– Laro, pozwól do mnie na chwilę – iście irytujący głos mojego przełożonego dobiegł do mnie z sąsiedniego pomieszczenia. Podniosłam się z krzesła i weszłam do jego biura, spodziewałam kolejnego opierdzielu lub innej krytyki.
– Słucham wielmożnego szefa... – skrzyżowałam ręce na piersi, stanęłam na środku pokoju. Dokładnie tak, jak uczą cię na wszystkich szkoleniach internetowi coache. Zaznaczyłam swoją pozycję samcy alfa.
– Wieczorem całą firmą wybieramy się do nowo otwartego pubu... Tipsy Toad.
– Tipsy Toad? – zapytałam, nie ukrywając zdziwienia. Uwielbiałam nietypowe i zabawne nazwy firm, ale to był wyższy poziom żenady.
– Tak. Będę po ciebie około osiemnastej, bądź gotowa.
– Słucham? – podniosłam głos, wyraźnie zirytowana. Jeszcze tego mi brakowało.
– Jest piątek... – oderwał wzrok od laptopa i spojrzał na mnie. – Chcesz mi powiedzieć, że masz inne plany?
– Tak, ja i George zabieramy nasze dzieci na wycieczkę. Chcemy, aby przed śmiercią chociaż raz zobaczyły Wielki Kanion.
– Dlaczego nie możesz być normalna? – skrzyżował ręce na piersi i westchnął głęboko.
– Próbowałam raz... najgorsze trzydzieści sekund mojego życia!
– Nie chcę słyszeć żadnych wymówek – pokręcił nerwowo głową. – A już na pewno nie chcę słyszeć o nieistniejącym mężu i dzieciach. Będę po ciebie o osiemnastej.
– Ale...
– To polecenie służbowe – przerwał mi. – Masz być gotowa i zabierz ze sobą dobre nastawienie.
– Naturalnie, szefie. Poszukam go, bo wydaje mi się, że gdzieś się zawieruszyło...
Zaczęłam rozglądać się wokół siebie, aż w końcu wsadziłam rękę do kieszeni. Wytrzeszczyłam oczy i wyciągnęłam dłoń, po czym pokazałam samym środkowy palec wymierzony wprost w stronę swojego przełożonego. Gdy już stwierdziłam, że wyczerpałam do zera cierpliwość Richarda, wróciłam do swojego biurka.
Lara Baxters: Mam dzisiaj iść na event organizowany przez moją firmę.
Lara Baxters: Co powinnam założyć?
Lara Baxters: Myślisz, że lepiej będzie ubrać się klasycznie — biała bluzka i spódniczka?
Lara Baxters: A może zaszaleję?
Lara Baxters: Kai, mam dziś ochotę na małe szaleństwo...
Szaleństwo dzisiejszego dnia naprawdę było mi potrzebne. Tak potrzebne, że gdy po drugiej w nocy moje nogi wyprowadziły mnie na zewnątrz klubu, miałam ochotę jednocześnie pić dalej i wymiotować. Dobrze radziłam sobie z udawaniem, że wszystko jest w porządku, a ja bawię się świetnie.