Demony przeszłości

57 7 16
                                    


W letnie popołudnie, kiedy słońce zastępowało na horyzoncie, ogród rodziny Williams tętnił życiem. Miękka zielona trawa i kwiaty tańczące na wietrze, co tworzyło barwną mozaikę. Nicole i jej siostra Noemi, obie niespełna dwuletnie, biegały z radością, a ich śmiech wypełniał cały ogródek.

— Patrz, najładniejszy kwiatek! — zawołała Noemi, trzymając w dłoni drobny, fioletowy płatek.

— Jest piękny! — odpowiedziała Nicole, kucając obok siostry. — Bukiet! — zawołała, a ich malutkie palce z delikatnością zaczęły zbierać skarby z ogrodu.

Elizabeth, ich mama, w zaawansowanej ciąży, siedziała na drewnianej huśtawce. Uśmiechała się, obserwując dziewczynki. Eric, ich taka, stał w pobliżu, przyglądając się, jak dziewczynki kręcą się wśród kwiatów. Jego śmiech brzmiał jak muzyka, a każdy uśmiech wydawał się obietnicą lepszego jutra. Eric przysiadł na huśtawce obok Elizabeth i ułożył dłoń na jej brzuchu. Kobieta posłała mu czułe spojrzenie, uśmiechając się delikatnie.

W tamtej chwili wszystko było idealne. Słońce, śmiech dzieci, bliskość rodziny — chwile, które mogłyby trwać wiecznie. Lecz w powietrzu unosił się też delikatny niepokój, jakby każda radosna sekunda, przypominała, że czas ma swoją cenę. Te chwile miały swoje miejsce w pamięci Nicole, jednak w miarę dorastania, zaczęły zamieniać się w cień, który z czasem stał się trudny do odgonienia.

***

Słońce świeciło na niebie, a jego promienie tańczyły na powierzchni wody, tworząc migoczące refleksy. Szum fal niósł się w powietrzu, a delikatny wiatr przynosił ze sobą zapach soli i piasku. Nicole i Noemi, w swoich kolorowych kostiumach kąpielowych, biegały po piasku, zostawiając za sobą ślady małych stóp, które z każdą chwila znikały pod falami przypływu.

— Wysoko skacze! — zawołała Nicole, podskakując i machając rękami.

— Szybko biegam! — odpowiedziała Noemi, goniąc siostrę. Obie śmiały się głośno, a ich radość wypełniała przestrzeń.

Elizabeth rozłożyła koc na piasku, tworząc mały azyl wśród zgiełku. Usiadła wygodnie, obserwując swoje córki, a jej serce wypełniała duma i czułość.

— Dziewczynki! — zawołała z promiennym uśmiechem na twarzy. — Trzeba posmarować się kremem z filtrem!

— Nie chcemy! — protestowała Noemi, przyciskając małe dłonie do twarzy. — To nuda! — jej oczy błyszczały w słońcu, a usta wyginały się w figlarnym uśmiechu.

— Potem będziecie wyglądać jak krewetki! — odparła kobieta z uśmiechem, a Noemi wytknęła do niej język, w akcie buntu, który był dla niej naturalny.

Eric Williams w tym czasie budował zamek z piasku, który z każdą chwilą stawał się bardziej majestatyczny. Gestem ręki zachęcał córki, aby przyszły mu pomóc. Dziewczynki od razu podbiegły do taty, pełne radości.

— Ciekawe czy zamek przetrwa przypływ? Może powinniśmy dodać wieżę obronną? — powiedział, udając poważnego, a jego oczy błyszczały z radości na widok zafascynowanych dziewczynek.

— Zbudujmy go wyżej! — krzyknęła Nicole, chwytając wiaderko i dumnie unosząc je w górę, jakby trzymała złote trofeum. — I flagę!

— Taaak! A potem do wody! — dodała Noemi, przytulając się do taty. W ich oczach malowała się niewinna chęć do zabawy, która z każdą chwilą rosła.

The mess inside meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz