V

25 4 232
                                    

      — Gerard, wstawaj - warknął stojący nade mną Cesc, a ja pewnie powinienem się tym przejąć, bo nigdy nie używał mojego pełnego imienia, jednak teraz byłem zbyt zmęczony, by chociażby podnieść na niego wzrok.

      Przewróciłem się tylko na drugi bok, mamrocząc do niego coś, co brzmiało całkiem podobnie do spierdalaj, ale kiedy zamiast miękkiego materaca swojego łóżka wyczułem pluszowe koce, poduszki, a przede wszystkim ból karku i głowy, moje oczy otworzyły się tak gwałtownie, jakby Cesc wylał na mnie właśnie całe wiadro zimnej wody.

       — Czy my tutaj razem spaliśmy, czy mam urojenia? - zapytałem, mrugając nieprzytomnie, a on schował tylko twarz w dłoniach, co, niestety, nie wyglądało zbyt pocieszakąco. - Pamiętasz całą noc?

      — Nie mam zielonego pojęcia, dawno nie piłem - jęknął, kiedy jego ramiona załamały się wzdłuż jego ciała. - A ty?

       — Pamiętam - odparłem i byłem tego dosyć pewien, ale załamanie Cesca mówiło mi, że coś mi jednak umyka, dlatego gdy posłał mi powątpiewające spojrzenie, poczułem się zaalarmowany. - Nie piłem tyle! Możemy porównać wersje.

       — W porządku - odetchnął, zanim znowu zaczął mówić. - Zaczęliśmy pić, wypiliśmy razem trzy kieliszki, a później gdzieś cię zgubiłem. Siedziałem z Sergio i Ikerem i z nimi piłem, a później graliśmy w pingponga i Xabi wpierdolił nam się na stół, więc sobie odpuściliśmy. I później... Cóż, chyba piłem jeszcze więcej. Pamiętam butelkę, pamiętam jak śpiewaliśmy i pamiętam, jak graliśmy razem w just dance. Później robiłem salto i Carles nas opierdolił, więc Villa zabrał nas do domu.

      Wysłuchałem całej opowieści do końca i z ulgą odkryłem, że moja własna wersja wiele nie różniłaby się od tego, co opowiadał Cesc.

      — Więc po prostu spaliśmy razem na kanapie - mruknąłem, odwracając się tak, że leżałem z twarzą w poduszce. - Która godzina?

      — Przed piątą - odparł, zerkając na zegarek, a ja poderwałem się do pozycji siedzącej, mierząc go wzrokiem.

       Cesc wyglądał jak trup i ja najpewniej wyglądałem jeszcze gorzej, ale teraz była to ostatnia rzecz, która chodziła mi po głowie. Przetarłem oczy i schowałem ręce pod kocem, powstrzymując się od wyciągnięcia ich w stronę Fabregasa i sprawienia, by zacisnęły się na jego szyi, powodując powolną i bolesną śmierć poprzez uduszenie.

      — Więc daj mi spać, a nie trujesz mi dupę. Dobranoc - skwitowałem, odwracając się w kierunku przeciwnym od niego i nawet nie fatygując się, by przenieść się do własnego pokoju.

        — Zamierzam być na ciebie zły za to, że wykorzystałeś mój stan, abym dla ciebie zagrał - obwieścił, jednak jak na razie, miałem to głęboko w nosie i założyłem sobie tylko małą poduszkę na głowę, by go nie słuchać. - Nie gram dla innych. Dla nikogo. Czy to moja matka, czy żona, a ty tak po prostu zmusiłeś mnie do gry.

        — Och, tak, ale mnie to obchodzi. Pierdol tak dalej, słucham cię. Jeszcze obrażaj się, księżniczko - sarknąłem zaspanym głosem, nawet na niego nie patrząc. - Mam cię gdzieś, i tak działasz mi na nerwy. Chciałem się z tobą dogadać, ale dosłownie się nie da, więc jeśli możesz, to zgaś mi tylko światło i zostaw mnie w spokoju. Dobranoc.

        — Żałuję, że nie połamałem sobie wczoraj karku - mruknął pod nosem, ale faktycznie zgasił światło i zatrzasnął za sobą drzwi od kuchni.

       Musiałem przyznać, że nie czułem się dobrze z tym, jak go potraktowałem, bo nie było to w porządku z mojej strony, ale co miałem zrobić, gdy ten obwieszczał mi, że się obrazi, bo poprosiłem go o coś, gdy byłem tak samo pijany, jak on!?

kołysanki francesa | c.fabregas x g.pique [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz