17.02.2017
Umarłam. Tego dnia umarłam.
Umarłam przez niego. Zostawił mnie. Wykorzystał. A ja go tak kochałam. Teraz wszystko poszło się jebać. Nie mogłam oddychać. Dusiłam się z każdą próbą wzięcia oddechu. Nie widziałam krajobrazu przez napływające nieustannie do moich oczu łzy. Nie słyszałam bicia własnego serca, bo już go nie miałam. Wyrwał je, pocałował i schował do kieszeni. Zabrał je ze sobą. Nigdy tak głośno nie płakałam. Biegłam do domu, chcąc aby moje cierpienie już się skończyło. Miałam dość. Miałam dość, bo moją pierwszą miłością był Nicodemus Walker. Zabawił się mną. Umarłam przez niego.
Nie miałam kluczy od domu, ale się tym nie przejmowałam. Szarpałam klamkę najmocniej jak potrafiłam. Nic to nie dawało. Kopałam w drzwi, chcąc je otworzyć. Moje gardło piekło od głośnych szlochów, a oczy puchły z każdą sekundą od łez. W końcu drzwi się otworzyły, a w nich stanął Devon, który przyjechał na cały tydzień. Nie widziałam jego miny. Nie słyszałam co do mnie mówił. Ale przytulił mnie. Głaskał mnie po głowie, a mnie zaczęło mdlić od czułości, której nie chciałam.
Chciałam po prostu, żeby dalej się mną bawił byleby był przy mnie.
Brunet zamknął drzwi od domu, ściągnął mi buty i zaczął prowadzić do salonu. Nie czułam nic. Absolutnie nic. Chciałam zniknąć razem z nim na zawsze. Wyjechać gdzieś daleko od tego wszystkiego. A zamiast tego siedziałam na kanapie przytulona przez starszego brata, mocząc łzami jego bluzę. Głaskał mnie powoli po głowie, szepcząc coś niezrozumiałego. Opierałam głowę o jego ramie szlochając głośno, a moje dłonie zwisały wzdłuż mojego ciała. Nie potrafiłam się uspokoić. Nie mogłam wyrzucić go z głowy. Wszystko było teraz takie szare. Takie bez sensu. Nagle te cztery miesiące spędzone z nim były tak odległe i zbyt idealne, że wydawało mi się, że były zwykłym marzeniem, które nigdy się nie spełni.
Devon poruszył się nagle, kiedy zaczął z kimś rozmawiać. Nie chciałam nawet podnosić głowy. Byłam zbyt wykończona. Głowa mi pękała od łez. Po chwili kanapa ugięła się obok mnie i kolejne ramiona mnie oplotły. Spojrzałam na farbowanego blondyna, który uśmiechał się smutno, a jego oczy same były we łzach. Dylan zawsze był bardziej emocjonalny niż Devon. Był bardziej wrażliwy.
- Wódka - powiedziałam nagle po długiej chwili ciszy, która miałam wrażenie, że trwała o wiele za długo.
- Co? - Zapytał Devon, spoglądając na mnie , kiedy ja dalej z głową na jego ramieniu patrzyłam tępo przed siebie. Nie szlochałam już, ale łzy dalej spływały po moich policzkach.
- Wódka. Chce wypić wódkę - szepnęłam.
- Alice, kochana, nie możesz zapijać smutków... - mówił Dylan, ale nie dałam mu dokończyć.
- Chcę wypić wódkę - powtórzyłam jeszcze ciszej.
Bracia westchnęli, ale finalnie Dylan wstał, aby najprawdopodobniej podejść do barku ojca i wyciągnąć z niej butelkę wódki. Ponownie usiadła obok mnie i otworzył butelkę. Nie miałam siły, aby chociażby podnieść głowy. Wyciągnęłam tylko rękę, wyrywając mu butelkę z ręki. Upiłam kilka łyków i przytuliłam się do niej. Gardło mnie piekło jak cholera, ale nie przejmowałam się tym. Interesował mnie teraz tylko Nicodemus Walker. Zostawił mnie. A ja tak bardzo go kochałam. Nie umiałam zrozumieć, dlaczego mi to zrobił. Dlaczego mnie nie chciał.
- Gilu... - zaczął cicho Devon. W żaden sposób nie zareagowałam na jego próbę zwrócenia na siebie mojej uwagi. - Co się stało? - Zapytał, głaszcząc mnie po plecach, a Dylan ułożył głowę na moich kolanach, twarzą do mnie, i oplótł ramiona wokół mojego tułowia.
Nie odpowiedziałam mu na to. Nie miałam siły, ani chęci, tłumaczyć mu powodu mojej śmierci. bo przecież byłam już martwa. A przynajmniej tak myślałam.
- Ktoś ci coś powiedział? - Zadał kolejne pytanie, na które również w odpowiedzi dostał moje złote milczenie. On również zamilkł na długą chwilę, najpewniej zastanawiając się nad powodem.
- Chodzi o jakiegoś chłopaka, mam rację? - Zapytał Dylan, podnosząc głowę, aby na mnie spojrzeć.
Poczułam kolejną falę łez i szloch, który starałam się zatrzymać w gardle. Aby go stłumić upiłam kolejne łyki alkoholu, chcąc już o wszystkim zapomnieć. Czułam się jak skończona idiotka, bo naprawdę myślałam, że starszy o trzy lata chłopak o idealnej urodzie, z ambicjami na życie i świetnym poczuciem humoru jest wstanie mnie pokochać. Czułam się jak najgorsza gówniara, bo myślałam, że byłam w stanie wyrwać typa, który już studiował. Byłam pieprzoną debilką, bo myślałam, że Nicodemus Walker był we mnie zakochany. W zamian za swoje złudne zmory dostałam złamane serce... a nie... moje serce miał mój Nick, który stwierdził, że woli spierdolić zanim zrobi się poważnie. A nie, kurwa, już stało się poważnie, więc się spóźnił. Zrobiło się poważnie, kiedy poszłam z nim do łóżka.
Głośne pukanie rozniosło się po całym domu. Nie przejęłam się tym. Miałam ważniejsze rzeczy do obmyślania, niż zastanawiania się czy nie zepsułam moim bracią planów. W końcu, dopiero co wrócili ze studiów na weekend. Pewnie chcieli spotkać się ze znajomymi, a ja przyszłam rozryczana, więc czuli obowiązek, aby mnie pocieszyć. Ale miałam to głęboko w poważaniu, bo nie prosiłam ich o pomoc. Gdyby nie to, że nie miałam kluczy od domu, a drzwi były zatrzaskowe, to pewnie siedziałabym w swoim pokoju, a oni nawet nie zauważyliby, że już wróciłam.
Dylan wstał z moich kolan i ruszył do drzwi. Ja dalej leżałam oparta o ramię starszego z braci i upijałam co chwila wódkę.
- Dzień dobry starszy aspirant, Gregory Smith i młodszy aspirant, Amelia Wood. Poszukujemy Pana Devona White'a.
Automatycznie wstałam rozumiejąc, że przyszła policja i szukała mojego brata. Spojrzałam już trochę pijana na Devona, który wstał z miejsca i podszedł do drzwi. Ruszyłam za nim i stanęłam przy ścianie, oglądając zaczynające się przedstawienie.
- Dzień dobry, to ja. Co potrzeba? - Zapytał spokojnie Devon, ale jak się go znało to wiedziało się, że był zestresowany jak cholera. Ja tak samo. Bo ja z psami nie gadałam i wiedziałam, że Devon i Dylan też.
- Proszę się obrócić twarzą do ściany, a ręce dać nad głowę - rozkazał typ w mundurze. Devon Spojrzał na niego wkurwiony i zirytowany, ale się posłuchał. - Jest pan aresztowany pod zarzutem morderstwa z niezwykłym okrucieństwem Madeline Miler. Ma pan prawo do zachowania milczenia. - wyjaśnił , po czym złapał go za nadgarstki, które umieścił za plecami i spiął je kajdankami.
- Co?! - Krzyknęłam razem z Dylanem. - Nie możecie go zabrać! On jest niewinny! - Krzyczałam, idąc za Devonem, kiedy wyprowadzali go z domu w koszulce z krótkim rękawkiem, dresami i w skarpetkach.
Nagle Nicodemus Walker był nic nie wartym typem. Teraz liczył się Devon. Tylko on.
I kiedy myślałam, że już umarłam to byłam w wielkim błędzie, bo dopiero teraz poczułam jak się rozpadam na małe kawałeczki, kiedy widziałam mojego najstarszego brata, który pomimo że był skuty i w strasznie chujowej sytuacji krzyknął ,,Trochę lodu nie zaszkodzi"*. Cytat z odcinka Peaky Blinders, który jeszcze wczoraj oglądaliśmy i śmialiśmy się z Arthura, kiedy wypowiadał te słowa.
* Peaky Blinders Odc1 S2.
YOU ARE READING
𝐃𝐮𝐥𝐜𝐲𝐧𝐞𝐚 𝐈𝐈: 𝐊𝐨𝐧𝐢𝐞𝐜 𝐬𝐭𝐚𝐫𝐞𝐠𝐨 𝐩𝐨𝐜𝐳𝐚̨𝐭𝐤𝐮 | +𝟏𝟖
RomanceDRUGA CZĘŚĆ DYLOGII „LONDON" Na drodze starej miłości w nowej odsłonie Alice White i Nicodemus Walker napotykają problemy. Przemyt, nowi przyjaciele, przeszłość. Wszystko wychodzi na jaw, kiedy do Londynu przyjeżdża Dorian Volkov - brat Livii, a rod...