XIII

26 3 187
                                    

         — No i co? Tak właśnie zamierzasz wokół niego skakać, kiedy mógłbyś już mu wkładać. Żałosne, serio - skwitował Ramos, zajadając się swoim makaronem, a Nando posłał mu krzywe spojrzenie.

        — Wkładać obrączkę na palec, oczywiście - wydusił Carles, kiedy jakiś pracownik restauracji spojrzał na nas tak, jakby miał nam poodcinać kończyny plastikowym nożykiem.

         Westchnąłem, zapadając się głębiej w swoje krzesło, bo wolałbym nie być świadkiem tej żenującej rozmowy.

         — Mam dość gadania o nim, dobra? Chyba przyszliśmy tutaj, bo chcieliście się spotkać i pogadać o jakiejś ważnej sprawie - wytknąłem, na co Sergio uniósł brwi.

         Był moim zdaniem wczesny, bo wybijała godzina dziesiąta, ranek, sobota, kilka dni po naszej małej lekcji gry na gitarze, podczas której nauczyłem się w zasadzie tyle, co nic - a teraz siedziałem z Sergio, Carlesem i Fernando w kawiarni obok uczelni, ponieważ wyciągnęli mnie tu na poważną rozmowę, a tak naprawdę cała rozmowa toczyła się aktualnie w temacie Cesca, którego ja miałem już serdecznie dosyć. Nie umiałem sobie z tym poradzić sam, więc ich nieudolna pomoc raczej nie wniosłaby za dużo.

        Nie planowałem pakować się z nim od razu w związek, albo cokolwiek więcej, niż przyjaźń, bo wiedziałem, że to dla nas obydwu skończy się raczej źle, zwłaszcza, że nie było między nami niczego, poza ledwo rodzącą się przyjaźnią, ja go nie kochałem, a jedynie mi się podobał, a on już na pewno nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Nie w taki sposób, w jaki ja bym chciał.

         — Przecież przyszliśmy tu właśnie po to, żeby o nim rozmawiać. Myślałem, że to logiczne - parsknął Ramos, dłubiąc widelcem w swoim makaronie. - Skoro ty nie zamierzasz nic zrobić, to my ci w tym pomożemy.

         — Ale co ja mam, kurwa, zrobić, kiedy znam go może z miesiąc, a on i tak zaraz wyjedzie!? - wrzasnąłem, uderzając o stół, a pracownik restauracji ponownie rzucił nam dziwne spojrzenie zza lady. - Weźcie, zajmijcie się sobą!

            Na krótką chwilę zapadła cisza, gdy oderwałem wzrok od swoich przyjaciół. Nie do końca miałem ochotę na nich patrzeć, a nawet, gdybym miał, to nie miałem ochoty ich słuchać. W końcu moje własne rozmyślania o Fabregasie wbijały mnie w ziemię - nie potrzebowałem do tego jeszcze cudzych.

          — To wszystko to tylko i wyłącznie twoja wina. Mogłeś to przewidzieć i nie wrzucać ich do jednego mieszkania - syknął Sergio, a ja uniosłem na niego oczy, by zorientować się, że mówi do Carlesa.

          — Moja? To ty i twój braciszek wtrącacie się między nich, zamiast dać im się po prostu przyjaźnić! To, że on podoba się Gerardowi, nie znaczy, że zaraz mu nie przejdzie! Przecież zawsze tak jest, a ty tylko go nakręcasz! Może oni wcale nie muszą być razem! - zaprotestował najstarszy z nas i wyglądał odrobinę tak, jakby miał zaraz rzucić się na Andaluzyjczyka.

           Ja, natomiast, zastygłem w miejscu jak zaczarowany, patrząc to na jednego, to na drugiego.

          — Okej, po pierwsze, to nie jest niczyja wina. Po drugie, my tylko się przyjaźnimy, więc z jednej strony, Sergio, serio nie wtrącaj się między nas, ale z drugiej, Carles, serio jestem na ciebie zły, że zmusiłeś mnie do mieszkania z nim - wziąłem głęboki wdech. - Ale o co tu chodzi? Co masz na myśli, że Iker wtrąca się między nas?

         Przez chwilę ponownie panowała cisza, dopóki Fernando nie szturchnął Ramosa łokciem, mamrocząc:

         — Mógłbyś mu już powiedzieć.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 11 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

kołysanki francesa | c.fabregas x g.pique [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz