IX

26 3 242
                                    

        Wtulony w Cesca czułem się tak, jakbym trzymał w swoich objęciach cały świat i wszystkie jego skarby.

     Tak, jakby wszystko, co najlepsze, było teraz moje. Ale nie był to ciężar posiadania, a wolność, gdy w końcu miało się wszystko, czego się chciało.

        Tak się czułem, gdy zbudziłem się w środku nocy, a my wciąż trwaliśmy w tej samej pozycji. Brunet leżał do mnie tyłem, z zamkniętymi oczami i oddychając miarowo, a ja przerzucałem przez niego swoje ramię, opierając podbródek o czubek jego głowy. Za oknem wschodziło już słońce, więc domyślałem się, że musiała być przynajmniej czwarta, co nie było niczym dziwnym, wspominając, że zasnęliśmy po pierwszej w nocy. Zwykle miałem problem z bezsennością, zwłaszcza wtedy, gdy wypiłem za dużo kofeiny, ale teraz, nawet po energetyku, zasnąłem jak dziecko. Tak zresztą zasypiałem już od ostatniego miesiąca, gdy co wieczór zostawiałem uchylone drzwi, by słuchać, jak Cesc gra. Byłem mu za to niemal wdzięczny - normalnie każdej nocy wychodziłem przed akademik, wdychając chłodne powietrze, słuchając muzyki i wpatrując się martwo w migoczące gwiazdy, wyciągając do nich dłoń, gdy wiedziałem, że nie mogę ich złapać. Gdy wracałem, potrafiłem dalej wpatrywać się w okno, palić, dalej słuchać muzyki, później kłaść się, liczyć baranki, skupiać się na swoim oddechu, ale nic nie pomagało.

       Teraz nie musiałem robić niczego z tego. Byłem tylko wdzięczny, że Cesc grał.

        Ale nie spałem. Obudziło mnie jakieś dziwne uczucie, które mówiło mi, że coś się zaraz stanie i nie mogę teraz spać. Zdusiłem je w sobie i wtuliłem się w Cesca, ale szybko poczułem, jak ono się nasila, gdy drzwi szczęknęły, otwierając się.

        — Kto tam? - zawołałem, ale nie na tyle głośno, by obudzić wciąż śpiącego Fabregasa.

        W najlepszym przypadku będzie to włamywacz - jeśli kogoś okradną, to i tak Cesca, bo ja nie miałem nic wartościowego, poza pieniędzmi, które leżały tak schowane, że nigdy nikt by ich nie znalazł. W najgorszym natomiast przypadku, odwiedziłby nas Sergio.

        — To ja! - odszepnął głos, który po chwili zidentyfikowałem jako głos Xabiego.

         No przecież, tylko jego mi tu brakuje.

          — Co ty tu robisz? - warknąłem, zapalając malutką lampkę, która stała obok łóżka Cesca. - Nie mów mi, że ten skrzat dał Ci klucz.

          — Sergiuś? Tak - kiwnął głową rudzielec, uśmiechając się szeroko i skopując buty z nóg, zanim ruszył do pokoju, otwierając usta, by coś powiedzieć, ale zastygł w bezruchu, gdy nas zobaczył.

       O tak, przecież ja i Cesc leżeliśmy w jednym łóżku, obydwoje pozbawieni koszulek, bo było okropnie gorąco, wtuleni w siebie nawzajem. Prawie bym o tym zapomniał.

        — Jestem w stanie Ci to wyjaśnić, serio - zacząłem ze śmiechem, a Alonso zamrugał tylko. - Albo w sumie nie jestem, po prostu nie wnikaj. Coś chciałeś?

        — Przyjechałem zobaczyć, jak się czujesz - mruknął, po czym uniósł brwi w górę. - Widzę, że chyba coraz gorzej. Tak czy inaczej, nieważne, nie musisz się bać, nikomu o tym nie powiem.

            — Nic między nami nie ma, poważnie - uprzedziłem go, zanim zaczął wyobrażać sobie trochę za dużo. - Mam popsutą klimatyzację w pokoju, jest tam gorąco, dlatego śpię tu.

           — Totalnie mnie to nie obchodzi, poważnie. Róbcie sobie razem, co tylko chcecie - wzruszył ramionami. - Zostawię ci leki, gdybyś miał problemy z oddychaniem. I pozdrów Cesca, gdy się obudzi.

kołysanki francesa | c.fabregas x g.pique [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz