XI. Dzień katuszy

42 2 0
                                    

Od małego miałam stu procentową frekwencję, nawet jak byłam chora, z rana piłam herbatę z imbirem i szłam do szkoły. W podstawówce i w liceum mama zawsze budziła mnie, ale z małą różnicą. W podstawówce wstawałam, jadłam i szłam do szkoły, lecz w liceum wstawałam przed szóstą i musiałam poćwiczyć, powtórzyć materiał i dopiero później śniadanie i szkoła. Teraz nikt mnie nie pilnuje i muszę dbać o siebie sama.

Lekko otworzyłam powieki, ale szybko je zamknęłam przez promienie słońca wpadające przez okno. Spróbowałam znów otworzyć oczy, gdy wzrok przyzwyczaił się do panującej w pokoju jasności rozciągnęłam się. Usiadłam na łóżku i dopiero wtedy sobie coś uświadomiłam. Jest środa, mam dziś zajęcia, i świeci jasno słońce. Zaczęłam szybko szukać telefonu na łóżku. Nigdzie go nie było! Wstałam z łóżka zbyt szybko, nagle poczułam potężny ból głowy. Przystanęłam w miejscu i przyłożyłam rękę do czoła.

Jezus Maria - wyszeptałam pod nosem.

Ból nie ustępował, więc powoli ruszyłam w stronę komody, gdzie leżała cała moja biżuteria. Wyciągnęłam ze szkatułki mały srebrny zegarek. WYBIŁA JEDYNASTA! I wtedy myślałam, że zaraz zemdleję. Mój wykład z języka angielskiego trwa już dwie godziny i zaraz się kończy. Powoli spojrzałam w swoje odbicie w lustrze i się przeraziłam. Włosy sterczały w cztery kierunki świata, worki pod oczami były ogromne i do tego w gardle mam Saharę. Rozejrzałam się za torebką, w której zawsze noszę tabletki przeciwbólowe. Sięgnęłam po jedną z nich i ruszyłam w stronę komody na której leżała zgrzewka wody. Gdy popiłam tabletkę wodą poczułam się jak w raju. Wypiłam za jednym zamachem całą butelkę. Gdy ją odstawiłam poczułam się troszkę lepiej, więc w miarę swoich możliwości zaczęłam się zbierać na wykłady.

***

Przekroczyłam próg uczelni równo z końcem wykładu. Ruszyłam przed siebie i zaczęłam szukać kartki z rozpiską zajęć. Telefonu nigdzie nie mogłam znaleźć w pokoju, może przez pośpiech i leżał gdzieś pod nosem, a ja go nie widziałam. Więc musiałam dziś latać z małą kartką i szukać sal wykładowych.

Gdzie się schowałaś? - pomyślałam, kiedy kolejny raz zaczęłam wertować rzeczy w torbie.

Nigdzie jej nie było, a coś czułam, że zaraz spóźnię się na kolejne zajęcia. Czemu muszę mieć takie szczęście. Co chwila ktoś uderzał mnie ramieniem, ale ważniejsze było dla mnie znalezienie tej głupiej kartki. Gdy ktoś po raz kolejny mnie uderzył z niemałą siłą, podniosłam wzrok i zaczęłam go nim zabijać. Chciałam coś powiedzieć, ale sobie uświadomiłam, że to ja szłam środkiem korytarza nie patrząc gdzie idę. Westchnęłam i odeszłam na bok. Nie wiele myśląc znów zaczęłam iść, ale szybciej. Gdy już myślałam, że zostawiłam rozpiskę w pokoju, zauważyłam, że mam coś włożone pomiędzy Ipad'em a jego etui. Jest! Kamień spadł mi z serca. Z satysfakcją wyciągnęłam kartkę i z uśmiechem na twarzy, trzymałam ją w ręku, gdy nagle czyjeś ręce znalazły się na moich biodrach. Przez jeansy poczułam ciepło bijące z jego rąk, a gdy spojrzałam w górę zrobiło mi się gorąco w całym ciele. Jego twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko mojej, a jego oddech owijał moją twarz.

- Zaczniesz w końcu uważać jak chodzisz? - zimny głos Jake sprowadził mnie na ziemię.

- Zaczniesz w końcu schodzić mi z drogi? - odpowiedziałam, przedrzeźniając go.

Nie ruszył się nawet o milimetr, jego ręce nadal spoczywały na moich biodrach. Ciepło bijące od jego ciała, które na początku rozgrzewało mnie od środka, szybko zniknęło, jego lodowaty wzrok powodował, że od razu poczułam chłód na całym ciele. Wystarczy, że będę go ignorować i sobie pójdzie. Spuściłam wzrok na kartę i otworzyłam ją, aby zobaczyć, gdzie mam wykłady. Biofizyka z profesorem Poul'em Fisk'iem. Super. Przewróciłam oczami i spojrzałam na bruneta.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 30 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

The First EnemyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz