Epilog

133 15 26
                                    

2 lata później.

Czy pozbierałem się po jej śmierci? Absolutnie nie.
Czy łatwo jest ruszyć do przodu? Nie.
Czy trzeba? Dla dobra ogółu.

Minęły dwa lata podczas, których niemalże codziennie w mojej głowie pojawiało się jedno pytanie: dlaczego? Dlaczego ona sobie to zrobiła? Dlaczego mnie zostawiła? Już nigdy miałem nie dostać od niej odpowiedzi.

Po dwóch latach męczarni i suszenia głowy przez zmartwioną moim stanem babcię, zgodziłem się zapisać na jedną terapię grupową. Nie byłem przekonany do tego pomysłu i naprawdę nie chciałem tam iść, po prostu nie potrzebowałem tego, ale skoro babcia się martwi.

Nie chciałem z nikim rozmawiać na temat mojej straty. Nikt nie mógł się dowiedzieć o cudownej osobie, która stanęła na mojej drodze. Nikt z nich nie mógł się dowiedzieć, że jest ktoś taki jak Cordelia White - James. Nie zasługiwali na to by o niej słyszeć.

Rozejrzałem się po otoczeniu wokół budynku, w którym miałem się stawić za piętnaście minut na prywatnej wizycie, po której mieli mnie przystosować do odpowiedniej grupy. Ciekawe jakiej grupy, straumatyzowanych po śmierci wyrzutków życiowych?

Dr. Thomas to jedna z lepszych terapeutów w okolicy Oxnard, dlatego wierzyłem, że naprawdę będzie dobrze.

Rozglądałem się po zielonym parku w środku, którego natknąłem się spojrzeniem na plac zabaw. Zamarłem.

Młoda kobieta huśtająca małego chłopca, który głośno chichotał.

To mogła być ona, to za kilka lat mogliśmy być my. Ja mogłem huśtać naszego syna na takiej huśtawce, a ona mogła to z szerokim uśmiechem nagrywać. To powinna być ona. Miała tylko osiemnaście lat i nie zasługiwała na takie gówno. Tyle życia miała przed sobą, tyle przeszła. Tyle jeszcze ją czekało, tyle pięknych chwil mogła przeżyć.

Tlący się pomiędzy moimi palcami papieros palił się już do tego stopnia, że zaczął palić mnie w palce, którymi go przytrzymywałem, co przywróciło mi zdolność normalnego myślenia. Pospiesznie rzuciłem go na ziemię i przydepnąłem butem z taką siłą, że zginął w udeptanej ziemi.

Musiałem wejść do środka, nie mogłem dłużej na to patrzeć, zbyt bardzo ten widok łamał moje serce. Ruszyłem do środka i usiadłem na krześle w poczekalni. Nerwowo deptałem nogą w podłogę starając się brać głębokie uspokajające wdechy.

Mijały sekundy, a nawet i minuty, a ja dalej nie mogłem się uspokoić. Na całe moje nieszczęście z gabinetu właśnie wyszła młoda, brązowowłosa dziewczyna. Na oko była w moim wieku, może rok młodsza. Możliwe, że była w jej wieku...

Wpatrywała się w kartkę, na której prawdopodobnie zostały jej zapisane wszystkie zalecenia i te inne wszystkie gówna. Wczytała się w treść tak bardzo, że kiedy dostrzegła mnie kontem oka, aż podskoczyła.

– Eee – zawiesiła się. – Dr. Thomas kazała ci wejść – przesunęła się na bok by nie zawadzać mi wejścia do gabinetu. Wstałem leniwie i ruszyłem powoli do gabinetu, na te męczarnie. Starałem się grać pewnego siebie, takiego jakby to wszystko mnie nie ruszało, jakby totalnie mnie to nie obeszło.

– Dzień dobry, chodź, siadaj – mamrotała pod nosem starsza kobieta, a ja już wiedziałem, że to był mój najgorszy pomysł. Jak mojej rozchwianej psychice ma pomóc rozchwiana emocjonalnie staruszka?

Usiadłem na miękkim fotelu wedle jej zalecenia i patrzyłem jak szybkimi, nerwowymi ruchami próbowała pozbierać wszystkie leżące na stoliczku papiery.

– Tylko posprzątam i będziemy zaczynać – rzuciła do mnie tak szybko, że ledwie o zrozumiałem. Nawet na mnie nie zerkając dalej zbierała papiery.

– Jasne, niech pani się nie spieszy. – Spojrzałem przelotnie na papiery, które leżały najbliżej mnie. Szczęście chciało, że leżały przodem do mnie. Colette Wins lat 20, powód terapii – przeprowadzka, śmierć brata. To musiały być papiery tej dziewczyny. Kurwa, była w wieku Cordeli... w dodatku też straciła bliską osobę. Kurwa, co ze mną. Porównuję dziewczynę, która straciła kogoś z kim spędziła prawdopodobnie całe życie, do mnie. Ja straciłem tylko dziewczynę, za którą sam byłem w stanie oddać życie.

To wstrząsnęło mną w niezrozumiały dla mnie sposób. Totalnie nie rozumiałem, dlaczego to aż tak mnie ruszyło, a jednak nie zauważyłem nawet, w którym momencie starsza kobieta już siedziała przede mną wyprostowana, a stolik był idealnie sprzątnięty.

– Dobrze, więc możemy zaczynać – powiedziała, szybkim ruchem rozkładając świeże papiery.

Po godzinnym wywiadzie, który składał się z jej pytań i moich odpowiedzi, tak i nie w końcu wyszedłem na zewnątrz. Schowałem kartkę, którą dostałem od kobiety, do kieszeni i ruszyłem w kierunku domu. Miałem ochotę na spacer, a w dodatku chciałem zahaczyć o cmentarz. Wieczorem miałem także spotkać się z Finnem.

To właśnie temu chłopakowi bardziej przydałaby się ta terapia, całkowicie załamał się po śmierci dziewczyny i cały czas się o to obwinia, bo w końcu krył ją i nikomu nie powiedział, że wychodzi. Ja i reszta oczywiście wiedzieliśmy, że to nie jego wina, bo Cordelia po prostu nie dała rady, poddała się i zrobiłaby to prędzej czy później, a po wielu dniach i tygodniach analizowania sytuacji, zrozumiałem, że ona tego dnia miała to zaplanowane. Ładnie się ubrała, co do niej było niepodobne, a na imprezie śmiała się w najlepsze, mimo, że nic z nami nie piła. To także powinno zapalić mi czerwoną lampkę. Później wykorzystała moje wyjście do łazienki by zwinąć się do domu i zrobić to, co zrobiła. Była chora. Wszystkie traumy jakich doświadczyła zniszczyły ją doszczętnie do tego stopnia, że nie dała rady.

Miałem nadzieję, że teraz jest szczęśliwa. Że wreszcie nie toczy już wojny, o której nikomu nie chciała powiedzieć, żałuję tylko, że nie powiedziała o niej mi. Ja pomógłbym jej zawalczyć o przyszłość. Pomógłbym jej z tego wyjść.

Uratowałbym ją.




KONIEC.

Moments of happinessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz