9.

6 3 0
                                    

Wczorajsze zakończenie naszego spotkania było nie do przewidzenia. On mnie pocałował. Nawet nie byłam w stanie zareagować. Ta chwila trwała jak wieczność. Jego ciepłe wargi dotykały moich. Aż zrobiło mi się ciepło na myśl o tym.

A w sercu czułam szpilki. Zupełnie jakbym naruszyła swoją zasadę. Tylko którą z nich?

Usiadłam przed toaletką należącą do Zośki. Biedna dziewczyna znowu musiała wracać do pracy. Tęskniłam za jej towarzystwem, ale jednak praca była ważniejsza. Podziwiałam ją za wieczne dojazdy i przy tym użeranie się z PKP. Opóźnienia zimą potrafiły zaskoczyć nie jednego Polaka. Na szczęście robiło się coraz cieplej i Zoe zrobiła się spokojniejsza. 

Kiedy przyszła odebrać mnie ze szpitala, żaliła się, że przez dwie godziny pociąg nawet nie ruszył z Warszawy Centralnej, bo była jakaś kolizja w Żyrardowie. Na dobrą sprawę dla mnie to też nie miało sensu. Tyle kilometrów dzieliło te dwie miejscowości, więc pociąg mógł sobie ruszyć i zatrzymać się na stacji, albo dwóch stacjach przed samym Żyrardowem. Najważniejsze było, że udało jej się bezpiecznie wrócić do Łodzi.

Nie pamiętałam kiedy ostatnio robiłam bardziej makijaż używając większej ilości kosmetyków niż z wykorzystaniem pudru i tuszu do rzęs. Nie lubiłam eksperymentować. W zasadzie Zośka wciągnęła mnie w malowanie. Sama z siebie może bym nigdy tego nie spróbowała. Akceptowałam samą siebie w wersji bez makijażu. W końcu zrozumiałam i przestałam przejmować się opinią innych. 

W gimnazjum miałam spory kłopot z trądzikiem i nikt nie chciał mi z nim pomóc. Odkąd zaczęłam zarabiać swoje pierwsze pieniądze jako kelnerka jeszcze podczas studiów, dermatolog pomógł mi ogarnąć ten bajzel, na który matka żałowała mi pieniędzy. Masz ci losie, że jeszcze mieszkałam z tą jędzą. Mało nie doszło między nami do rękoczynów. Moja matka nie widziała żadnego problemu, a ja się czułam coraz gorzej. Wcale nazywanie mnie ,,pasztetem" nie spowodowało we mnie irytacji czy chęci popełnienia samobójstwa. Wcale. Naśmiewała się ze mnie, ale nie widziała problemu w tym jak moja buzia paskudnie wyglądała. Twierdziła, że odziedziczyłam geny ojca i na to nawet żaden dermatolog by nie mógł zaradzić.

Właśnie wtedy Zoe zasugerowała mi żebym spróbowała się malować. Gdyby wtedy ze mną nie była, nie wiedziałam jak to by się mogło skończyć. Może rzeczywiście bym targnęła się na własne życie? W szkole miałam epizod prześladowania. Nie wspominałam go dobrze. Zresztą, całej swojej edukacji nigdy nie będę dobrze wspominała. Zosia zawsze stawała po mojej stronie za co byłam i będę jej wdzięczna. Tylko ona potrafiła dostrzec moje piękno w czymś innym niż wygląd. W naszym duecie to ja zdecydowanie byłam tą brzydszą przyjaciółką.

Sięgnęłam do kosmetyczki Zosi. Wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. Kosmetyczka była takiej wielkości jak osiem pudełek Rafaello ułożone w kostkę 2x2. Ilość różnych błyszczyków, korektorów, tuszów do rzęs i paletek z cieniami była nie do opisania. Większość z nich nawet nie  została ruszona. Ona chyba serio nie miała co robić z pieniędzmi.

⛓⛓⛓

W końcu stawiłam się pod uroczym blokiem. Oczekiwałam na przyjazd pana Aleksandra. Usiadłam na ławeczce, wyjęłam telefon żeby zabić czas przeglądając fejsa. Nic ciekawego się nie działo. Ktoś wziął ślub, tu ktoś wyjechał na Wyspy Kanaryjskie. Będąc osobą po dwudziestce wszystkie drogi moich rówieśników rozjechały się w czasie. Jedni nadal byli singlami i mieszkali u rodziców. Inni studiowali, a trzeci zakładali rodziny. Czasem jak się o tym myślało, brzmiało to nierealnie, że już byliśmy w tym wieku. I już nigdy więcej nie mogliśmy się stać dziećmi.

— Pani Daria? — usłyszałam głos.

Szybko podniosłam się i spojrzałam na mężczyznę. To był on. To był ten mężczyzna. To on sprezentował mi bukiet róż.

Uwięzieni w uczuciachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz