Wszyscy nosimy maski

79 10 38
                                    


Dzwoniący od piętnastu minut budzik doprowadzał mnie do szału. Miałam ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy za to, ż nastawiłam go zeszłego wieczoru. Odwróciłam się na drugi bok, mocniej wciskając głowę w poduszkę. Była przecież sobota i miałam prawo się wyspać. Nakryłam się kołdrą po szyję i ponownie bym zasnęła, gdyby nie moja cudowna siostra, która z impetem otworzyła drzwi mojej sypialni. Wparowała do środka, klaszcząc w dłonie i zupełnie nie zwracając na mnie uwagi, odsłoniła zasłony w moim pokoju.

Jaskrawe światło wdarło się do sypialni, przez co nie byłam w stanie otworzyć oczu. Westchnęłam zirytowana, nakrywając głowę kołdrą.

— Idź stąd i daj mi spać — warknęłam przyduszonym głosem. — Jest sobota, Emi!

— No właśnie, droga siostro — odpowiedziała, ponownie klaszcząc w dłonie. — A co robisz w sobotę?

— Uczęszczam na terapię — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Dopiero po chwili dotarł do mnie sens moich własnych słów i jak burza wyparowałam z łóżka. Biegiem ruszyłam do łazienki, nie zwracając uwagi na Noemi. Szczotkowałam zęby przy akompaniamencie śmiechu siostry, która opierała się o framugę drzwi i z dezaprobatą kręciła głową. Przepłukałam usta i umyłam twarz chłodną wodą. Związałam swoje włosy w kucyk i z wyraźnym grymasem na twarzy opuściłam łazienkę.

— Wyglądam jak tysiąc nieszczęść — burknęłam, wkładając na siebie bluzę Nate'a. — Jak jakiś bezdomny.

— Z grzeczności nie zaprzeczę — skwitowała Emi, rzucając się na moje łóżko. — Twój budzik dzwonił dobre dwadzieścia minut. Wystarczyło wstać, jak tylko go usłyszałaś — wzruszyła ramionami, przekręcając się na plecy.

— Gdyby babka miała wąsy to by była dziadkiem — przewróciłam oczami, parskając. Sięgnęłam po telefon i schowałam go do kieszeni jeansów. — Idę, a ty wyjdź z mojego pokoju.

Ostatni raz zerknęłam na siostrę, która pożegnała mnie jedynie środkowym palcem uniesionym w górze. Nie miałam jednak czasu na jakiekolwiek przepychanki, więc po prostu ruszyłam na korytarz. W domu panowała cisza, co oznaczało, że Nate i mama wciąż śpią. Pomału zeszłam po schodach i skierowałam się do kuchni. Nalałam sobie szklankę wody i zerknęłam w stronę lodówki, na której wisiała kartka.

„Pracuje. Będę późno, więc zamówcie coś do jedzenia. Mama"

Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl o wieczorze z Pamiętnikami Wampirów, kocem i pyszną pizzą. Odłożyłam szklankę do zlewu i wychodząc z domu chwyciłam klucze do auta, które wisiały przy wyjściu w organizerze. Powietrze było chłodne, wręcz ostre. W tamtej chwili dotarło do mnie, że wyjście w samej bluzie nie było zbyt dobrym pomysłem. Niestety, nie miałam już czasu na jakiekolwiek zmiany. Wsiadłam do coopera, włożyłam kluczyki do stacyjki i odpaliłam silnik.

Ulice w sobotni poranek były niemalże puste, więc w niespełna dziesięć minut dotarłam na miejsce. Wysiadając z samochodu spojrzałam na zegarek w telefonie, który wskazywał, że spóźniłam się jedynie dwanaście minut. Otuliłam się ramionami i ruszyłam w stronę gabinetu. W środku przywitała mnie jedynie cisza i zapach świeżo zaparzonej kawy. Rozejrzałam się po jasnym pomieszczeniu, pocierając ramiona. Zza drzwi wyłoniła się kobieta, witając mnie przyjaznym uśmiechem.

— Ciężki poranek? — zapytała, zapraszając mnie gestem ręki do gabinetu.

— Powiedzmy, że nie jestem stworzona do wstawania o tak wczesnych godzinach — odparłam, ruszając za terapeutką.

W pomieszczeniu jak zwykle panował porządek i ład. Pachniało cytrusami, a na stoliku stały dwa kubki z kawą. Usiadłam na wygodnej sofie i od razu chwyciłam jeden z nich. Naczynie przyjemnie ogrzało moje skostniałe palce. Anastasia usiadła na przeciw mnie w swoim fotelu i zsunęła z głowy okulary na nos. Przewertowała notatnik, a następnie rzuciła mi przenikliwe spojrzenie.

The mess inside meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz