Końcowo wyszło tak, że wzięli wódkę i poszli na spacer od czasu do czasu pijąc z gwinta. Podziękowali tylko Riccardo i Zippy, nie pili jako jedyni. Zresztą... Co się dziwić? Jako jedyni byli najbardziej rozsądni i odpowiedzialni. Nooo... Może jeszcze Trina i Aiden, ale Trina chciała się rozluźnić, a Aiden pił zawsze i wszędzie. Więc oni jako jedyni zostali trzeźwymi mózgami ekipy. I chyba każdemu to pasowało.W końcu zauważyli opuszczone boisko do kosza. Archibald z Aidenem jako wielcy fanatycy koszykówki namówili wszystkich, żeby tam pójść. A długo namawiać nie musieli, bo każdy chciał trochę odpocząć na zimnej wykładzinie i popatrzeć w gwiazdy. Ricc i Zippy z Keenan'em stanęli sobie z boku i patrzyli na wszystkich. Trina z Buddym i Frank z Cerise położyli się na boisku, a Terry, Aiden i Falco znaleźli jakąś piłkę do kosza i zaczęli grać. Wódka zaś trafiła do rąk Franka.
Aiden stanął za Flashman'em i podniósł jego ręce, w których trzymał piłkę. On zarumienił się i posłusznie podniósł ręce.
— Teraz, powoli — szepnął do jego ucha białowłosy i poprawił jego dłonie na piłce.
Pomógł Falco rzucić piłkę do kosza i odziwo ta trafiła. Chłopak z przodu odwrócił się w stronę białowłosego i pocałował go, zarzucając mu ramiona za kark. Aiden objął go w talli i odwzajemnił pocałunek.
To była ta nieskazitelna miłość.
Ktoś zepsuł miłość koszykarza i pianisty.
Bo ona nie była bez skazy...
Riccardo popatrzył na Terry'ego, który odbijał piłkę od ziemi. Uśmiechnął się lekko, a w tym samym czasie Archibald podszedł do niego i złapał go za rękę. Ustawił się z nim przed koszem. Zarumieniony szatyn westchnął cicho.
— Spróbujemy? — zapytał Terry.
— Spróbujemy — odparł Ricc.
Białowłosy podał mu piłkę do rąk i podniósł je wyżej. Przysunął się bliżej ciała szatyna i popatrzył na kosz, jak i na piłkę.
— Raz, dwa, trzy... — szepnął.
Razem z Riccardo rzucili piłkę, a ta trafiła do kosza i poturlała się z powrotem w stronę chłopaków. Terry pocałował szatyna, a ten odwzajemnił pocałunek i się do niego przytulił. Białowłosy objął go ramionami.
— Alkoholik — mruknął Di Rigo.
— Sztywniak — szepnął Archibald.
Oboje parsknęli śmiechem, a stojąc tak w świetle księżyca... Mogłoby się wydawać, że poświata ich nie dotyczy. Jakby stali w mroku, gdzie światło nie dociera.
Bo tak było...
Aiden w pewnym momencie wyjął nóż i zaczął się nim bawić, a Archibald zajebał mu sztylet z kieszeni i zaczął nim obracać między palcami.
— Pojebani zabójcy — mruknął Zippy.
— Aiden też jest płatnym zabójcą? — zapytał Ricc.
— Płatnym zabójcą i psycholem — odparł Lerner. — Zabił narazie... Czterysta osiemdziesiąt siedem osób, a ma trzynaście zamówień. Więc niedługo dobije pół tysiąca i szef da mu awans. Dostanie broń palną.
— Pojebane to wszystko — wymamrotał Di Rigo.
— Przyzwyczaisz się — powiedział bełkotliwie Keenan i uwiesił się na ramieniu Zippy'ego.
Fioletowo włosy objął go ramieniem i potarł ręką jego ramię. Sharpe uśmiechnął się i pocałował go w policzek.
— Riccardo! — zawołał Terry. — Chodź do nas!
CZYTASZ
"Mój dom w jego sercu ~ Riccardo"
Fiksi PenggemarIskry lecą. Uważaj, bo się poparzysz... (ciąg dalszy nastąpi:>) 💙