❀ rozdział 4

36 15 69
                                    

– Laro, naprawdę dobrze cię widzieć – Amelia uśmiechnęła się do mnie promiennie, gdy tylko przekroczyłam drzwi wejściowe do biura.

– Ciebie też, Amelio – skłamałam w odpowiedzi. – Wszystko w firmie dobrze?

– Richard prosił, aby ci przekazać, żebyś wpadła do jego gabinetu – podsunęła stertę papierów w moją stronę, starannie spiętych czarnymi klipsami.

– Naturalnie – burknęłam. Wiedziałam dokładnie, co to oznacza.

Skierowałam się od razu w stronę zbyt dobrze znanego mi pomieszczenia. Zerknęłam na teczkę i od razu miałam ochotę zawrócić. Udałabym, że potrącił mnie samochód w drodze do firmy. Zostałabym w domu przez dwa lub trzy tygodnie. Może dzięki temu uniknęłabym kolejnej styczności ze znienawidzonym przeze mnie klientem?

– Wielmożny szef wzywał? – zapytałam, otwierając szklane drzwi.

– Laro, usiądź, proszę – wskazał na pusty fotel po przeciwnej stronie biurka. Tak bardzo nie chciałam tam siadać. Wizja wypadku była zdecydowanie kusząca.

– Muuuuszę? – przeciągnęłam. Próbowałam zrobić oczy w stylu uroczego kota w butach. Dobrze, że nie widziałam, jak wyglądam, bo byłam pewna, że nie wyszło to za dobrze.

– Jak cię tu zatrudniałem, mówiłaś, że marzysz o projektach z dużymi korporacjami – skwitował. Oparł łokcie o blat i nachylił się w moją stronę.

– Strasznie pierdoliłam. Ewidentnie byłam głupsza, niż jestem teraz – skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Zacisnęłam pięści, wiedząc, że jestem w potrzasku.

– Byłaś bardzo zmotywowana, nadal jesteś, ale trochę cię rozpuściłem – zaśmiał się. – Zawsze podążaj za swoim sercem.

– Z mojego doświadczenia wynika, że moje serce prowadzi mnie do totalnej zagłady i nieszczęścia.

– Powinnaś też pamiętać, aby zabrać ze sobą mózg na te wyprawy.

– Naprawdę miłe. Byłeś ostatnio na jakimś kursie, z zarządzania pracownikami? – burknęłam. – Będę w swoim biurze.

Skierowałam się do swojej komfortowej przestrzeni i upewniłam się kilkukrotnie, że zamknęłam drzwi na klucz. Jeśli faktycznie miałam zająć się projektem dla ogromnej firmy, potrzebowałam spokoju. Ciszy i możliwości na pełne skupienie. Nienawidziłam pracować, gdy ktoś ględził mi nad uchem. Dodatkowym atutem zabarykadowania się tutaj, był brak możliwości wizyty Williama.

Lara Baxters: Dostałam kolejny projekt w robocie.

Lara Baxters: ILE MOŻNA, KAI?

Kai Rogers: Czym się zajmujesz? Wiem, że zarządzasz projektami, ale dokładniej?

Lara Baxters: Ostatnio miałam przyjemność koordynować wdrożenie nowego produktu.

Kai Rogers: Brzmi dobrze, ciekawie...

Lara Baxters: Był to wegański, bezglutenowy batonik z kofeiną...

Kai Rogers: Cofam swoje słowa. Brzmi obrzydliwie.

Lara Baxters: No właśnie!

Lara Baxters: Zwolniłabym się, ale boję się, że ta firma by beze mnie upadła.

Kai Rogers: Masz jakąś wizję na przyszłość?

Lara Baxters: Tak, zamierzam unikać tych twoich pytań tak długo jak to możliwe

Lara Baxters: Tak, zamierzam unikać tych twoich pytań tak długo jak to możliwe

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
ConnectedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz