#puckmeupLS
Gdy wracam tego dnia do domu, Buffy, moja kotka trikolorka, łasi się do mnie i miauczy, narzekając na to, jak trudny miała dzień pod moją nieobecność.
Głaszczę ją odruchowo, wahając się, czy zdejmować w ogóle kurtkę. W mieszkaniu jest zimno jak w piwnicy, co wkurza mnie tym bardziej, że od właściciela budynku nie otrzymałam nawet żadnej wiadomości, w której informowałby, że zajął się awarią. Co będzie, kiedy w Edmonton zacznie się prawdziwa zima, na ulicach pojawi się śnieg, a ogrzewanie nadal nie zostanie naprawione? Zbuduję sobie igloo?
Biorę Buffy na ręce, przechodząc do kuchni, a ona łasi się do mnie i wpycha mi pyszczek w szyję, łagodnie wbijając mi w ręce pazurki. Karmię ją, a potem zerkam w telefon, który sygnalizuje nadejście maila.
To dostęp do kalendarza online Mikaela Heikkinena.
Po chwili przychodzi też wiadomość od Jake'a Rileya, któremu przezornie dałam swój numer, zanim rozstaliśmy się w wydawnictwie.
Jake Riley: Cześć, Hazel! Powinnaś już widzieć kalendarz Mikko i mieć możliwość edycji. Wpisz, proszę, proponowane terminy waszych spotkań w wolne miejsca.
Siadam na kanapie w salonie i otwieram laptopa, próbując ignorować sprężyny wbijające mi się w tyłek. Mieszkanie, które wynajęłam po rozstaniu ze Scottem, nie jest szczytem luksusu, ale tylko na to było mnie stać.
Loguję się na pocztę i znajduję odnośnik do kalendarza Mikko Heikkinena. Otwieram go i ponownie wpatruję się w kolorowe zapiski Jake'a, zastanawiając się, gdzie niby, u licha, mam znaleźć wolne miejsca na nasze spotkania. Zazwyczaj podczas pracy z celebrytami jest to trudne – każdy z nich ma jakieś swoje zajęcia, pracę, przyjęcia, na których bywa, sesje fotograficzne czy inne bzdury. Ale Mikko to inny poziom – on praktycznie przez cały czas trenuje, gra albo jeździ na mecze.
No dobrze, ma trochę wolnego w piątki między siódmą a ósmą rano. I w poniedziałki między dwunastą a pierwszą po południu, ale trzeba od tego odjąć czas potrzebny na dojazd do domu z areny, bo przecież nie możemy jak normalni ludzie spotkać się na przykład w Molson Hockey House, barze przy stadionie.
Jezu. Będę pracować nad tą książką przez rok.
To poważny problem, bo płacą mi od zlecenia. Olivier pewnie dorzuci coś ekstra, gdy dowie się o utrudnieniach, ale i tak niewystarczająco, by udało mi się utrzymać przez tyle czasu. Nie wezmę w międzyczasie innego zlecenia, bo jestem znana z tego, że pracuję na żywo ze współautorem książki, a rzadko kiedy zdarza się, że mogę to robić w domu, w Edmonton. Przecież nie będę szukać dodatkowej pracy.
Nie, to nie zadziała.
Wybieram numer Jake'a i włączam tryb głośnomówiący.
– Cześć, Hazel – odbiera już po dwóch sygnałach. – Wszystko w porządku? Zerknęłaś na kalendarz?
– Tak, Jake – potwierdzam. – W wydawnictwie miałam nadzieję, że źle coś sprawdziłam, ale grafik Mikko jest naprawdę zapchany. Potrzebuję na początek przynajmniej kilku godzin tygodniowo, a z tym kalendarzem to nie będzie możliwe.
Jake się śmieje. Co za palant. Naprawdę jestem taka zabawna?
– Mikko to przewidział, złotko – oznajmia, na co się krzywię. Nie znoszę takich przezwisk, chyba przez to, jak latami nazywał mnie Scott. – Możesz do niego wpadać o dowolnej porze rano lub wieczorem. Mikko ma w grafiku przynajmniej osiem do dziesięciu godzin snu, ale nie potrzebuje aż tyle. Zazwyczaj połowę tego czasu spędza na analizowaniu meczów przeciwników i nadrabianiu rozgrywek ligowych. Może ci poświęcić kilka godzin.
CZYTASZ
Puck Me Up - PREMIERA 16/07
RomansHazel Woods, zawodowa ghostwriterka, pisze to, czego celebryci nie potrafią napisać sami. Jest świetna w swoim fachu - ma znakomity warsztat, zapewnia dyskrecję i nie marzy o sławie. Anonimowość jej służy, zwłaszcza że nie czuje się do końca swobodn...