— Ugh...! Czy ty musisz być taki wysoki?! — zdenerwował się Riccardo. — Wyglądam przy Tobie jak krasnal!— O to chodzi, karzełku — mruknął Terry, idąc dalej w stronę boiska. — Nie krzycz tak, bo jeszcze pomyślą, że Ci krzywdę robię.
— Bo robisz! — wrzasnął Do Rigo. — Swoim wzrostem mi krzywdę robisz!
— Aleś Ty wielce pokrzywdzony...
W końcu doszli na boisko. Wzięli piłkę i już po chwili zaczęli trening. Chcieli się oderwać od myśli i zrobić to co oboje kochali, czyli grę w piłkę nożną. Strzały Riccarda były dzisiaj wyjątkowo udane. Nie to co ostatnim razem. Dzisiaj wychodziło. Terry też nie pozostawał w tyle. Oboje błyszczeli. Podczas przerwy do Terry'ego zadzwonił telefon. Chłopak odebrał i znudzonym głosem powiedział:
— Ta?
-— Potrzebuję... Usługi — powiedział głos z telefonu, który Riccardo bardzo dobrze słyszał.
— Kto, gdzie pracuje i jakieś specjalne wymogi?
— Nadya Wilson, biuro podróży i nagraj jej śmierć. Ma być zabita sztyletem.
— W porządku, zamówienie przyjęte. Jest ciężarna?
— Nie.
Zamienili ze sobą jeszcze kilka słów, a potem Terry się rozłączył. Riccardo patrzył na niego zdezorientowany.
— Kolejne zamówienie na morderstwo... — Chłopak westchnął i odłożył telefon do torby.
— Naprawdę musisz w to brnąć?... — zapytał smutno brunet.
— Przepraszam... — szepnął bramkarz. — Gdy już się ustatkuję to obiecuję, że z tym skończę... Jak najszybciej...
Napastnik kiwnął głową i położył ją na barku białowłosego, który usiadł obok niego. Chłopak uśmiechnął się i objął ramieniem pianistę.
— Coś Ty się tak do mnie przylepił? — zapytał rozbawionym głosem.
— Masz wygodny bark — mruknął Ricc, zamykając oczy. — No i nagle, jakimś cudem, jestem przylepą.
— Taaa... Chyba moją prywatną przylepą, hm?
Brunet zaśmiał się cicho i wtulił bardziej w bok bramkarza.
— Aż się boję siebie po tym ile Ci powiedziałem. — Terry pokręcił głową.
— Po takich zwierzeniach mogę Cię oficjalnie nazwać swoim przyjacielem.
— Tak?
— Tak, bo chcę Cię wspierać i być z Tobą.
— Ja też chcę Cię wspierać i być z Tobą.
Oboje uśmiechnęli się do siebie łagodnie i postanowili już wracać. Problem w tym, że Terry tak strasznie nie chciał wracać do domu... Riccardo chyba to zauważył, bo westchnął.
— Chcesz zostać u mnie? Mam cały dom dla siebie przez... Jeszcze sześć dni. Pewnie nie widzi Ci się wracać teraz do domu.
Białowłosy popatrzył na niego.
— Naprawdę m-mogę?... — zapytał niepewnie.
— Pewnie, chodź.
— To napiszę tylko do ojca, żeby nie czekał na mnie...
— Jasne, chodźmy już — powiedział Di Rigo i założył torbę treningową na ramię.
Terry zrobił to samo i oboje ruszyli do domu bruneta. Białowłosy w tym czasie stukał w telefon. Weszli do domu pianisty, a ten zamknął za nimi drzwi na klucz. Zdjęli buty i poszli do kuchni. Riccardo poprosił służbę o drugą porcję obiadu przez następne sześć dni. Błagał wręcz, żeby nie powiedzieli nic jego mamie. Wkurzyła by się, gdyby się dowiedziała, że jej syn sprowadza kogoś do domu. Brunet wziął dwa talerze z obiadem i poszedł na górę. Terry już siedział w jego pokoju na łóżku i kołysał się lekko na boki.
CZYTASZ
"Mój dom w jego sercu ~ Riccardo"
FanfictionIskry lecą. Uważaj, bo się poparzysz... (ciąg dalszy nastąpi:>) 💙