3. „Chcę iść do aniołków"

218 18 17
                                    

10 lat wcześniej
(Cordelia 7lat)

Wysiadłam z autokaru razem z resztą dzieci. Poszłam za nimi nie do końca czując się pewnie w tym nowym środowisku. Sprawiali wrażenie jakby się już w większości znali. Byłam nowa, czułam ich spojrzenia na sobie mimo, że szłam z poważną miną i uniesioną głową, patrząc przed siebie. Tata powtarzał, że jeśli chce być szanowana tak jak on powinnam pokazywać wszystkim, gdzie ich miejsce. Powinnam pokazywać, że jestem od nich silniejsza i lepsza. Tylko, że ja wcale taka nie byłam. Wcale nie chciałam być taka jak on. W jednej sekundzie moja pewność siebie mnie opuściła, a ja zgarbiłam ramiona i wbiłam wzrok w ziemie. Już nie spojrzałam na nic tylko podążałam za resztą, szurając cicho nogami.

Zatrzymałam się przed dużym pałacykiem, którego kolor był ciężki do wytłumaczenia. Była to jakaś mieszanka szarości z niebieskim i do tego jakieś róże? Wyglądało to conajmniej jak jakiś nieśmieszny szpital psychiatryczny.  To w tym miejscu miałam spędzić dwa tygodnie? Bez żadnych znajomych, z którymi mogłabym porozmawiać? Bez mamy? Bez siostrzyczki?
Co najważniejsze, bez mojego pieska?

- Cordelia kochanie, chodź pokażę ci twój pokój, poznasz się z resztą dziewczynek - zagadnęła miło młoda kobieta. Na oko była starsza od mojej mamy, ale wciąż była dość młoda. Jej szeroki uśmiech wydawał się szczery i przyciągało to moje zaufanie. - Dziewczynki to jest...

- Jestem Deli - dokończyłam wiedząc, że zmierzała do tego bym sama się przedstawiła - znaczy się Cordelia - dodałam szybko, bo z przyzwyczajenia podałam skrót swojego imienia, którym posługiwali się tylko bliscy mi ludzie.

- Przyjmijcie ją miło. Wiem, że potraficie - dziewczyn, z którymi dzieliłam pokój było dwie. Obie były starsze ode mnie i to było widoczne.

- Dobrze proszę pani - odpowiedziała miła brunetka, gdy tylko drzwi zamknęły się za kobietą druga dziewczyna wyszła drzwiami balkonowymi na balkonik przynależący do naszego pokoju, zamknęła za sobą drzwi - nią się nie przejmuj ona jest... jest specyficzna.

- Długo się znacie? - Zapytałam ściągając plecak z pleców i kładąc go na łóżku, które wskazała mi dziewczyna. Pokoik był dość przytulny i w miarę duży więc na spokojnie zmieściłyśmy się tu we trzy i jeszcze było sporo miejsca, co sprawiało, że było tu dość komfortowo.

Tu napewno nie przebudzi mnie krzyk taty, ani płacz mamy.

- Poznałyśmy się dwa lata temu też tutaj, ale mieszka na drugim końcu stanów więc nacodzień kontakt mamy zerowy. - Uśmiech jej posmutniał choć ja za tamtą dziewczyną wcale bym nie tęskniła.

- O jacie, tu są ludzie z całych Stanów? Myślałam, że tylko z jakiejś części - choć prawda była taka, że sama pochodziłam z drugiego końca stanów. Kiwnęła głową.

- Chodź, oprowadzę cię po ośrodku - po niecałych dwóch godzinach usiadłam koło niej na stołówce ośrodka, ponieważ była pora obiadowa - skąd pochodzisz tak w ogóle? - Zagadała do mnie ponownie, gdy zaczęłyśmy już spożywać posiłek.
Czułam się przy niej komfortowo, co mnie trochę zdziwiło, bo miałam dość spory problem ze znalezieniem jakichkolwiek koleżanek.

- Palmdale - nieoficjalnie, oficjalnie Maine.

- Mam tam rodzinę - uśmiechnęła się szeroko dziewczyna na wspomnienie o rodzinie - ja jestem z Oxnard. Oni - wskazała na stolik z jakimiś trzema chłopakami. - oni też. Do nich lepiej nie podchodź. Oliver James, Blake Collins oraz Finn Watson.

- Będę pamiętać - spojrzałam z powrotem na nią - ile tak właściwie masz lat?

- Ah, bo ja ci się nie przedstawiłam - sapnęła niedowierzająco dziewczyna. Prawdopodobnie skarciła samą siebie za tą niepamięć. - Jestem Vivian. Vivian Evans i mam osiem lat - uśmiechnęła się szeroko ukazując, że świeżo co wypadła jej prawa trójka.

Moments of happinessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz