej potrzebny. – Powiem moim przyjaciółkom żeby ci już nie dokuczały, dobrze?
– Dzięki – Marta wysmarkała nos po raz ostatni. Było lepiej, naprawdę lepiej.******
Podziwiajcie mój komiks. Tak, nie umiem rysować.Próbowałam zrobić Marti oczy jak ten stworek autyzmu ale nie wyszło. Za to jest smutno...
W sumie moje życie jest smutne, whatever, macie to
CZYTASZ
Rzeczy nieobliczalne - G x G
RomanceMarta nie jest popularna - jest szkolnym „dziwadłem" przez swoją miłość do nauki i introwertyczność. Na pewno dla Estery - popularnej siatkarki, która jest zawsze w centrum wydarzeń. Kiedy ich drogi przez przypadek się krzyżują, powstaje przyjaźń j...