𝟗ღ

178 11 5
                                    

Go ahead and cry, little girl
Nobody does it like you do
I know how much it matters to you
I know that you got daddy issues
And if you were my little girl
I'd do whatever I could do
I'd run away and hide with you
I know that you got daddy issues, and I do too
Daddy Issues The Neighbourhood

Alice White
„Are you starving yourself?"

— To jest chyba jakiś żart... — Mruknęłam pod nosem i przystałam na chwilę w szoku.

Liwia umówiła mnie z moim byłym na randkę. Nawet nie byłam zaskoczona, że Walker się zgodził. Zdążyłam już zrozumieć, jaki jest jego mechanizm działania wobec mnie. Po kłótni musi ochłonąć, a następnie nie odzywa się pierwszy, aby dać mi czas na przyswojenie do siebie wszystkiego. Kiedyś myślałam, że po prostu mu nie zależało i wolał odpuścić. Dopiero teraz, kiedy zerwaliśmy po raz drugi w ciągu naszej bajki, że kierował się on jedną z najlepszych idei miłości.

Jak kochasz tą osobę, to pozwól jej odejść. Jeżeli ona cię kocha, to wróci. A jeżeli byłeś dla niej zły, to odejdź od niej dla jej dobra.

Był dla mnie zły blisko osiem lat temu, dlatego odszedł dla mojego dobra. Uważał, że nie był dla mnie odpowiedni. Ja uważałam teraz inaczej, a sama zrobiłam podobnie cztery miesiące temu. Tyle że ja odeszłam od niego dla swojego dobra, nie dbając o jego uczucia. Wolałam zostawić wszystko co na nowo budowaliśmy, bo zauważyłam przeszkodę. A tą przeszkodą był Nicodemus i jego umiejętność czytania moich skrytych intencji, które nigdy nie zobaczyły światła dziennego. Chowałam je w sobie, bo moje gardło blokowało je za każdym razem, kiedy próbowałam je wymówić. Wszystkie moje skryte myśli nie chciały już walczyć z murem, który sama podświadomie wybudowałam. Nie potrafiły się przez niego przebić, aby wyjaśnić Walkerowi, jak bardzo zepsuta byłam. A on potrafił przeskoczyć ten mur, aby dotrzeć do zastraszonych, przez mój własny umysł, myśli i wysłuchać je, aby pokazać mi, że potrafi mnie zrozumieć. Że potrafi sobie ze mną poradzić, a bycie tak zepsutym wcale nie jest powodem do wstydu.

Byliśmy, jak Dulcynea i Don Kichot. Tyle że w naszej opowieści rycerskiej to ja byłam archetypem zmiany. Ja byłam Don Kichotem, który ubzdurał sobie, że może być rycerzem w zbroi z garnków. On był moją damą serca - zwykłą praczką, która wcale nie pochodziła z zamożnej rodziny i nie była wpływowym człowiekiem. Tak było kiedyś. Teraz, ja byłam neurologiem; lekarzem, który pomagał ludziom. Ja osiągnęłam wszystko dzięki osobą trzecim. Ojcu, matce, Zanowi. Nicodemus osiągnął wszystko co chciał dzięki swojej determinacji. Dzięki swoim przekonaniom, ambicją, silnej woli. Nie potrzebował pochodzić z zamożnej, wpływowej rodziny, jak moja, aby wspiąć się na sam szczyt drabiny życia. Przeszedł podróż Dantego, aby usiąść na tronie, na którym siedziałam również ja. Tyle że tron, który był mój należał się mu bardziej niż mi.

Odetchnęłam głęboko i ruszyłam powolnym krokiem do stolika, gdzie siedział blondyn. Usiadłam ostrożnie na krześle, obserwując go czujnym spojrzeniem moich niebieskich oczu. I jeżeli miałabym być szczera - wyglądał koszmarnie. Miał wory pod oczami, przez które wyglądał, jakby nie sypiał miesiącami. Jego skóra z lekko muśniętej słońcem stała się wyblakła, jakby całe jego życie z niego wyparowało. Na twarzy miał kilka zacięć od maszynki po goleniu i widać było niektóre włoski, które wcześniej miały być brodą. Golił się niedbale i nieostrożnie. Czarna koszula była wyprasowana równie niedbale bo widać było niektóre niedociągnięcia na lekko wymiętym materiale. Włosy, które jeszcze nie tak dawno były zawsze idealnie ułożone w złociste gniazdo twardych loków, teraz przypominały bardziej puch z poduszki. A jego oczy... były martwe...

𝐃𝐮𝐥𝐜𝐲𝐧𝐞𝐚 𝐈𝐈: 𝐊𝐨𝐧𝐢𝐞𝐜 𝐬𝐭𝐚𝐫𝐞𝐠𝐨 𝐩𝐨𝐜𝐳𝐚̨𝐭𝐤𝐮 | +𝟏𝟖Where stories live. Discover now