1. Jak chodzisz kretynie?!

336 11 8
                                    

Lauretta:

Tak jak codziennie rano miałam nastawiony budzik na 6 rano, byłam przerażona, bo zostało mniej niż tydzień do rozpoczęcia roku szkolnego, co oznaczało szkołę średnią.

Uczyłam się naprawdę dobrze, pomijając matmę, tak to było dobrze, postanowiłam pójść w ślady mamy i pójść na biolchem, zresztą naprawdę bardzo lubiłam biologię i chemie, nie sprawiały mi większej trudności.

Odrazu po wstaniu poszłam do swojej małej ale własnej łazienki się ogarnąć, delikatnie się pomalowałam, przez to, że byłam strasznie opalona większość kosmetyków było dla mnie za jasnych. wyprostowałam długie ciemno brązowe włosy i ubrałam się (fit wkleje na samym dole 😈😈).

Posprzątałam delikatnie w pokoju po czym zeszłam na dół, gdzie siedział już mój tata z mamą gadając i jedząc śniadanie.

Od zawsze marzyłam abym i ja spotkała na swojej drodze taką osobe jak mój tata dla mojej mamy i na odwrót w zasadzie też. Chciała bym aby ktoś mnie tak bardzo kochał jak oni siebie nawzajem.

Tato zawsze nie może oderwać od mojej mamy wzroku, wpatruje się w nią jakby była dziełem sztuki, czego nie mogę jej ująć, bo jest naprawdę ładna. Jednak ja większość genów odziedziczyłam po tacie.

Jedynie zielone oczy mam identyczne jak te mamy.

-O wstałaś już-uśmiechnęła się mama, wskazując na porcje śniadania na stole.-Choć, zjedz z nami.

-Nie jestem głodna, przyszłam żeby iść z Piorunem na spacer.

Piorun to brązowy doberman, podobno podobnego kiedyś miała mama, ale niestety umarł zanim się urodziłam.

-Laurett siadaj i jedz, śniadanie to najważniejszy posiłek dnia-powiedział trochę ostrzej tata na co przewróciłam oczami.

On i mama mieli jakąś obsesje na punkcie jedzenia posiłków, strasznie tego pilnowali, sama nie wiem dlaczego. Od zawsze tak było i jest.

Już nie dyskutując usiadłam i zaczęłam jeść jajko sadzone z bekonem. Zjadłam ponad połowę, a resztę wywaliłam, co i tak nie podobało się rodzicom, ale wkońcu dali mi spokój.

Szłam z piorunem po parku, o tej godzinie jesscze nikogo nie było, dochodziła dopiero dziewiąta. Puściłam pioruna aby sobie pobiegał a sama sobie również trochę chodziłam kiedy nagle się z czymś a raczej kimś zderzyłam.

-Jak chodzisz kretynie!?-pisnęłam podnosząc się z ziemi, w mniej niż sekundę obok mnie pojawił się pies, który warczał na blond chłopaka na przeciwko mnie.

Szybko wstałam, jak się okazało nie tylko na dole wydawał się taki wysoki, pieprzony miał conajmniej ponad metr osiemdziesiąt pięć. Był dosyć szeroki i napakowany. Ubrany w biały luźny t-shirt i błękitne naszczęście nie jajogniotowe spodnie. Prezentował się nawet okej.

-To ty na mnie wpadłaś-prychnął po czym dodał.-Uspokój tego swojego pimpka.

-Czekam.

-Na co?

-Na przeprosiny, od dupkowatego blondyna, ewidentnie farbowanego.

-To naturalny kolor i nie doczekasz się-podniósł brwi do góry i dalej szepcząc pod nosem jakieś obelgi na mój temat wyminął mnie.

W tym momencie miałam ochoty użyć komenty "bierz go", ale się powstrzymałam. Niestety.

***

Godzinę później wróciłam do domu, słyszałam, że na kanapie gra mój brat pewnie w jakąś swoją głupkowatą grę więc odrazu zaczęłam mówić ściągając buty.

-Boże luke spotkałam takiego chamskiego typa, myślał chyba, że groźnie wygląda, farbowany blonda...

Nie dokończyłam ponieważ w tym momencie weszłam do salonu w którym siedział mój brat i ten sam pieprzony chłopak z parku.

Japierdole z kąd oni by mają się znać?

-Co ci zrobił?-zaśmiał się luke, tylko jemu w zasadzie było do śmiechu.-O sory to Blaise, Blaise to moja siostra Lauretta.

-Cześć, miło poznać-słyszałam ten ewidentny nacisk na słowo "miło".

-Eee no hej, dobra to ja idę do siebie-powiedziałam na jednym wdechu i popędziłam na górę.

Boże, nigdy nie przeżyłam większego wstydu, w sumie spadłam ze schodów przed wszystkimi kolegami Luke'a jakiś miesiąc temu. To, to był wstyd.

-A ty co sztywna jakbyś miała pręta w dupie?-prychnęła Emily wychodząc ze swojego pokoju.

Jak zwykle milutka.

-Gdzie rodzice?-zignorowałam jej pytanie.

-A gdzie mają być? W pracy tak jak zwykle, chora jesteś czy co?

Boże Lauretta, to tylko randomowy chłopak którego zwyzywałaś.

-Jadłaś już śniadanie?-zapytałam, lekko się rozluźniając, wkońcu to ja jestem na swoim terenie nie on.

-Nie.

-To zjedz coś, prawie w pół do jedenastej jest.

Mruknęła jedynir coś na potwierdzenie pod nosem i poszła na dół po schodach.

A mi przez resztę dnia, nie umiał wyjść ten pieprzony blondyn z głowy.

------------------------------------------------------------------

Outfit (KOCHAM TO XDDD):

Outfit (KOCHAM TO XDDD):

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Ciąg dalszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz