Kochać nigdy nie znaczyło być kochanym, ale czy w tej miłości jest miejsce na uczucia?..Riccardo wstał dzisiaj dość wcześnie, ogarnął się szybko w łazience i ubrał swoje szare dresy, ale do tego oczywiście czerwoną bluzę Terry'ego, bo była wygodna.
Och, dzisiaj w chuj napatrzy się na czerwony kolor...
Szatyn usiadł w fotelu, otulił się kocem i wziął książkę do ręki. Zaczął czytać, a świat opisany na stronach zupełnie go pochłonął, ponieważ Di Rigo nie zauważył nawet, kiedy Terry wstał. Dopiero, kiedy starszy przytulił go na powitanie i dał mu buziaka w policzek, wyrwał się z transu i uśmiechnął się.
— Cześć, dobrze spałeś? — zapytał Riccardo, zaznaczając stronę, na której skończył i przytulając się do białowłosego oraz składając krótki pocałunek na jego ustach.
— Bardzo dobrze — odpowiedział z uśmiechem Archibald. — A Tobie? Jak się spało? Widzę, że wstałeś wcześniej i czytasz. Co ciekawego czytasz?
— "Okrutny Książę" — odparł Ricc. — Ciekawe jest.
— No to się cieszę.
Archibald pocałował szatyna w czoło i zniknął za drzwiami łazienki, za to Di Rigo na nowo wciągnął się w świat magii, z którego wyciągnął go Terry.
Po jakiś piętnastu minutach odłożył powieść i przetarł zmęczone oczy. W tym samym momencie Archibald wyszedł z łazienki w samych dresach, które zsunął z bioder, więc były one widoczne, i czarnej opasce na swoich białych włosach.
— Idę z Aidenem załatwić parę spraw, zostaniesz z resztą? — spytał Terry, stukając coś w telefonie. Ricc jęknął niezadowolony. — Obiecuję, że wrócę, nie potrwa to długo.
— No dobra... — mruknął obrażony chłopak, ale zaraz taki humor mu minął, bo starszy złożył pocałunek na jego ustach.
Di Rigo odwzajemnił gest i przytulił się do ciała białowłosego. Ten objął go delikatnie ramionami, zupełnie jakby bał się, że może go skrzywdzić.
Szkoda, że nie pomyślał o tym w momencie, kiedy wszystko się, kurwa, sypało... Rozpadało się na dobre kawałki... Jebane kawałki...
— Wrócę niedługo. — Terry złożył szybki pocałunek na ustach szatyna i wyszedł, a w tym samym czasie Ricc wrócił do czytania swojej powieści fantasy.
Terry razem z Aidenem wyszli z domu, a ten pierwszy jeszcze szybko narzucił na siebie czarną bluzę. W końcu idą na spotkanie z szefem, nie mogą iść półnago. Inaczej chuj by był, a nie praca.
Oboje pchnęli podwójne drzwi do dużego gabinetu, usiedli w fotelach naprzeciwko biurka, przy którym siedział ich szef. James Smith. Brunet ubrany w garnitur, z cygarem w jednej dłoni i szklanką whisky w drugiej. Lustrował wzrokiem obojgu chłopaków, którzy czekali na jego słowa.
— Widzę, że zjawiliście się punktualnie. Świetnie — powiedział facet. — Mam zlecenia dla Waszej dwójki. Jeśli ich nie wykonacie albo odmówicie... No cóż, pożegnajcie się z życiem i pieniędzmi.
— Jakie to zlecenia? — zapytał spokojnie Aiden.
— Ty, Aidenie, musisz wykonać jedno zadanie — odparł Smith. — Masz dzisiaj zabić Falco Flashmana.
— To są jakieś jaja? — warknął chłopak. — Nie ma op-...
— Żegnaj się z życiem i pieniędzmi.
Białowłosy milczał chwilę, po czym uniósł głowę i spojrzał ostro w oczy swojego szefa.
— W porządku, zrobię to. Ale nie tkniesz mnie i dostanę pieniądze — powiedział Aiden.
CZYTASZ
"Mój dom w jego sercu ~ Riccardo"
FanficIskry lecą. Uważaj, bo się poparzysz... (ciąg dalszy nastąpi:>) 💙