2; rude client

240 38 79
                                    

Felix nie był w stanie wszystkiego przewidzieć. Spodziewał się, że klienci pokochają popisowy miodownik jego mamy, jednak nie, że dwie blachy pójdą tak szybko. Wiedział, że przyjdzie taki dzień, gdy będzie zdany tylko na siebie, jednak nie spodziewał się go tak szybko. Gdy to w poniedziałek rano dostał telefon od Jeongina, który załapał wyjątkowo paskudną odmianę grypy, miał cały bajzel na swojej głowie.

Przez te dwa lata zdążył już zapomnieć, jak to jest pracować samemu. Od dziewiątej rano do szóstej po południu, przez cztery dni w tygodniu, pomiędzy spisywaniem i roznoszeniem zamówień, a myciem stołów nie miał nawet czasu na toaletę. Po pracy i tak musiał zostać w lokalu i godzinami nadrabiać nieobecność Jeongina. Jak na złość, wszystkie upieczone przez niego ciasta schodziły szybciej niż zazwyczaj, a cotygodniowa dostawa miała poślizg. Do tego wszystkiego, zamiast w spokoju wrócić do mieszkania, tworzył projekty, w których wprowadzał zmiany w dotychczasowym wystroju kawiarni. Po coś skończył aranżację wnętrz, no nie?

Z trudem dawał sobie radę, a w czwartkowe popołudnie był już tylko krok od tego, by nie paść na twarz. Dosłownie, bo przez te cztery dni nie spał prawie wcale; przychodził do pracy kilka godzin przed otwarciem, przygotowując wszystko, później wychodził i jechał autobusem na osiedle Jeongina, by upewnić się, że ten wciąż żyje, a później znów wracał. Nie dał namówić się studentowi na dzień wolny, twierdził, że ze wszystkim sobie radzi. Z kawiarni wychodził często długo po ciszy nocnej, która w Korei zaczynała się o dziewiątej wieczorem.

— Jisung, ja wiem, że ty też nie masz czasu, ale w zoologicznym macie więcej pracowników niż ja tutaj — z telefonem ściśniętym między ramieniem a uchem, Felix mył szklanki po kawie.— Nie mówię, że dzisiaj, ale błagam, nie wiem już, w co ręce wsadzić.

Felix, gdy to wczoraj pierwszy raz zrobiło mu się słabo ze zmęczenia, doszedł do wniosku, że bezzwłocznie potrzebuje pomocy. Obdzwonił już chyba każdego znajomego, dwóch kuzynów, ojca chrzestnego i wujostwo, ale nikt nie mógł mu pomóc. W desperacji wykonał nawet telefon do mamy, która pracowała z domu, jednak ona także — choćby chciała — nie mogła pozwolić sobie na oderwanie się od pracy.

Rozumiem cię, naprawdę, byłbym już w drodze, gdybym mógł, ale nie mogę — usłyszał po drugiej stronie, ku swemu wielkiemu nieszczęściu.— Pracuję dziesięć godzin dziennie, a i tak muszę zostawać po zamknięciu i sprzątać. Już prawie nie widuję się z własnym facetem, nie mogę...

Felix jęknął cierpiętniczo pod nosem. Jisung, syn przyjaciół jego rodziców i jego przyjaciel był ostatnią deską ratunku, jakiej Felix mógł się złapać. A teraz tonął. Nie miał już nikogo, do kogo mógłby zadzwonić i poprosić o pomoc.

— Wiem, no wiem — wytarł dłonie w szmatkę, zaraz odrzucając ją na bok.— No nic, jakoś to przeżyję. Narazie, Sung.

Schował telefon do tylnej kieszeni spodni, wzdychając boleśnie i klepiąc się dłońmi po karku. Choć ten tydzień mógł jakoś wytrzymać, tak następnych dwóch tygodni nieobecności Jeongina sobie nie wyobrażał.

Z zatrudnieniem kogoś innego też miałaby problem. Na co dzień on i student doskonale sobie radzili, a na okazjonalne prace nikt nie byłby chętny. Na drugiego pracownika nie było go stać, a że sprzedawali tylko napoje, słodkie desery, raz proste i szybkie w przygotowaniu posiłki, nie potrzebowali kucharza. Poza tym, Felix i tak myślał nad zmianą wnętrza, zakupieniem innych mebli i nowym wyposażeniem. Mówiąc wprost; idealnym pracownikiem byłby tylko odporny na choroby zakaźne wiedźmin.

— Trudno, najwyżej jutro zrobię sobie wolne — przetarł oczy, ruszając za kasę.

Liczył, że zabiegany dzień skończy się szybko i spokojnie, tak, jak wcześniejsze. Już i tak skrócił godziny otwarcia do siedemnastej, bo bez Jeongina przetrwanie graniczyło z cudem. No i tu się przeliczył.

Welcome to Lee Felix's cafe - changlixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz