Tydzień minął mi jak jedno mrugnięcie. Treningi, szkoła, spędzanie czasu z ojcem i Willem stał się już dla mnie rutyną. Ich dwójka naprawdę zaczęła znajdywać wspólny język i patrzyli mniej krzywo na siebie. Wróćmy do chwil obecnej. Siedziałam przy biurku, patrząc w ekran laptopa. Dziś wypadł dzień, kiedy łączyłam się z psycholożką i opowiadałam co działo się u mnie. Było to takie jakby podsumowania miesiąca by ustalić, czy mam wrócić do leków, czy nadal jest mi potrzebna opieka psychologa.
W ciągu godziny skróciłam Margaret co działo się u mnie. Nie owijałam w bawełnę tylko mówiłam wszystko. Poruszałam temat stalkera, strzelaniny na lodowisku i to jak rozwija się moja relacja z Costello. Liczyłam na jedno by nie dostać znów leków, po których nie przesypiałam nocy i bardzo mało jadłam. To był najgorszy scenariusz na ten moment. W myślach błagam, aby wszystko potoczyło się dobrze, choć cisza ze strony kobiety nie była niczym dobry. Z wielkim stresem czekałam aż się odezwie.
- Cóż nie jest dobrze, ale też nie jest najgorzej Aurora - kamień spadł mi z serca. - Jednak...powinnam ci przypisać tabletki abyś w razie ataku paniki je miała....
- Dobrze wiesz, że nie mogę brać leków teraz....
- Wiem Aurora mam to na uwadze...jednak powiedz mi co jest ważniejsze twoje zdrowie czy zawody? - zapytała mnie.
Otworzyłam usta by od razu jej odpowiedzieć. Pomimo mojej pierwszej myśli zawahałam się, ponieważ wiedziałam, iż jest to jej standardowe zagranie abym przejrzała na oczy. No moje zdrowie, ale zawody też są ważne! - pomyślałam.
- No....moje zdrowie... - wyznałam z lekkim zawahaniem.
Nie musiałam jej widzieć, aby wiedzieć, że na jej twarzy maluje się duży uśmiech satysfakcji. Jeszcze chwilę porozmawiałam z Margaret i rozłączyłam się. Odruchowo podniosłam głowę ku górze by dostrzec wskazówki zegara. Dochodziła dziesiąta, więc miałam jeszcze kilka godzin do konkursu. Tak dziś był pierwszy etap kwalifikacyjny do międzynarodowego konkursu łyżwiarskiego, a ja za wszelką cenę chciałam się tam dostać!
Odsunęłam się do tyłu, a krzesło zaszurało po drewnianej podłodze. Nie zwracając na to uwagi wstałam, zdejmując bluzę z siebie. Ruszyłam na dół domu by zejść do piwnicy, gdzie mieściła się siłownia i mała sala fitness połączona z idealnym miejscem do medytacji. Chciałam choć trochę się oczyścić z negatywnych emocji, bo czekało mnie dziś dużo stresu. Miałam do odebrania strój na konkurs, Will musiał pojechać do apartamentu po moje łyżwy. Godzinę wcześniej muszę być na lodowisku. Dzień pełen wrażeń i tyle.
Zaczęłam schodzić po drewnianych schodach, które prowadziły do piwnicy. Każdy krok wydawał ciche skrzypienie, które odbijało się echem w cichym domu. W ciemności piwnicy witało mnie przytłumione światło, sączące się spod drzwi do siłowni. Medytacja to był mój taki mini rytuał przed każdym występem na lodzie, którego starałam się trzymać.
Otworzyłam drzwi i poczułam chłodny, wilgotny powiew powietrza. Pomieszczenie było skromnie oświetlone, z jednym oknem zasłoniętym ciężkimi zasłonami. Sprzęt do ćwiczeń stał w równych rzędach, ale dziś nie przyszłam tu, żeby trenować. Usiadłam na miękkiej macie w rogu, z dala od ciężarów i maszyn. Skrzyżowałam nogi i zamknęłam oczy, biorąc głęboki oddech. Powoli wdychałam zimne, wilgotne powietrze piwnicy, czując, jak wypełnia moje płuca. Wydech przyniósł ukojenie i ulgę. Skoncentrowałam się na rytmie swojego oddechu, pozwalając myślom płynąć i odpływać jak fale.Z każdym oddechem wyobrażałam sobie, że dziś wszystko pójdzie tak jak powinno. Będę na lodzie jak zwykle poczuję wiatr w włosach, a wszystkie złe myśli opuszczą mnie na czas występu. Ciemność piwnicy przestała być przerażająca, stała się schronieniem, miejscem, gdzie mogłam być sama z własnymi myślami. Odcięłam się od co dziennego świata i skupiłam na samych dobrych wspomnieniach z lodem i moim bliskim.
CZYTASZ
Ice Princess
RomanceGdy tylko moje życie na nowo zaczęło się układać, ktoś musiał to rujnować. Adrenalina, ból i częściowa samotność towarzyszyły mi co jakiś czas przez specyfikę pracy mojego taty. Co z tego, że miałam wszystko, co tylko zapragnęłam? Ja tylko potrzebow...