Jeden oddech pośród cichych ścian, które słuchały, jak łkał. Biedny chłopiec o talencie przekraczającym wyobrażenia anielskie, poszkodowany w świecie, gdzie przeciętność grała główne miejsce. Piękno w delikatności i delikatność w pięknie. Sung Hanbin był najwybitniejszym uczniem szkoły muzycznej, do której uczęszczał od dwóch lat. Nieopisany młody talent. Gdy pytało się o tego człowieka, można było usłyszeć dwie wersje. Pełne zachwytu i podziwu lub pełne zazdrości i niechęci. A on był w tym wszystkim zbyt zagubiony, aby jakkolwiek przejmować się obiema opiniami na swój temat. On pragnął tylko prawdziwości, której nigdy nie doświadczył. Czuł, jak gdyby żył w bajecznej krainie, w której każdy miał zakaz okazywania mu zdrowych relacji. Nie wiedział, czym jest koleżeństwo, przyjaźń czy miłość. To ostatnie było największą zagadką w jego wykwintnym świecie, bo poza kruchymi uczuciami do skrzypiec i śpiewu, to nie zaznał silnych doznań, o których tak wkoło opowiadają ludzie. Był zamknięty i może po części obwiniał za to siebie, ale gdyby ktoś dał mu szczerą szansę bez krzty podstępu, to on oddałby wszystko, aby nie być już najwybitniejszym. Dałby tej relacji każdą część siebie.
Dlatego teraz łkał, bo śpiewał o miłości, której nie rozumiał. Pośród ścian samotnych jak on, pośród budynku, w którym tylu uczniów przeżywało swoje wzloty i upadki. Czuł się nikim. Chciałby odnaleźć coś, co dałoby mu znów radość, ale był zbyt słaby, aby porzucić coś, co określało go Hanbinem, coś, co go stworzyło od podstaw, czyniąc człowiekiem idealnym. Zakończył śpiew, a mimo łez były to najczystsze dźwięki na planecie.
Nie czuł, że jest najlepszy, choć wmawiano mu to od dziecka. Od momentu, gdy pierwszy raz chwycił za skrzypce, wydając przy tym doskonałe brzmienia. Od chwili, gdy pierwszy raz użył swojego głosu, aby poskromić muzyków z całego świata. Przynajmniej tak uważali ludzie wokół niego, bo on sądził, że ma duże braki i musi nad nimi pracować. Choć w głębi duszy wiedział, że wielu nie chciałoby z nim rywalizować, bo był zbyt dobry, aby podejmowali jakiekolwiek działania.
Do momentu, aż nie wszedł do pustej sali, w której zazwyczaj odbywały się zajęcia z gry na instrumentach. Siedział tam nieznajomy, patrząc w okno, używał skrzypiec piękniej, niżeli boginie na nich grywały.
Uosobienie miłości Zhang Hao, którego znały całe Chiny i zobaczył Sung Hanbin podziwiany przez całą Koreę.
Nie wiedzieć czemu poczuł się speszony, że w ogóle śmiał wejść do tej sali i spojrzeć na niego. Nie odezwał się słowem, tylko usiadł na podłodze przy lustrze, jak najdalej od tego człowieka. Po cichu go obserwował. Nie mógł oderwać wzroku, choć szczerze sam nie wiedział czemu. Po prostu go zahipnotyzował, wyglądał, jak gdyby był najpiękniejszą kompozycją spisaną na straty. Jego widok w pewien niewyjaśniony sposób bolał, więc Hanbin wolał pozostać dla niego niewidocznym.
W końcu zaczęli zbierać się uczniowie, którzy jak mieli w zwyczaju, przychodzili wszyscy punktualnie albo kilkanaście minut wcześniej. Sala zaczęła tętnić życiem, ale nieznajomy nie stawał się mgłą na tle tych wszystkich ludzi, bo Hanbin nadal widział go nad wyraz idealnie. Niektórzy nie zwrócili na niego uwagi, a inni zaś przyglądali się z fascynacją albo zazdrością. Jednakże ci bardziej ambitni siadali po kątach, aby powtarzać ćwiczenia, które pomogą im się oswoić z instrumentami. Nie każdy był tu geniuszem, ale każdy posiadał zapał, który pozwalał im na szybkie tempo rozwijania swoich umiejętności.
Sung w końcu przestał przyglądać się młodzieńcowi, ponieważ wydawało mu się to dziwne, że aż tak intensywnie się w niego wpatruje. Może by nie wyszedł na stalkera, bo bez przesady tylko sobie spoglądał, ale sam zaczynał powoli czuć, że jest w jego spojrzeniu coś nieprzyzwoitego. Dopiero po chwili zauważył, że przybyło trochę więcej nowych uczniów. Zazwyczaj byli dzieleni na trzy grupy, które ukazywały, kto na jakim jest poziomie oraz na jakich instrumentach gra i wtedy uczęszczali do mniejszych sal. Jednakże główne spotkania odbywały się w dużym pomieszczeniu, które śmiało mogło pomieścić dwa fortepiany ustawione daleko od siebie, perkusje, gitary i tym podobne oraz kilkanaście młodych talentów.