Rozdział drugi

47 8 5
                                    

Kiedy wchodzimy do sali wykładowej wzrok profesora Legolina pada na nas, a ja czuję, że krew odpływa z mojej twarzy. Jego ogromna, krasnoludzia broda podskakuje energicznie, gdy wydziera się na nas, machając przy tym swoim zeszytem, w którym trzyma wszystkie przepisy na eliksiry.

- Państwa zachowanie jest karygodne! - woła grubym głosem. - Dawno nie spotkałem się z takim brakiem szacunku! Czterdzieści pięć minut spóźnienia! Brak fartucha! I pani Davino, te brudne ubrania. Brak mi słów. Siadajcie na swoich miejscach! - rozkazuje ostrym głosem.

Spoglądam na swoją czarną od błota suknie, a rumieniec oblewa moje policzki. Kayn parska cichym śmiechem i zajmuje miejsce w tylnej ławce. Wiem, że reprymenda profesora nie wzbudza w nim żadnych negatywnych emocji. Żadnego strachu, wstydu a nawet odrobiny poczucia winy, że zdenerwował staruszka.

Siadam w ławce pośrodku sali obok Cece. Wróżka patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczami. Jej różowe tęczówki skanują moją twarz, jakby szukała odpowiedzi na jeszcze niezadane pytanie.

- Czemu tak mi się przyglądasz? - pytam. Wypakowuję zeszyt z torby, choć wiem, że zostało niewiele czasu z zajęć teoretycznych. Za chwilę profesor Legolin pośle nas w teren, abyśmy w praktyce opanowali sztukę odnajdywania odpowiednich składników na eliksiry.

- Co robiłaś z Kaynem w lesie przez czterdzieści pięć minut? - szepcze podekscytowana. Zerka kilkakrotnie na moje ubranie i uśmiecha się. Jej małe złote skrzydła trzepoczą z niecierpliwości.

Mała zboczona wróżka.

Wzdycham ciężko, bo wiem, że nie przekonam jej, że do niczego między nami nie doszło. Mój wygląd zaprzecza wszystkim niewinnym odpowiedziom. Spocona skóra, ubrudzona suknia, poplątane włosy i niedowiązany w pośpiechu gorset.

I jeszcze ten głupkowaty uśmiech Kayna, kiedy zerka na nas z końca sali. Na pewno cieszy go moje zakłopotanie całą sytuacją. A co więcej, profesor Legolin słynie z rozpowiadania innym nauczycielom wszystkiego co najgorsze na temat swoich studentów. Będę miała przechlapane nie tylko na lekcjach alchemii, ale także wszystkich innych przedmiotach.

- Spotkałam go po drodze tutaj - odpowiadam zgodnie z prawdą.

- I? - pyta dalej.

- I co? Nic. - Wzruszam ramionami.

- To dlaczego wyglądasz jakbyście...

Cece posyła mi rozbawione spojrzenie i zaczyna cmokać ustami. Jej skrzydła trzepoczą z zawrotną prędkością, a ciało zaczyna się unosić. Rozwiewa moje włosy w każdą stronę.

- Nie całowaliśmy się. - Kładę dłoń na jej ramieniu i sprowadzam ją z powrotem na krzesło. - Nigdy bym go nie pocałowała - mówię stanowczo.

Nigdy.

Cece śmieje się piskliwie i dalej próbuję wyciągnąć ze mnie informacje, a ja muszę pchnąć ją łokciem, bo profesor Legolin patrzy na nas z irytacją. Za chwilę ogłasza koniec części teoretycznej zajęć i dzieli nas w grupy po trzy osoby. Do mnie i Cece dołącza Maeryn - mroczna elfka o sinej skórze, białych oczach, srebrnych włosach spiętych w kucyka. Jest ubrana w skromną szarą suknię, ale znajdują się na niej detale w postaci pajęczych sieci.

Zerkam dyskretnie w stronę Kayna. W jego zespole znajduje się Ember - przepiękna rusałka o lisim spojrzeniu i włosach koloru zachodzącego słońca. Stoi blisko jego boku i uśmiecha się szeroko. Kayn pokazuje zęby zadowolony uwagą, którą poświęca mu dziewczyna. Ale ja wiem, że nawet jej nie słucha. W jej ogromnych oczach wpatruje się w swoje odbicie.

Kiedy dostrzegam trzecią osobę w ich grupie, muszę się skoncentrować i kilkakrotnie mrugnąć, aby upewnić się, że wzrok nie płata mi figli. I wtedy go widzę. To Aaron. Najpiękniejszy spośród elfów. Obiekt moich westchnień od ostatnich trzech lat. Ma imponującą postawę, jest dobrze zbudowany. Jego blond włosy lśnią niczym obsypane złotym pyłem. A oczy są jak miód pitny, emanujące ciepłem i głębią, w której można się zatracić.

Profesor Legolin rozkazuje uczniom przejść na tyły szkoły. Gdy się tam znajdujemy, przekręca ogromny klucz w zamku porośniętej pnączami bramy. Otwiera ją szeroko i przemawia.

- Jeżeli słuchaliście uważnie na zajęciach, znacie już składniki eliksiru miłości. Grupa, która pierwsza przyniesie do pracowni składniki i wytworzy udany napój ma zaliczony egzamin końcowy z alchemii.

- Będziemy mogli użyć eliksiru? - pyta ktoś w tłumie. Przekręcam głowę i patrzę na profesora z nadzieją, czekając na jego odpowiedź.

Powiedz tak, powiedz TAK!

- Nie obchodzi mnie co z nim zrobicie. Byle odbywało się to poza moimi zajęciami. - Kiwa ręką i rozkazuje nam zniknąć z pola jego widzenia. Uczniowie z entuzjazmem rozbiegają się po lesie.

Uśmiech rozkwita na moich ustach, a serce zdaje się bić szybciej, gdy w mojej głowie pojawia się wizja Aarona całującego mnie o zachodzie słońca. Te różowe usta, na które czekałam trzy lata mogą być dzisiaj moje.

Muszę zdobyć te składniki - powtarzam w myślach niczym mantrę.

Muszę zdobyć Aarona.

Musi mi się udać.

Ruszam za Cece i Mearyn w głąb lasu. Nim jednak nabieram prędkości czyjś śmiech brzęczy w moich uszach, a chwilę później upadam niezdarnie na ziemię. Podnoszę głowę, a nade mną stoi Kayn. Jego uśmiech jest przerażający, gdy się nade mną pochyla.

- Jak zabawne byłoby, gdybym sprzątnął ci eliksir sprzed nosa? - pyta z drwiną w głosie. Złość zalewa moje ciało. Mam ochotę chwycić go za szyję i ścisnąć tak mocno, że jego głupie czerwone oczy aż wyskoczą z orbit.

- Mówiłeś, że alchemia jest nudna, a eliksir miłości jest bezsensowny. - Podnoszę się z ziemi i otrzepuję suknię z liści. - Jeśli spróbujesz mi go odebrać, naprawdę przebiję ci serce kołkiem - grożę mu, ale Kayn tylko pokazuje kły z rozbawienia.

- Jeśli spróbuję?- Podchodzi do mnie bliżej. Kosmyk moich włosów zakręca sobie na palcu. - Davino, tego wieczoru zaserwuje ci ten eliksir na tacy.

Patrzę na niego w ciszy, a po chwili zdaję sobie sprawę z tego, że on nie żartuje.

- Nie zrobisz tego - mówię, próbując przekonać samą siebie. - Po co miałbyś to robić?

- Czyż to nie brzmi jak najlepszy żart na koniec szkoły? Napoić napojem miłości elfkę, która nienawidziła mnie ostatnie pięć lat. Spodoba ci się to, obiecuję - śmieje się. - Co ja gadam, pokochasz ten pomysł! I pokochasz też mnie!

Cmoka w moją stronę i odbiega z wampirzą prędkością, a ja stoję długą chwilę w bezruchu.

Nie pokocham Kayna.

Prędzej go zabije.

Lekcja alchemii / enemies to loversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz