IV

27 3 213
                                    

        — Gdzie on jest? Ja tutaj przecież czekam - westchnął Xabi, chodząc niecierpliwie dookoła altanki, zupełnie tak, jakby miało mu w to w czymś pomóc.

     Od tamtego dnia, gdy Sergio i Fernando niemalże nas napadli, minął ponad tydzień, a, choć ja i Cesc tylko się z tego śmialiśmy, oni wciąż to przeżywali i opowiadali to teraz każdemu, gdy cała reszta czekała, aż łaskawie odwiedzi nas Steven, kuzyn Torresa - bo poważnie, jeśli spotkanie zaczyna się o dwudziestej, to kto normalny spóźnia się o ponad dwie godziny?

     I wracając do mnie i Fabregasa, głównie to akcja z butelką i wypracowaniem zbliżyła nas do siebie na tyle, że w końcu zaakceptowaliśmy swoją wzajemną obecność i przestaliśmy skakać sobie do gardeł, a zamiast tego przez ostatnie osiem dni spędziliśmy razem nawet dużo czasu, ucząc się razem gotować i wykonywać inne czynności, których z Sergio nigdy się nie podejmowaliśmy. Na przykład w wentylacji akademika od wielu lat regularnie pojawiały się skowronki, które wydawały z siebie dosyć głośne dźwięki, co trochę irytowało mnie i Ramosa, a jednak dopiero z Cescem postanowiliśmy otworzyć klatkę wentylacyjną i wyjąć stamtąd te pierdolone ptaki i ich gniazdo. Poza tym, że Fabregas został zadrapany pod okiem przez skowronka, czy innego wróbla, skończyło się to nawet dobrze, bo w końcu te małe skurwysyny nie świergotały mi nad uchem cały dzień i całą noc. Uczyliśmy się też razem gotować, a ja odkryłem, że radziłem sobie w tym lepiej, niż bym się spodziewał, oraz podjęliśmy, jak należy obsługiwać przedmioty takie jak zmywarka czy suszarka. W sumie prowadziliśmy razem nawet spokojne życie, bo żadnemu z nas nic nie brakowało, a właściwie, odkryłem, że Carles miał nawet rację, bo Francesc faktycznie nie robił dużo poza spaniem i pomaganiem mi, gdy czegoś od niego chciałem. Ewentualnie grał mi do snu na gitarze, ale gdy przychodziłem do niego rano, by mi zagrał, kazał mi wypierdalać.

     To było takie słodkie, gdy krzyczał na mnie, że mam zostawić go w spokoju, albo roztrzaska mi to pudło rezonansowe na głowie, a później, gdy już się wyspał, przychodził i przepraszał, jednak nigdy nie chciał dla mnie grać.

     Byłem pewien, że kiedyś go do tego zmuszę, ale on utrzymywał, że nigdy nie gra dla innych, a zwłaszcza dla nieznajomych, co trochę bolało, bo w mojej opinii dwa tygodnie były już ogromem czasu i spokojnie mógłbym go nazywać najlepszym przyjacielem, gdybym akurat był bardzo samotny i nie miał przy sobie Carlesa ani Sergio.

    Wracając do spotkania, od dwudziestej siedzieliśmy u Ikera, czekając, aż przyjdzie tu Steven, który, według Sergio i Fernando, był w Hiszpanii już od rana.

       — Uspokój się, baranie - warknął do Xabiego Villa, podnosząc się ze swojego krzesła, by podejść do rudego chłopaka. - Może stąd wyjdziemy, odetchniesz trochę i w ogóle? I tak nic nie wygląda na to, żeby on miał tutaj zaraz przyjść.

       Alonso chwilę jeszcze kręcił się po drewnianej podłodze, stukając o nią butami, ale w końcu westchnął, kiwając głową.

      — Napiszcie do niego, czy coś, bo ja się stresuję - zasygnalizował nam, gdy David wyprowadzał go z altanki i dopiero w tamtej chwili Fernando odetchnął głęboko.

      — Tylko na to czekałem - wyznał, wywołując u nas śmiechy. - Steven jest towarzyską duszą, ale nie jest towarzyski w ten sposób, co Xabi, serio. W ogóle, to czy ktoś może go uspokoić? Bo nie chcę, żeby kolejny z moich kuzynów zraził się do was i nigdy więcej tu nie przyszedł, jak taki Reina!

     Parsknąłem pod nosem, a Cesc, który, jak zwykle, siedział obok mnie, zerknął na mnie kątem oka.

      — Ja dalej oczekuję wyjaśnień odnośnie tego, co ty odpierdoliłeś, Ger. Mówiłeś dwa tygodnie temu, że mi opowiesz - wytknął, a ja wzruszyłem krótko ramionami, niezbyt skłonny do opowiadania mu o tym.

kołysanki francesa | c.fabregas x g.pique [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz