Rozdział 8

51 13 0
                                    

                          Michael
Gdy się obudziłem za oknem lał deszcz. Szumiał mocny wiatr. No dobra w Wielkiej Brytanii bywały deszczowe dni. Wtedy lało tak solidnie, ale częściej bywały słoneczne dni. Wyszedłem że swojej sypialni. Otworzyłem lodówkę znajdującą się w kuchni. Nie chciało mi się dziś nic gotować. Usiadłem zrezygnowany na kanapie i myślałem. Sam nie wiem nad czym. Byle po prostu coś robić. Nie wyspałem się, ponieważ Julie wróciła około drugiej nad ranem. NAD RANEM! Ciekawe co robiła u tego całego Thomasa. Usłyszałem czyjeś kroki, więc odwróciłem się w tamtą stronę. Była to blondynka. Uśmiechnęła się do mnie i podbiegła. Skoczyła na mnie i wtuliła mi się w ramiona. Podarowała buziaka w policzek i usiadła obok.
- Hejka Michi- zawołała wesoło
- Hejka- odpowiedziałem- Idziemy na jakieś śniadanie?
Nie chcciało mi się robić posiłku. Jej pewnie też nie.
- W deszcz?- jęknęła patrząc na okno
- Może uda nam się znaleźć parasolkę
Wstałem z kanapy i udałem się do szafki na korytarzu. Szukałem parasolki w tym badziewie. Było tam taki bajzel. Dużo rzeczy po prostu było rzucone. I nie znalazłem.
- Konieczna ta parasolka?- zapytałem.
- No sorry, ale ja z cukru jestem- zaśmiała się cicho na swój żart.
- Weź - również się zaśmiałem- pobiegniemy.
Przewróciła oczami i skinęła głową. Poszła do sypialni się przebrać. Ja także udałem się do swojej. Nałożyłem zwykłe jeansy i koszulę. Nie zapiąłem ostatniego guzika przy szyji. Lubiłem tak chodzić, ale za to nienawidziłem tych wszystkich dziewczyn, które się do mnie klejiły. Dobra może byłem tym najprzystojniejszym na uczelni. Westchnąłem i ostatni raz przyjrzałem się w lustrze. Wziąłem swoją ulubioną perfumę. Delikatne kropelki kapnęły mi w okolicy szyji. Na nadgarstek nałożyłem swój zegarek. Przeczesałem swoje brunatne włosy ręką, a następnie je roztrzepałem. Wyszedłem z pokoju. Blondynka już czekała. Włosy miała uczesane w dwa dobierane warkocze. Wyszły jej piękne i ślicznie prezentowały się z jej blond włosami. Nałożyła czarne jeansy. To chyba były jej ulubione spodnie. Do tego moja bluza z czarną różą. Usmiechnąłem się do niej, a ona to odwzajemniła. Zaczęliśmy wkładać buty. Julie nakładała swoje białe tenisówki. Zapiąłem Da Vinci'ego na smycz. Wyszliśmy z mieszkania, które zakluczyłem. Schodziliśmy po schodach, a obok nas dreptał piesek.
Deszcz nadal padał, gdybym mógł to bym pojechał samochodem, ale nie mogłem bo Polly je pożyczyła.Pod kamienicą tak jak prawie codziennie stał Hubert i palił epeta.
- Siema- powiedziałem- gdzie znowu przyprowadzisz do nas Nele?
- Nie wiem- powiedział.
- Hejka- powiedziała Julie
- Cześć- odpowiedział
Skinąłem głową na znak, że musimy już iść. Otoczyłem Julie ramieniem i rozpoczęliśmy spacer w deszczu. Wiedziałem, że Hubert ma trudną sytuację w rodzinie, ale że aż tak? Chciał przejąc pełną opiekę nad Nelą. Tylko ja i Julie wiedzieliśmy o jego siostrze. Szliśmy zalanym chodnikiem. Da Vinci dreptał po kałużach. Co chwilę ciężkie krople deszczu spadały nam na głowy. Piesek zaczął biec, więc my też biegliśmy za nim. Julie trzymała smycz, a Da Vinci był silny i tak ją ciągnął, że blondynka wywaliła się do tyłu prosto na ogromną kałużę. Rozległ się plusk, a potem dziewczyna  nie mogła otknąć się z szoku. Siedziała i patrzyła na nas z niedowierzaniem. Zacząłem się śmiać. Śmiać w niebo głos. Położyłem dłonie na kolanach i nie mogłem się powstrzymać.
- Michael Moon- krzyknęła Julie.
Jeżeli mówi pełnym imieniem i nazwiskiem to znaczy, że jest wkurwiona. Bardzo wkurwiona. Wyprostowałem się i posłałem jej buziaka w powietrzu. Znowu się zaśmiałem. Popatrzyła na mnie z niedowierzaniem i wystawiła w moją stronę środkowy palec.
- Jestem cała mokra- jęknęła.
Wystawiłem w jej stronę dłoń, która chwyciła. Pomogłem jej wstać.
- Zimno- szepnęła.
Zrzuciłem swoją bluzę z mojego ciała i podałem blondynce. Założyła ją na siebie i przytuliła się do mnie. Wziąłem smycz Da Vinci'ego i ruszyliśmy do kawiarenki. Weszliśmy do malutkiego budynku cali mokrzy. Usiedliśmy przy wolnym stoliku i zamówiliśmy coś do przekąszenia. Zamówiliśmy gofry z bitą śmietaną. Da Vinci siedział na parapecie i radośnie machał ogonem. Co chwilę odwracał główkę w naszą stronę. Wyglądał słodko. Julie ma dobry gust co do zwierząt. Po skończonym posiłku zamówiliśmy sobie kawę. Julie wzięła z mlekiem, a ja czarną. Dużo rozmawialiśmy o tym co planujemy zrobić w ferię. Muśleliśmy nad tym, żeby może gdzieś pojechać całą naszą grupką. Zobaczymy, jeszcze mamy trochę czasu. Skończyłem dopijać swoją kawę. Blondynka siedziała na parapecie obok Da Vinci'ego. Skinąłem do niej glową na co ona zeskoczyła. Zdjęła pieska i ruszyliśmy w drogę powrotną. Nadal lało. I to solidnie. Zarzuciłem ramię na Julie i docisnąłem ją do swojego ciała. Blondynka cicho się zaśmiała i opoltła mnie w pasie. Da Vinci chodził raz przy nas, a czasami przy trawie by załatwić swoje potrzeby. Odprowadziłem blondynkę pod kamienicę, a sam udałem się na uczelnię. Gdy tylko przekroczyłem próg bramy wejściowej jakieś laski wypinały do mnie piersi i posyłały całusy w powietrzu. Kompletnie je zignorowałem. Byłem w samym krótkim rękawku.
- Siema- powiedziałem i zbiłem pionę z Alexsem.
- Siema- odpowiedział- czemu jesteś taki mokry?
- Byłem z siostrą na śniadaniu
- Z którą?
- Julie
- Aaaa to ta ładna
- Stary, nawet do niej nie podbijaj- powiedziałem i pokreciłam z niedowierzaniem głową
- Czemu?- oburzył się Alex
- Ona jest już zajęta
- Kurwa serio? Szkoda.
Udaliśmy się pod wejście od klasy. Niedawno reszta naszej paczki wróciła z fajki. Nathaniel prawie został przyłapany przez naszego profesora. Weszliśmy do klasy gdzie każdy z nas wybrał sobie miejsce.
Zapowiadała się znowu nudna lekcja.

Others [Tom 1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz