19.2

24 4 11
                                    

Gdy zaczęło się ściemniać, byli już gotowi do drogi. Czarne chmury zapowiadające deszcz spowiły niebo nad Grimville, przez co na zewnątrz zrobiło się jeszcze ciemniej. Rey wyjrzała przez wąskie okno w jednym z pomieszczeń i zobaczyła, jak wiatr coraz mocniej nachyla drzewa, zrywając do lotu mnóstwo liści i gałęzi. Zaniepokojona zwróciła się do Luke'a.

- Wygląda, jakby zaraz miało lunąć.

Luke pakował właśnie do plecaka zapasowe baterie do latarek.

- Im szybciej ruszymy, tym lepiej, w takim razie.

- Czy to na pewno dobry pomysł, żeby iść w nocy?

Hemmings spojrzał na nią, jakby była kosmitą.

- Naprawdę nie wiem, skąd ty się urwałaś, mała, ale nie wiem też, czy chcę wiedzieć - odparł, zamykając plecak - Zarażeni są rozdrażnieni przez światło. Po ciemku tracą czujność i odpoczywają. Mimo wszystko, wciąż działają jak ludzie. Tak długo, jak nie będziemy zwracać na siebie zbytniej uwagi, damy radę dotrzeć do Parkersburga i odnaleźć stare laboratorium.

Rey pokiwała głową. Ostatnie godziny spędzili pakując się i przygotowując na długi spacer. Reyna przebrała się w dopasowaną bluzkę z długim rękawem i spodnie moro, które miały więcej kieszeni, niż kiedykolwiek widziała. Do jednej z nich wrzuciła składany nóż, na wszelki wypadek, gdyby musieli jednak bronić się przed zarażonymi. Znalazła też parę butów trekkingowych, które zawiązała najmocniej jak potrafiła. Na ramiona zarzuciła zgniłozieloną kurtkę, a włosy związała w wysoki kucyk, żeby jej nie przeszkadzały. Gdy zerknęła kątem oka na brudne lustro, przeszło jej przez myśl, że wygląda, jakby była bohaterką filmu apokaliptycznego. A potem niemal zaśmiała się z żałością, wciąż nie rozumiejąc, jak znalazła się w tym miejscu.

Próbowała wołać Enzo, było to jednak trudne w obecności Luke'a, a nie chciała dawać mu jeszcze więcej powodów do nieufności. Jednak jeśli to rzeczywiście była sprawka Enzo, chłopak nie odpowiadał, ani nie dawał żadnego znaku. Pozostało jej zatem wziąć się w garść i ruszyć w ślady Luke'a, który teraz już stał przy drzwiach z plecakiem na plecach i czekał na nią. Rey wzięła swój bagaż i podążyła za nim.

Większość osób, które przebywały w bazie już spały, inne siedziały w kątach i szeptały między sobą. Ich spojrzenia powoli przesunęły się po dwójce nastolatków, gdy przechodzili przez główny korytarz, jednak nikt ich nie zatrzymywał, ani nie żegnał. Reyna zastanawiała się, jak często ludzie nie wracali z wypraw na zewnątrz, że nikt nawet nie silił się na tworzenie więzi.

Przy drzwiach siedział Craig, pogrążony w myślach. W rękach trzymał strzelbę, jakby cały czas był w gotowości, by strzelić. Rey nie była pewna tylko, czy raczej w Zarażonych na zewnątrz, czy w swoich ludzi, gdyby się okazało, że któreś z nich zachowuje się podejrzanie. Mężczyzna przerażał ją, wydawał się bezwzględny i zimny, do tego stopnia, że odejście z tego miejsca nie wydawało jej się tak straszne. Pozostawanie pod jego baczną obserwacją mogło być równie stresujące.

Luke dał mu znać, żeby otworzył im drzwi. Przywódca skinął tylko głową, wyjrzał przez wizjer, a następnie chwycił za klamkę.

- Nie wpuszczę was z powrotem - oznajmił. "Jak miło", pomyślała Rey. Luke go zignorował. Craig otworzył im drzwi i czym prędzej wyszli na zewnątrz, wiedząc, że nie mają po co oglądać się za siebie.

Luke ruszył od razu w stronę lasu, idąc cały czas przy siatce, żeby nie rzucać się w oczy. Reyna ruszyła posłusznie za nim, pozwalając by jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Dotarli na skraj boiska, gdzie Luke zdjął swój plecak i przerzucił go przez ogrodzenie, a następnie wspiął się na nie i zręcznie przeskoczył na drugą stronę. Rozejrzał się wokół, a potem dał znać dziewczynie, żeby zrobiła to samo. Rey wiedziała, że nie ma co się zastanawiać. Ze zdecydowanie mniejszą wprawą przeszła przez siatkę. Gdy zeskoczyła już na ziemię i zarzuciła na siebie z powrotem swój plecak, zobaczyła, że Luke wpatruje się w nią z błyskiem w oku i zawadiackim uśmieszkiem.

Ghostbusters! [5sos]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz