Dziś jest dzień, w którym zaczyna się moje prawdziwe życie. Życie, w którym jestem wolna i podejmuje decyzje sama za siebie, a nie ktoś za mnie. Tak jak wcześniej.
Jak chodziłam do podstawówki marzyłam, aby być już w liceum. Dorosnąć, być nastolatką jak z filmów, - szkoła, przyjaciele, imprezy, ogniska na plaży, chłopak - a gdy już poszłam do liceum, cała moja wizualizacja szkoły średniej się zmieniła. Już od pierwszej klasy rodzice cały czas mówili tylko o maturze, która czeka mnie za cztery lata. Wszystkie te lata spędziłam na uczeniu się w domu do kartkówek, testów i matury, aby zostać lekarzem.
Wymarzony zawód mojej mamy.
Na drugim roku studiów zaszła w ciążę i musiała z nich zrezygnować. Mama od początku przygotowywała mnie na lekarza. Bo to ja jej przeszkodziłam, w karierze chirurga, więc stwierdziła, że ja mam nim zostać. A w naszej rodzinie nie mam nic do gadania. Aby dostać się na studia medyczne trzeba poświęcić dużo czasu, a dzięki moim rodzicom poświęciłam cały mój czas wolny na uczenie się biologii i chemii. A na spotkanie z przyjaciółką mogłam tylko raz na miesiąc i tylko na godzinę, żeby nie tracić czasu na naukę. I właśnie tak spędziłam te cudowne nastoletnie życie w liceum. Teraz czas na studia.
Stoję przed St George's University w Londynie, wymarzonej uczelni medycznej mojej mamy. Poprawiam torebkę na prawym ramieniu, a drugą ręką chwytam dużą torbę sportową. Zdejmuję okulary z nosa, aby jeszcze przez kolejną minutę podziwiać uniwersytet. Z letargu wyrwał mnie głos mamy.
- Nadal nie wierzę, że się tu dostałaś - powiedziała Juliet. Odwróciłam się w stronę moich rodziców, którzy stali przy samochodzie.
- Po pierwsze, jeśli Ty się nie dostałaś, to nie znaczy, że ja się nie dostanę - powiedziałam, i tak moja własna matka - która jest świętą i perfekcyjną osobą - nie dostała się do wymarzonej uczelni medycznej - Po drugie, dzięki wam musiałam siedzieć tylko przy książkach całe swoje życie, więc dlatego się dostałam - dokończyłam i uśmiechnęłam się sztucznie.
Z roku na rok, coraz mniej bałam się rodziców i zaczęłam powoli stawiać na swoim. Na początku cicho komentowałam poczynania matki, jak i ojca. Potem zaczęłam mówić o tym głośniej, aby wyglądało, że mówię to do siebie, ale żeby oni też to usłyszeli. Bardzo im się to nie podobało. Dla nich od zawsze byłam problemem. Już od małego chciałam mamie pomagać w obowiązkach domowych, ale zawsze musiałam zrobić coś nie tak. To źle obrałam ziemniaki, na oknach zostały smugi po ich myciu, czy nawet, gdy skończyłam prasować, moja mama potrafiła wytknąć mi, że źle poskładałam ubrania. Zawsze coś robiłam źle, a gdy kilka lat później urodził się mój młodszy brat, wszystko jeszcze bardziej się posypało. Leo był oczkiem w głowie u rodziców. On był moim przeciwieństwem. Był idealny. Ja miałam ciemne brązowe włosy i w tym samym kolorze oczy, a Leonard ma jasne włosy, zielone oczy i zawsze mógł robić co chce. Zawsze marzyłam o takiej wolności, a świadomość, że mój młodszy braciszek ma ją, cieszyła mnie, jak i zarazem rodziła we mnie złość. Może nie na niego, ale na rodziców. Ja zawsze musiałam walczyć o ich uwagę, a on wystarczy, że pojawi się w jednym pokoju co oni i od razu rzucają swoje wcześniejsze zajęcia, aby opatrzeć na niego jak zahipnotyzowani. Gdy wyszłam z najgorszych dni w moim życiu, zrozumiałam jedno. Nigdy nie będą dla nich wystarczająco dobra. Poddałam się. Nie czułam wobec nich miłości, jaką powinni darzyć rodzice, więc i ja przestałam. Nie czułam przy nich nic. Nawet w dobre dni, które zdarzały się bardzo rzadko, byłam wobec nich zimna. Byli dla mnie obojętni. I jest tak do teraz.
Na moją wypowiedź Leo parsknął śmiechem, a mama z oburzoną miną skarciła mnie za to jak się do niej odzywam. Czyli nic nowego, ale teraz czas zacząć coś niesamowitego.
Przyjechałam tydzień szybciej, aby poznać ludzi. W przeszłości miałam tylko Emily i nikogo więcej. W szkole siedziałam cicho, rozmawiałam z przyjaciółką i nie wchodziłam nikomu w drogę. Nie miałam znajomych jak i wrogów. Ale to mi nie przeszkadzało, wystarczyła mi tylko jedna osoba - Emily Barton. Teraz nadszedł czas na zmiany i mam zamiar poznać wiele osób, bez nacisku rodziców na naukę.
- Czas się wprowadzić - oznajmiłam.
- Leo weź dwa pudła z bagażnika, a ty Ethan weź pudła z siedzenia z tyłu - rozkazała mama chłopakom.
Po chwili wszyscy razem ruszyliśmy w stronę akademiku. Wchodząc do budynku od razu w oczy rzuciło mi się biurko, za którym siedziała sekretarka. Podeszłam do niej z zapytaniem, w którym pokoju mogę się zakwaterować.
- Maeve Parker, twój pokój jest pod numer 18, a twoją współlokatorką jest Liliana Hill - powiedziała kobieta.
- Co to za Liliana Hill? Dobrze się uczy, czy jest to bardziej imprezowy typ dziewczyny? - wtrąciła się mama zadając multum pytań.
- Nie mogę odpowiedzieć na te pytania. - odpowiedziała sekretarka.
Podziękowałam kobiecie i ruszyłam w stronę schodów. Mój pokój znajdował się na pierwszym piętrze. Gdy do nich dotarłam, zauważyłam plakietkę z moim imieniem i swojej współlokatorki. Zapukałam do drzwi i weszłam przez nie. Pierwsze co zobaczyłam to tańczącą rudowłosą dziewczynę pomiędzy dwoma łóżkami. Gdy nas tylko zobaczyła lekko podskoczyła ze strachu i zdjęła słuchawki z uszu.
- Och, cześć - przywitała się - jestem Lily Hill, będziemy mieszkały razem przez najbliższe sześć lat. - powiedziała i wyciągnęłam rękę, aby się przywitać.
- Jestem Maeve Parke... - nie było mi dane dokończyć zadnia.
Ledwo co zdążyłam się przedstawić, a dziewczyna zamknęła mnie w niedźwiedzim uścisku. Gdy się od siebie odsunęłyśmy zaczęła witać się z moimi rodzicami oraz bratem. Przez ten czas zajęłam wolne łóżko, które leżało przy ścianie po prawej stronie pokoju. Położyłam dużą torbę na łóżko i zaczęłam oglądać pokój. Ściany były pomalowane na biało oraz tego samego koloru były wszystkie meble. Pomiędzy łóżkami ciągnęło się długie biurko, idealnie ustawione pod dużym oknem. Przed naszymi łóżkami były komody, a na nich po jednej roślince. Przy drzwiach była duża szafa, w której połowa zawartości była zajęta przez dziewczynę.
Odwróciłam się w stronę współlokatorki i zaczęłam się jej przyglądać. Dziewczyna ma długie rude włosy, lekko kręcone, które przepięknie podskakiwały, gdy dziewczyna wykonywała jakikolwiek ruch. Zmrużyłam lekko oczy przyglądając się jej twarzy. Jej zielone oczy ładnie kontrastowały z włosami, a ledwo widoczne z mojego punktu widzenia piegi były rozsiane po całej twarzy. Miała na sobie długą przylegającą sukienkę, która zakrywała, każdy skrawek jej filarowanego ciała. Lily była ode mnie o wiele niższa, ponieważ ja należę do tych wysokich dziewczyn, a niski wzrost dodawał je uroku. Nagle zielone oczy na mnie spojrzały, a je pełne szerokie usta zaczęły się ruszać ukazując białe zęby.
- Będziemy się świetnie bawić - powiedziała z uśmiechem na twarzy, na co odpowiedziałam tym samym.
Czas się w końcu pożegnać.
Zobaczymy się dopiero za kilka miesięcy - pomyślałam.
- Dziękuję, że wnieśliście pudła. - podziękowałam chłopakom - Widzimy się na święta.
- Tak, przyjeżdżasz od razu po zdaniu wszystkich egzaminów. - Rozkazała mama.
- Będziemy tęsknić. - oznajmił tata z wypisaną na twarzy troską.
Wszystkich wyściskałam i pożegnałam, ale zanim wyszli mama wzięła mnie na bok.
- Pamiętaj, dyrektor tej uczelni to naszego sąsiada dobry znajomy, więc jeśli z czegoś dostaniesz mniej niż osiemdziesiąt procent dowiemy się nawet szybciej niż ty - zaczęła swój monolog z poważną miną, pokazując na mnie palcem - Jeśli przez jakąś głupią imprezę nie pójdziesz chociażby na jedną lekcję - zamilkła na chwilę, ale szybko kontynuowała - nie chce już mówić jakie konsekwencje będą na ciebie czekały. Mam nadzieję, że ta dziewczyna nie będzie cię rozpraszać, bo jeżeli stwierdzę, że źle na ciebie wpływa, pójdziemy do sekretariatu, aby zmienili ci współlokatorkę. - powiedziała, a ja głęboko oddychałam, aby tylko nie wybuchnąć, ponieważ nadal - chce i to robi - kontroluje moje życie.
Przez całą jej wypowiedź mogłam tylko kiwać głową i na koniec obiecać, że nic głupiego nie zrobię. Ostatni raz się pożegnałyśmy i każda z nas ruszyła w swoją stronę. Gdy przekroczyłam próg pokoju, od razu zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Powoli zsunęłam się na podłogę uspokajając swój oddech. Nawet nie zauważyłam, gdy przyśpieszył. Gdy uświadomiłam sobie, że już naprawdę poszli, odetchnęłam z ulgą i wyszeptałam pod nosem:
- Udało się, jesteś wolna.
Nagle usłyszałam chrząknięcie.
- Nie będziesz zła, jeśli puszczę muzykę z głośnika? - zapytała Lily.
- Oczywiście, że nie. - odpowiedziałam.
Gdy dziewczyna podłączała się do głośnika JBL Flip 6, ja w tym samym czasie zaczęłam wypakowywać swoje ubrania i uporządkowywać wszystkie napływające myśli w głowie.
Wkładałam ostatnią bluzkę do szafki, a z głośników zaczęło lecieć ,,Summertime Sadness" ~ Lana Del Rey. W rytm piosenki obie zaczęłyśmy głośno śpiewać i tańczyć. W tamtym momencie zapomniałam o wszystkim i oddałam się piosence. Co chwilę wskakiwałyśmy na łóżko dając po kolei solo. Piosenka po piosence leciała, a my cały czas to samo przez dobre trzydzieści pięć minut, aż tu nagle otwierają się z hukiem drzwi.
Do naszego pokoju wchodzi wysoki chłopak o blond włosach i niebieskich oczach. Wydarzyło to się tak szybko przez co ze strachu podskoczyłam w miejscu i cicho krzyknęłam.
Dziewczynę to zdarzenie nie ruszyło, tylko spojrzała na mnie starając się nie zaśmiać. Blondyn, który zakłócił naszą zabawę, nagle pojawił się przy Lily zamykając ją w niedźwiedzim uścisku.
- Cześć młoda - powiedział blondyn.
- No już, nie mogę oddychać. - powiedziała Lily i po chwili chłopak puścił dziewczynę.
- A kogo my tu mamy? - zapytał.
- Maeve Parker, nowa współlokatorka. - przedstawiłam się i przy okazji wyciągając rękę.
Chłopak jakby nie zdając sobie sprawy, z mojego gestu powitania, przytula mnie. Wcześniej w jego objęciach Lily zniknęła, ponieważ ma z metr pięćdziesiąt, natomiast ja jestem wyższa o ponad dwadzieścia centymetrów, ale nadal chłopak był wyższy, przez co w połowie zniknęłam.
- A zapomniałem się przedstawić. - odezwał się, gdy wypuścił mnie ze swoich objęć - Nazywam się Chase. Chase Barns.
- Dobra, wszyscy wszystkich znają, więc - klasnęła dziewczyna w ręce - o której jest impreza? - zapytała Chase'a.
- Impreza? - zapytałam ze zdziwieniem.
- No da, pierwsza i nieostatnia balanga. - odpowiedział blondyn.
- Chodzi bardziej oto w tym, aby poznać osoby na kampusie i oczywiście, aby się napić. - powiedziała, a wypowiadając drugą część zdania poruszyła śmiesznie brwiami.
Cała ta impreza jakoś mnie nie przekonuje, ale mówią, że w życiu trzeba próbować wszystkiego. Prze głowę przeszła myśl - co, jeśli mama dowie się o tym? Będę miała przejebane. Pierwszy wieczór na studiach, a ja idę na imprezę. Przecież nie tak wychowali mnie rodzic... Nagle sobie coś uświadomiłam. Chcę żyć nowym życiem, więc, nie mogę się przejmować choćby najmniejszą sprawą. Odgoniłam wszystkie niepotrzebne myśli i z uśmiechem na twarzy zaczęłam wsłuchiwać się bardziej w ich rozmowę. Po wszystkich wyjaśnieniach Lily wywaliła Chase'a z pokoju, abyśmy mogły przygotować się, ponieważ mamy aż cztery godziny. Dla mnie to było nadto czasu, ale dziewczyna powiedziała, że pokaże mi jak przygotować się na imprezę. Co oznaczało, że puści z głośnika jak najgłośniej muzykę, tańcząc i szukając kreacji na wieczór.
Gdybym wiedziała kogo tam poznam, siedziałbym w pokoju oglądając ulubiony serial.♡♡♡
Siemka, pierwszy rozdział wleciał! Poznaliście już kilka osób z paczki Maeve, w dalszych rozdziałach poznacie resztę. Mam nadzieję, że wam się spodobało, jak i przyszłe rozdziały się spodobają.
Buziaki 💋
![](https://img.wattpad.com/cover/351590332-288-k84530.jpg)
CZYTASZ
The First Enemy
Roman d'amourMłoda dziewczyna rozpoczyna życie na nowo. Bez rodziców, pilnowania, narzekania i udawania. Maeve idzie na studia medyczne nie znając nikogo, lecz to szybko się zmienia. Ale pytanie jest, czy da radę z chłopakiem, który nagle pojawił się w jej życ...