Rozdział piąty

44 6 10
                                    

Zaciskam powieki. Krzyk wyrywa się z moich ust.

Spadam.

Tysiące drobnych igieł przesuwa się po moim ciele. Czuję na skórze piekące, szarpane otarcia.

Następnie mocny, niemal miażdżący mi kości ból w nadgarstku. Patrzę w górę i widzę Kayna. Jego twarz to zagadka - rozszerzone oczy i napięta szczęka. Zdaje się, że pewne słowa chcą wydostać się z jego ust, ale w ostatniej chwili, jakby się rozmyślił.

- Złapałeś mnie - mówię roztrzęsiona. Z lękiem spoglądam w dół, a serce skacze mi do gardła. Ziemia rozmywa mi się w oczach, zdaje się ciągnąć mnie w swoją stronę. Uścisk Kayna na mojej skórze powoduje, że krew odpływa z mojej dłoni.

- Wciąż mogę puścić - próbuje żartować, ale widzę, że nie jest mu do śmiechu, tak samo jak mi.

Patrzę na jego blade palce zaciśnięte wokół mojego nadgarstka, na silne przedramiona i napięty biceps, przebijający się przez rozdartą koszulę. Zastanawiam się, w jak ogromnym szoku jestem, skoro uznaję to za... fascynujące.

- Nie puszczaj - udaje mi się wykrztusić, choć moje gardło jest kurczowo zaciśnięte przez strach. Jego spojrzenie z każdą sekundą łagodnieje, a uśmiech, chociaż lekki, sprawia, że pierwszy raz chcę mu zaufać.

Czy słyszy moje serce bijące jak oszalałe?

Czerwone tęczówki długo tańczą po mojej twarzy, dopóki nie skupia wzroku na czymś znajdującym się na ziemi. Bez trudu podciąga mnie w górę i pozwala chwycić się gałęzi. Jego chłodne dłonie dotykają mojej talii, kiedy pomaga mi zachować równowagę, po czym zostawia mnie oszołomioną i schodzi.

Oddycham z trudem i drżącymi dłońmi odgarniam włosy z twarzy. Moja wstążka zniknęła, a ledwo splątany warkocz opada mi na plecy. Schodzę ostrożnie z drzewa i za chwilę czuję wilgotny mech pod stopami. Mam wrażenie, że czegoś mi brakuję.

Na twarzy Kayna widnieje szczery entuzjazm, ale gaśnie równie szybko, jak się pojawił. W dłoniach trzyma różową małże.

No właśnie.

- Jest pusta - mówi z przekąsem.

- Jest? - pytam niewinnie.

- Wiedziałaś, że jest pusta cały ten czas? - patrzy na mnie ze zmarszczonymi brwiami, a ja próbuję walczyć z uśmiechem, ale przegrywam.

- Tyle zachodu o pustą skorupę? - Patrzy na mnie zezłoszczony. - Zmarnowaliśmy tak wiele czasu, ścigając się jak dzieci. - Rzuca małżą przed siebie, a ona znika pośród roślinności.

- Możesz winić tylko samego siebie. Ty za mną pobiegłeś.

- Uciekałaś - tłumaczy się.

- Puszczasz się w pogoń za każdą biegnącą dziewczyną? - pytam rozbawiona. - Cóż, Kayn, nie świadczy to o tobie dobrze.

Zawadiacki uśmiech formuje się na jego ustach, a mój szybko znika. Dreszcz niepokoju wędruje po moim ciele, gdy czekam niepewna na jego następne słowa.

- Biegnę tylko za tymi, które gwarantują mi przygodę, albo niespodziankę. - Przekrzywia lekko głowę i mówi dalej. - Pocałunki albo widoki... Może nie przyjrzałem się tobie w jeziorze, ale na pewno zdążyłem napoić się widokami, gdy wspinałem się pod tobą na drzewo.

- Patrzyłeś mi pod suknię?! - krzyczę. Czerwień zalewa moją twarz. Gdybym mogła, schowałabym głowę w piach.

Kayn śmieje się, kły wystają mu z ust.

Mam ochotę go uderzyć.

Zaciskam dłoń w pięść, ale resztkami samokontroli rezygnuję z zamachnięcia się w jego stronę z całą zgromadzoną siłą. Nadgarstek boli mnie od jego wcześniejszego silnego uścisku.

Lekcja alchemii / enemies to loversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz