III

114 17 1
                                    

Kolejne dni miały spokojnie, bez zbędnych ATAKÓW NA MOJE ŻYCIE! Jak ten demon się prześlizgnął obok członków rady? Przecież oni dzięki swoim umiejętnościom potrafią je wyczuć. Sami nie potrafili powiedzieć jak to się stało i kilkukrotnie mnie przepraszali. Według mnie trochę jednak przesadzali. Bo naturalną rzeczą jest się mylić, a ten demon nie był zbyt wielkim zagrożeniem bo sobie z nim poradziłem.

Marcus nalegał również na kontynuowanie treningów. Zgodziłem się mając z tylu głowy porażkę w walce z Devonem. Teraz codziennie trenowałem. Z tego też powodu nie wracałem do domu. Nie udało by mi się pogodzić przygotowywania wojska treningów i szkoły. Na szczęście kiedy mnie tam nie było czas zatrzymywał się jak przy pobycie w Narni. Jednak czy kiedy tam wrócę będzie tak jak przed moim odejściem? Czy demony nie za atakują? A jeśli za atakują to czy czas ruszy tak jak bym tam był?

Nie mogłem zapytać kogokolwiek z rady, wszyscy jej członkowie wyruszyli zebrać wojska. Każdego dnia na posterunki zgłaszają się kolejni ochotnicy. Po dwóch dniach mamy już dziesięć tysięcy orków, jedenaście tysięcy ludzi, siedem tysięcy elfów i nie całe pięć tysięcy krasnoludów, bo większość zostało zatrudnionych do produkcji wyposażenia dla wojska. Jeśli dalej tak będzie się rozpędzać rekrutacja to według przewidywań Marcusa za miesiąc będziemy mieć ponad milion wojowników. Mam taką nadzieję, chociaż i to może być za mało żeby pokonać armię Carrona.

-Nicolasie!

Nick jest około sześćdziesięcio paro letnim mężczyzną z siwymi włosami, normalnej postury. Ma okrągłą twarz, niebieskie oczy, lekko garbaty nos i wąskie usta oraz lekko steczące pół elfie uszy. Jego matka była elfką a ojciec człowiekiem. Jest on zarządcą obsługi Twierdzy.

-Tak, Alec?

-Wyślij list do Marcusa żeby jak najszybciej wrócił muszę z nim obgadać pewien pomysł.

-Dobrze.- odpowiedział po czym odwrócił się i wyszedł. Jest naprawdę małomówny.

...

Siedziałem na ławce przed częścią mieszkalną i obserwowałem, jak żołnierze mieszający w twierdzy trenują razem z Maxem i Vi. Przez bramę przeszedł Marcus, stanął na chwilę, żeby się rozejrzeć. Kiedy mnie zauważył skierował swoje kroki w stronę ławki na której siedziałem.

-Cześć!

-Witaj, chciałeś ze mną coś omówić.

-Tak. Według twoich prognoz powinniśmy mieć jakiś milion żołnierzy za cztery tygodnie. Nie uważasz, że jest to trochę za mało?

-Rzeczywiście może być to trochę mało, więc co proponujesz?

-Wojna może ogarnąć też ludzi ze Starego Świata, prawda?

-I co dalej?

-Pójdźmy do nich, mają ogromne ilości wojska i broń jaką tutaj będzie się używać za ponad tysiąc lat.

-Jest tylko problem. W najlepszym przypadku uznają, nas popierdoliło i wyśmieją. Ewentualnie złapią i wsadzą do jakiegoś zakładu zamkniętego.

-Ale może warto spróbować? Amerykanie wierzą we wszystko, więc może uda się ich przekonać?

-No dobrze, spróbujemy.

_____

I tak oto zrodził się genialny plan włączenia do wojny z demonami armii amerykańskiej albo i całego NATO XD Jak myślicie uda się? Piszcie :) A do tego zapraszam do gwiazdkowania i pozdrawiam :)

Dwa Światy: Wielka Wojna [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz