Rozdział piąty

2K 416 29
                                    

#puckmeupLS

Ze snu wybudza mnie dzwonek do drzwi.

Buffy miauczy z pretensją, uciekając z łóżka, gdy podrywam się do siadu i rozglądam półprzytomnie dookoła. Zanim położyłam się w nocy, nie ustawiłam sobie budzika, i teraz z przerażeniem stwierdzam, że dochodzi już dziesiąta.

To pewnie dlatego, że byłam półżywa, gdy wróciłam z wizyty u Mikko Heikkinena. Było dokładnie tak źle, jak się spodziewałam, albo nawet gorzej. Ten facet totalnie nie potrafi się komunikować.

Muszę w wolnej chwili podpytać Jake'a, jakim cudem udaje mu się dowiedzieć czegokolwiek od tego ponurego fińskiego niedźwiedzia.

Zwlekam się z łóżka, próbując znaleźć po drodze mój szlafrok i opatulić się nim, zanim opuszczę sypialnię. Lubię spać w różnych krótkich jedwabnych i satynowych kompletach – zależnie od tego, na co mnie w danej chwili stać – bo uwielbiam dotyk tych tkanin na skórze, ale niekoniecznie chcę się w nich pokazywać temu komuś, kto stoi za drzwiami. Zanim otworzę, przeczesuję jeszcze włosy palcami i wreszcie wyglądam na korytarz.

W progu stoi jakiś obcy koleś, który na mój widok uśmiecha się idiotycznie, jakby wcale nie był wczesny ranek.

– Dzień dobry. Czy panna Woods? – Kiedy kiwam głową, wyciąga w moją stronę jakąś kopertę. – Przesyłka od pana Jacoba Rileya.

Przyjmuję ją odruchowo, marszcząc brwi. Dziękuję posłańcowi i nim zdążę jakoś inaczej zareagować na to niespodziewane spotkanie, chłopak już odwraca się i odchodzi. Zostaję sama, więc po chwili wahania wycofuję się do mojego mieszkania, zamykam drzwi i idę do salonu, żeby sprawdzić, co znajduje się w kopercie.

Po drodze o mało co nie potykam się o ćwiczącą slalom między moimi nogami Buffy.

– Dobra, już daję ci śniadanie – mamroczę, po czym zmieniam plany i najpierw ruszam do kuchni, by nakarmić mojego domowego pasożyta.

Kiedy już Buffy jest zapchana jedzeniem, siadam na kanapie w salonie, próbuję poprawić się tak, żeby sprężyna nie kłuła mnie w tyłek – nadaremnie – po czym otwieram kopertę. Ze środka wypada złożona na pół karteczka i... dwa niebiesko-białe zadrukowane bilety.

Mimowolnie rozchylam usta. To bilety na najbliższy mecz Nafciarzy. Na dziś.

Pospiesznie rozkładam karteczkę, na której odręcznie, zdecydowanym charakterem pisma, ktoś nakreślił kilka zdań.

Hazel,

doceniam całą twoją wczorajszą pracę i chciałem Ci za nią bardzo podziękować. Wiem, że nie jestem najprostszym klientem, dlatego w dowód wdzięczności przyjmij, proszę, dwa bilety na nasz dzisiejszy mecz. Jeśli masz już inne plany na wieczór, oczywiście zrozumiem, ale jeśli nie – zapraszam.

Pozdrawiam

Mikko Heikkinen

Podpisał się. Zupełnie jakby uznał, że bez tego nie domyślę się, kto napisał ten liścik.

Przez chwilę gapię się na kartkę, nie dowierzając w to, co widzę. Mikko, ten facet, z którego wczorajszego wieczora ledwie wycisnęłam kilka zdań, napisał mi liścik i wysłał bilety na swój mecz. Najwyraźniej zdaje sobie sprawę, jak bardzo uciążliwe jest jego milczenie. I chce mi to wynagrodzić.

Kto by się spodziewał.

Na pewno nie ja! Byłam przekonana, że on mnie nie lubi. Sugerowały to te wszystkie ponure spojrzenia rzucane w moim kierunku. Fakt, że podczas naszego pierwszego spotkania chciał mnie wymienić na mężczyznę. I to, jak ostentacyjnie mnie ignoruje, kiedy przebywamy razem w pokoju, nawet jeśli jesteśmy w nim tylko my.

Puck Me Up - PREMIERA 16/07Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz