Zamierzałem spać nawet cały ten dzień, albo i dłużej, jeśli to właśnie miało wyciągnąć mnie z dołka, który sam sobie wykopałem, oddając pocałunek Cesca, ale on sam absolutnie mi w tym nie pomagał.
— Zamierzasz wyłączyć ten swój pierdolony budzik, jebany księciu!? - ryknąłem, ale irytujący dźwięk, przypominający alarmy, które rozbrzmiewały w przypadku na przykład wybuchu wojny, albo klęsk żywiołowych, dalej nie przestawał drażnić moich uszu. - FRANCESC FABREGAAAAAAAAS!
Wrzasnąłem tak głośno, że zaraz zacząłem kaszleć i czy tego chciałem, czy nie, zostałem zmuszony do podniesienia się na równe nogi i skierowania do pokoju tego małego gnoma.
— FABREGAAAAAS! - zawyłem, kiedy już wszedłem do jego pokoju, a on, nawet przez swój sen przypominający hibernację, zakrył sobie uszy. - Rusz się, bo wytargam cię za te twoje kudły i sprawię, że będziesz od tej pory spał z jednym okiem otwartym, albo nauczysz się budzić bez tego czegoś!
Dopiero po długiej serii moich wrzasków i pisków, opalony Katalończyk przewrócił się na swoim łóżku, zabierając z twarzy poduszkę, a następnie zakrywając jej połowę ręką, gdy otworzył jedno oko, jakby chciał zapytać, dlaczego go budzę.
I miałem do reszty gdzieś to, że jeszcze wczoraj wieczorem byłbym gotowy błagać go na kolanach, by mnie do siebie przyciągnął i pogłaskał po włosach. Nie interesowała mnie teraz moja urażona zeszłego wieczoru duma, bo on dalej nie wyłączył swojego pieprzonego budzika, a to był mój ostatni wolny dzień przed praktykami, które obsunęły mi się już o prawie dwa dosłowne tygodnie.
Była siódma nad ranem. Nie zasługiwałem na takie traktowanie.
— Czego ty ode mnie chcesz tak wcześnie? - zapytał, mrużąc oczy przed światłem. - Moja głowa, japierdolę...
— Czego JA od ciebie chcę tak wcześnie? - uniosłem brwi do góry, kiedy on na ślepo wyłączał swój dzwonek od budzika, brzmiący jak alarm ostrzegający przed bezpośrednim zagrożeniem życia i zdrowia ogromnych odłamów społeczeństwa. - To ty masz taki głośny budzik, że obudził mnie, a ciebie nie!
— Nie wiem, o co ci chodzi, Gerisiu - uśmiechnął się, ciągle zaspany. - Daj mi jakieś tabletki.
— Może jakieś proszę, czy coś w tym stylu? - warknąłem na niego, ale on wzruszył tylko ramionami, podnosząc się z materaca do pozycji półsiadu.
— Przepraszam, że cię obudziłem - wymamrotał, ciągle trąc oczy dłońmi, a mój wzrok przesunął się po jego nagiej klatce piersiowej, gdy tylko spadła z niej kołdra. - Zjesz ze mną śniadanie, czy to za wcześnie? Oczywiście o ile będę w stanie wstać z łóżka...
Ostatnią cześć zdania wymamrotał na tyle cicho, że nawet jej nie odnotowałem, bo byłem zbyt zajęty rozmyślaniem nad tym, jak sprawnie Fabregas omijał temat tego, że się wczoraj całowaliśmy. A może zwyczajnie o tym zapomniał? Może był tak pijany, że nie pamiętał? To była złudna nadzieja, ale silnie się jej trzymałem.
— Cóż, teraz tak czy inaczej już nie śpię - westchnąłem, ostatecznie postanawiając na razie nie zaczynać tego tematu, a zacząć inny, bo coś mnie dręczyło, gdy wpatrywałem się w nagi tors Cesca. - Skąd masz te blizny?
— Po operacji - odparł od razu, podnosząc się z materaca i przeszukując jakieś szafki, najpewniej w poszukiwaniu tabletek przeciwbólowych, a ja stałem w miejscu, ciągle go obserwując i zastanawiając się, po jakiej operacji zostały mu takie blizny, gdy ten odwrócił się do mnie i uniósł brwi wysoko do góry. - Miałem przeszczep płuc, żebyś sobie nie pomyślał, że urodziłem się dziewczyną, czy coś.
CZYTASZ
kołysanki francesa | c.fabregas x g.pique [ZAWIESZONE]
Fanfiction❝I tych nocy, gdy liczenie owiec, ukochane gwiazdy i mroźne powietrze nie umiały ułożyć mnie do snu, zawsze byłem wdzięczny za to, że Cesc grał.❞ Gerard Piqué był z wierzchu zwyczajnym dwudziestodwulatkiem, którego największymi problemami były b...