Minęły dwa tygodnie od naszej cudownej imprezy, która wcale nie wyszła tak cudownie. Powiedzmy, że z mojej winy pokłóciłam się z Oliverem i Blake'm aż trzy razy. Do teraz po ostatniej kłótni Oliver się do mnie nie odzywa, a Blake dalej stara się bym z nim porozmawiała.
Lepiej by było, gdyby zastosował zasadę mojego brata i czekał na moje przeprosiny. Ani jeden ani drugi się ich nie doczeka, ale łatwiej byłoby mi wprowadzić mój plan w życie.
Dziś wyszłam na spacer z Dixie by trochę od reagować to, co siedziało w ostatnich dniach, czy działo się dużo? Praktycznie nie licząc imprezy, nie i miałam cholerną nadzieję, że tak pozostanie na długo. Miałam ciszę i spokój, aż do tego dzisiejszego feralnego popołudnia, kiedy to spacerując po parku ze staruszką, napotkałam Blake'a z babcią.
Miałam też cholernie wielką nadzieję, że mnie nie zauważy i pójdzie dalej, albo że zauważy mnie, ale przywita się i pójdzie dalej nie zostawiając babci na środku parku. Jak się, kurwa, okazało. Mam większego pecha w życiu niż myślałam. Babcie chłopaka akurat zagadała jakaś znajoma, może sąsiadka, a może nawet przyjaciółka. Wszystko mi jedno, bo Blake szepnął coś do babci, a ta zaczęła się rozglądać. Odnalazła mnie wzrokiem, po czym się uśmiechnęła. Wiedząc, że napewno chodziło o mnie, z czystej uprzejmości również delikatnie się uśmiechnęłam i pomachałam jej, co odwzajemniła, a później powiedziała coś do wnuka i kontynuowała rozmowę z drugą kobietą, a w moją stronę ruszył Blake.
No nie wierzę.
— Hejka! — Krzyknął będąc już kilka kroków ode mnie.
— Hej, co tam? — Udawałam, że wszystko jest okej, ale mimowolnie spięłam się kiedy objął moje ciało w uścisku na powitanie. Złożył też ciepły pocałunek na moim czole, a ja starałam się powstrzymać się od powiedzenia czegoś głupiego.
— A nic, właśnie wracamy z zakupów, a co u ciebie? Nie odzywasz się cały weekend — powiedział, a w jego głosie wyczuć można było wyraźny smutek. Wyrzuty sumienia zaatakowały mój organizm.
— Nie miałam czasu — wymyśliłam na poczekaniu, wiedząc, że tego nie łyknie. Od dawna nic nie robiłam poza spaniem i uzupełnianiem notatek oraz co kilku dniowymi lekcjami online.
— Powiedzmy, że ci wierzę. Może masz ochotę na jakieś kino, co? — Nie nie mam, a właściwie to mam, ale nie mogę. Nie mogę po prostu.
— Nie mam ochoty dzisiaj, Blake — wymamrotałam i spojrzałam na jego babcię oraz nieznaną mi kobietę. Błagam pospieszcie się.
— Dobra, co się dzieje, co? Od jakiegoś czasu jesteś okropna.
— A ty dlaczego jesteś taki miły, co? Chcesz coś ode mnie? — Naskoczyłam na niego i wiedziałam, że było to cholernie niepotrzebne, ale cóż.
— Jestem miły, bo cię lubię — wzruszył ramionami jakby to było totalnie normalne.
— A mi się wydaje, że jesteś miły z innego powodu.
— Tak, a z jakiego?
— Wydaje mi się, że myślisz, że dzięki temu rozłożę przed tobą nogi — powiedziałam poważnie, a on nie ukrywał szoku. Po chwili jego spojrzenie zaczęło się zmieniać, a ja wyczytałam z niego ból i rozczarowanie moimi słowami.
— Pojebało cię? Oczywiście, że nie o...
— Przestań kłamać — przerwałam mu.
— Ty siebie słyszysz, Cordelia? To jest najgłupsza rzecz jaką kiedykolwiek usłyszałem — czułam, że jest wściekły, ale i smutny. — Aż tak podły jestem w twoich oczach? — Spytał, a gdy przez dłuższą chwilę nie otrzymał odpowiedzi odwrócił się i odszedł.
CZYTASZ
Moments of happiness
Lãng mạnCordelia White dzieciństwo kojarzy tylko z ciągłą walką o swoje bezpieczeństwo oraz mamy i młodszej siostry. Nic z tego dzieciństwa nie sprawia, że mogłaby z dumą powiedzieć „jak byłam dzieckiem...". Fakt, miała kochającą mamę, wspaniałych kuzynów i...