Wzięłam głęboki oddech i rodzącym głosem potworzyłam słowo, które mówiłam już od kilku godzin.
-Nie wiem!
Siedziałam w pokoju przesłuchań już dobre kilka godzin czekając aż rząd ze strony Grecji potwierdzi im moją tożsamość i będą mogli mnie deportować. Przez strefę czasową czas oczekiwania na zatwierdzenie się wydłużał. Aktualnie jeden z wojskowych próbował mnie złamać i nakłonić do gadania, lecz ja grałam głupia. Prawie mu płakałam, że chce wrócić do taty i nic nie wiem na temat interesów mojego wuja. Jednak mężczyzna był nie ugięty i próbował dążyć do swojego celu.
-Powtórzę pytanie panno Salvatore…co łączy panią z zatrzymanym?
-Jest moim ojcem chrzestnym - powiedziałam zgodnie z prawdą. - Więc to mnie łączy…
-Czyli wie pani o jego interesach?
-Jakich niby? - odpowiedziałam mu pytaniem. Wiedziałam o co mu chodzi, ale musiałam teraz ratować moją skórę i jego. - Ma firmę budowlaną i transportową…
Mundurowy pokręcił głową jakby nie dowierzał, że nadal powtarzam to samo. Nie sprzedam rodziny, nigdy! Chociaż mogłam to zrobić po tym co on zrobił wolałam nie wkopywać go. Przez jedną prostą rzecz, czyli to, że i tak już będzie skończony, gdy ktoś się dowie o utargach z Amous’em. Mogłam mu dołożyć, ale po co? Nagle facet wstał od stołu i wyszedł z pomieszczenia pozostawiając mnie znów samą. Westchnęłam niezadowolona i położyłam głowę na blacie stoku. Co teraz będzie? Jedno wielkie gówno! Nic nie migałam zrobić, a mogłam. Obwiniać się o to, że poszłam na tą walkę i potoczyło się tak jak potoczyło. Podłożyłam dłonie pod głowę i zamknęłam oczy. Jak zasnę stracę wiedzę jaka jest godzina, ale nawet teraz nie wiem tego… Nie pozostało mi nic innego jak poprosić oddać się czarnej dziurze i mieć nadzieję, że żaden zły sen do mnie nie przyjdzie.Jednak na długo nie zostałam w takim stanie. Ktoś gwałtownie otworzył drzwi, które uderzyły z impetem w ścianę. Podniosłam się tak samo szybko co położyłam. W drzwiach stał facet, który dowodził tamtą akcją w domu wujka. W oczach miał iskry determinacji. Jakby wierzył w to, że coś ze mnie wyciągnie. Zmarszczyłam brwi nie wiedząc do końca co zamierza. Drzwi trzasnęły zamykając się, a ja podskoczyłam do góry ze strachu. Najszybciej jak umiał zmniejszył odległość między nami. Dłonie oparł o blat stołu i jako pierwszy zabrał głos.
-Myślisz, że tak łatwo nas oszukasz?! Doskonale wiemy kto i jak współpracuje z narkos!
-Narkos? - powtórzyłam nie rozumując.
Przez chwilę się zawahał jakby wyczuł, że nie za bardzo wiedziałam o co chodzić z słowem ,,narkos”. Domyślałam się o co może chodzić jednak zbiłam go lekko z tropu. Może to i dobrze?
-Alan Collombo to baron narkotykowy- wyjaśnił mi jak małemu dziecku.
-Co?
-Nie udawaj głupiej! - ryknął, a przez moje ciało przeszedł dreszcz strachu.
-N-nie udaje…
Pociągnęłam nosem by zagrać jak najbardziej wiarygodnie. W tym czasie do pomieszczenia wszedł kolejarzy mundurowy z dobry wieściami dla mnie. No może nie aż tak dobrymi, ale jednak cieszyłam się na jego słowa.
-Mamy zgodę na deportację do Grecji, rząd potwierdził jej obywatelstwo
Odetchnęłam z ulgą, opierając się o ramę krzesła. Bogowie wysłuchali mnie - pomyślałam. Wzięłam głęboki wdech, a dłońmi zakryłam twarzy, na której malował się lekki uśmiech zwycięstwach. Byłam w jakimś stopniu wolna i nie musiałam się martwić o dalsze przesłuchanie przez wojsko meksykańskie. Collombo został sam i musi jakoś wybrnąć- pomyślałam. Zawsze dawał sobie radę to i teraz da! Mężczyzna, który mnie przesłuchiwał wyprostował się i warknął coś pod nosem. Szybkim korkiem opuścił pomieszczenie, łapiąc za kołnierz swojego podwładnego i pociągnął za sobą. Drzwi znów zamknęły się z hukiem, a ja położyłam na nowo głowę na blacie. Teraz czekać już tylko aż przewiozą mnie na lotnisko- pomyślałam. Dziwiło mnie jedno. Czemu deportacja, a nie nakaz opuszczenia kraju? Mogłam przeczesz sama opuścić Meksyk. Wystarczył jeden telefon do ojca. I puf! Już mnie by tu nie było! Statystki im spadły, że robią co robią? Nie pozostało mi nic innego jak czekać...
Przez to całe zamieszanie straciłam poczucie czasu i wszystko jeszcze bardziej mi się dłużyło, a już szczególności lot. Niby leciałam z obstawą, ale były to tylko dwie osoby. Jakiś żołnierz i urzędnik państwowy. Niby byłam doskonal świadoma, że lot będzie trwał aż osiemnaście godzin. Lecz przez sytuacje czułam, że te ten lot jest z dwa jak nie i trzy raz dłuższy. Dwóch obywateli Meksyku rozmawiali z sobą, jedyne co wyłapałam z te rozmowy był fakt, że mój tata będzie czekał na lotnisku. Jeśli on to i Costello z Ksawerym, który przyczynił się do wywiezienia mnie z kraju. Fajne powitanie – pomyślałam.
CZYTASZ
Ice Princess
RomanceGdy tylko moje życie na nowo zaczęło się układać, ktoś musiał to rujnować. Adrenalina, ból i częściowa samotność towarzyszyły mi co jakiś czas przez specyfikę pracy mojego taty. Co z tego, że miałam wszystko, co tylko zapragnęłam? Ja tylko potrzebow...