Kolejny tydzień przygotowań minął podobnie jak poprzedni, ale z tą różnicą, że nie tęskniłam już za Buckym i nie odbywałam już szkolenia z Loganem. Natasha dała mi w kość, ale dwa dni przed misją dostałam wolne od treningów, żebym zdążyła się zregenerować. Spędziłam te dwa dni na oglądaniu filmów z Jamesem
Po tym, jak wreszcie przyznałam się przed sobą, co czuję do Buck'a, poczułam się wolna. Nie oszukiwałam już samej siebie. Jednak w jego towarzystwie próbowałam tego nie zdradzać, chociażby swoim zachowaniem. Starałam się zachowywać tak, jak do tej pory. Jeszcze nie byłam gotowa, żeby mu o tym powiedzieć.
Gdy nadszedł dzień misji, wszyscy musieliśmy wstać bardzo wcześnie. Natasha wepchała we mnie śniadanie i powiedziała, że muszę mieć siłę i energię na akcję. Nie rozumiałam, jak oni mogli jeść śniadanie tak wcześnie. Ja prawie swoje zwymiotowałam, zaraz po tym jak je zjadłam. Ale może to był stres?
Bardzo się bałam, ale nie mogłam teraz zrezygnować. Nie mogłam zawieść moich przyjaciół. Musiałam się spiąć i dać radę. Nie było innego wyjścia.
Po śniadaniu udaliśmy się do zbrojowni, gdzie dostałam od Natashy specjalnie dla mnie zrobiony strój, przypominający ten jej. Był cały czarny i obcisły, a na ramionach widać było symbol Avengers. Przebrałam się w niego, a w tym czasie reszta zabierała swój sprzęt i zanosiła go do quinjetu Kapitana. Każdy dostał również słuchawkę, przez którą mieliśmy się komunikować.
Po godzinie wszyscy siedzieliśmy już w środku gotowi do startu.
- Avengers... - zawołał Kapitan - Naprzód!
Steve odpalił silnik quinjeta, który powoli uniósł się w górę. Teraz czekał nas pięciogodzinny lot do Polski. Dzięki temu, że quinjet latał szybciej niż zwykły samolot mogliśmy dostać się na miejsce w czasie o połowe krótszym, niż normalnie.
Steve i Sam siedzieli za sterami, a reszta drużyny na ławach pod ścianami.
Ja siedziałam po prawej od wejścia, obok mnie znajdował się Bucky. Obok niego koczował Tony. Po drugiej stronie obozowali Natasha, Wanda i Vision.
Na początku czułam, że wszystko pójdzie dobrze. Byliśmy przygotowani. Reszta wykonywała takie misje już wiele razy. Nie było się czego bać.
Liczyło się to, że był ze mną Bucky. Jego obecność podtrzymywała mnie na duchu.
Byłam już świadoma tego, co do niego czułam i to dodawało mi skrzydeł. Wiedziałam, że z nim mogę wszystko.
Jednak im bliżej celu byliśmy, tym bardziej wątpiłam w swoje możliwości i powodzenie tej misji.
Gdy byliśmy tylko półgodziny od miejsca docelowego, Steve powiedział Vision'owi, by ten odłączył się od nas i rozpoczął dywersję. Android posłusznie poczekał, aż Kapitan otworzy tylną klapę i wyleciał z quinjetu. Wyprzedził nas i poleciał w wyznaczone przez Fur'ego miejsce.
Zaczęłam cała się trząść. Z nerwów podskakiwała mi noga. Ręce zaczęły się pocić. Moje myśli przelatywały tak szybko, że nie wiedziałam co się dzieje.
Zaczęłam szybciej oddychać. Siedziałam skulona, opierając łokcie na kolanach i trzymając się za głowę.
Zwróciłam na siebie uwagę wszystkich obecnych w quinjetcie.
- Indiana? Wszystko w porządku? - spytał Bucky, w jego głosie słychać było zmartwienie.
To pytanie sprawiło, że wszystkie emocje, które próbowałam zdusić w sobie, wystrzeliły na zewnątrz.
- Nie mogę! - krzyknęłam - To nie wyjdzie!
Bucky wstał ze swojego miejsca, po czym kucnął przede mną. Chwycił mnie delikatnie za przedramiona i usunął moje ręce z głowy. Zauważyłam, że nim to zrobił zawahał się chwilę, jakby bał się mnie dotknąć.
CZYTASZ
Our Normal Life | Bucky fanfiction
Fanfiction" Tell me every terrible thing you ever did, and let me love you anyway" - Edgar Allan Poe Tony Stark przekonał Kapitana Amerykę do podpisania protokołu z Sokovii po bitwie na lotnisku w Berlinie. N...