Rozdział szósty

30 5 1
                                    

Kayn kroczy za mną. Porusza się bezszelestnie i, gdyby nie przytłaczająca atmosfera unosząca się dookoła nas, pomyślałabym, że jestem całkiem sama. Zwierzęta, które napotykamy po drodze, spoglądają na nas rozczarowanymi oczami. Odnoszę wrażenie, że naszą kłótnię słyszał cały wielki las.

Każde z nas chce przemilczeć swoje emocje, mimo to walczę ze sobą, aby nie odwrócić się i nie zapytać go, co teraz czuje.

Bo ja czuję się fatalnie.

Z wszystkich, Kayn był ostatnią osobą, która chciałbym, aby widziała jak płaczę.

Nurtują mnie pytania i ciekawość rozdziera mnie od środka. Czy jego milczenie oznacza gniew, frustrację, a może poczucie winy? W głębi duszy pragnę usłyszeć jego szczere przeprosiny, lecz niepotrzebnie się wtrąciłam i teraz żałuję. Czy zdołałby wyrazić coś więcej niż zwykłe "przepraszam"? Czy w ogóle miałoby to dla niego znaczenie? Czy zechciałby mi wyjaśnić powód swoich czynów? Czy może wszystko, co się wydarzyło, było tylko i wyłącznie kpiną?

Pochłonięta pytaniami, na które nie znam odpowiedzi, dyskretnie zerkam za siebie. Kayna trzyma spuszczoną głową, patrzy na swoje buty. Nie widzi, że go obserwuję i wydaje się być całkowicie oderwany od rzeczywistości.

Chcę wiedzieć, o czym myśli.

- Kayn? - zaczynam. W pierwszej chwili nie podnosi głowy. Dopiero gdy zatrzymuję się przed nim, a on omal nie wpada na mnie, nasze oczy się spotykają. Błyszczą inaczej niż zwykle. Gorzej niż zwykle. Wręcz niebezpiecznym blaskiem.

Czeka, a ja otwieram usta, ale żaden dźwięk ich nie opuszcza. Muszę wyglądać jak ryba pozbawiona wody. Czarnowłosy marszczy brwi, a jego twarz nic nie wyraża.

- Co? - pyta cicho.

- Jesteś... - Przełykam ślinę. - ... strasznie cichy.

- Ja jestem cichy?

- Tak. Ty. - Próbuję się uśmiechnąć, ale jest to nieudana próba.

Wzrusza ramionami.

- Nie mam nic do powiedzenia. Zwłaszcza, że zawsze zdajesz się być zirytowana, gdy mówię cokolwiek.

Teraz irytuje mnie, że milczysz.

Zagryzam język, aby go nie sprowokować. Wydaje mi się to wręcz niemożliwe, jak wkurzającą jest istotą. Gdy mówi, jest nieznośny, a gdy milczy jest jeszcze gorszy. Nie rozumiem też, dlaczego jest aż taki kąśliwy. Jeśli nie chce rozmawiać, nie będziemy. Rezygnuję i ruszam ponownie przed siebie. Chociaż wolałabym, aby atmosfera, która wisi nad nami jak gęste, burzowe chmury, rozproszyła się.

Podłoże pod naszymi stopami staje się coraz bardziej błotniste, a nachylenie gruntu ciągnie nas w dół. Przed nami rozciąga się szczelina rozdzielająca dwie góry, a obok niej stoi niewielki drewniany znak ostrzegający, że wkraczamy na teren goblinów. Ich karczma leży na obrzeżach ich ziem, aby przyciągać głodnych wędrowców, jednak umiejscowiona jest dobrze i głęboko pośród skał. Aby dostać się do niej na posiłek, będziemy musieli sobie na to zasłużyć.

Kayn zasiada na średniej wielkości głazie obok wejścia do szczeliny.

- Idziesz czy zostajesz? - pytam Kayna.

- Idę. - Przytakuje, ale nie wstaje. Odchyla ciało w tył, rozciągając plecy i szyję.

Zmarszczki pojawiają się na moim czole, gdy obserwuję jego zachowanie. Myśl o zostawieniu go tutaj i kontynuowaniu samotnej wędrówki przemyka mi przez głowę, jednak teren goblinów jest znany z niebezpieczeństwa. Przypomina mi o tym świszczący zimny wiatr, przeszywający boleśnie moje szpiczaste uszy. Wśród skał mogą czaić się nie tylko gobliny, lecz istoty znacznie gorsze od nich. Nie tyle co chcę, aby Kayn był przy mnie, co uważam, że posiadanie przy sobie silnego wampira jest po prostu rozsądne.

Lekcja alchemii / enemies to loversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz