6. Mój synek

262 7 3
                                    

Blaise:

W czasie drogi brązowo włosa prawie się nie odzywała. Obserwowała widoki za oknem, a ja wpatrywałem się w ulicę, w zasadzie kątem oka prawie cały czas patrzyłem na nią.

Wyglądała ładnie, bardzo. Sam nie wiem czemu do niej przyszedłem, może uznałem, że jest odpowiednią osobą, aby zabrać ją w tamte miejsce?

Wiedziałem, że za pewne narobię jej problemów z rodzicami, z tego co mówił Luke ostatnio cały czas się kłócą.

-Długo jeszcze?-spytała opierając głowę o szybę i podciągając nogi pod klatkę piersiową.

Za pewne jakby kto kolwiek inny położył nogi na siedzeniu mojego kochanego Ferrari bym wypierdolił go z samochodu. Ale to była Lauretta Ryskala.

-Pół godziny-stwierdziłem, dodając gazu, kochałem szybką jazdę od zawsze. Adrenalina to było coś xo kochałem. Rozbije się czy nie? Przeżyje, czy nie?

Wiedziałem, że w pewien sposób nią manipulowałem, nie chciałem tego, ale chyba już zawsze taki będę. Raz daje jej nadzieje, że jest wyjątkowa, później na chwilę odchodzę, kiedy ta już nie może beze mnie żyć, a później wracam i tak w kółko.

Laurett wydaje się taka nie winna, naiwna i dobra, takie lubię najbardziej.

Nie zasłużyła żeby na mnie trafić, jest za dobra. Nikt nie zasłużył, aby trafić na kogoś takiego jak ja.

Pewnie teraz się zastanawia po co w ogóle się na to zgodziła, ale z drugiej strony wie, że jakby mogła cofnąć czas zrobiła by to samo.

-Kim dla ciebie jest ta blondyna, która się zo ciebie kleiła dzisiaj?-pyta, zerkając na mnie, a później spuszczając wzrok na swoje dłonie.

-A co zazdrosna?-parsknąłem unosząc kąciki ust do góry.

-Nie, ciekawa-zaznacza mocno ostatnie słowo.

-Nikim ważnym, przypadkowa dziewczyna.

Nastaje na nowo chwila ciszy, nie mam zamiaru jej przerywać, i tak zielonooka wygląda jakby zaraz miała coś powiedzieć, ale nie wiedziała jak.

-Przpadkowa ładna dziewczyna-odzywa się, a ja zerkam na nią, już się nie uśmiecham.

-Średnia, typowa dziewczyna, niczym się nie wyróżnia.

-Jak nie? Widziałeś jej włosy, lepszego koloru nie mogła sobie wymarzyć.

-No szkoda, że farbowane-prychnąłem przewracając oczami. Czy ona była jakaś zazdrosna o jakąś pdzypadkową laskę bo nie czaje?

Zaparkowałem na poboczu, otaczał nas las i połowiczna ciemności, po dziewczynie obok przeszedł dreszcz.

-To tu?-spytała nie pewnie, rozglądając się.

-Tak, wysiadaj-powiedziałem wychodząc z samochodu, kiedy i ona to zrobiła zamknąłem drzwi i zacząłem iść w stronę wydeptanej przemnie drużki, w lesie.

-Na prawdę będziemy teraz iść w las? Zamordować mnie tam chcesz?

Parsknąłem jedynie śmiechem i złapałem ją za rękę i zacząłem ciągnąć za sobą, aby się pośpieszyła.

Po dziesięciu minutach spaceru byliśmy już na klifie, dwadzieścia metrów pod nim rozprzestrzeniał się ocean (miejsce wymyślone, nie wiem czy istnieje XDD).

Była pierwszą osobą, którą zabrałem w moje miejsce. Byłem w nim pierwszy raz  dziesięć lat temu, pamiętam ten dzień jak dzisiaj.

-Jeszcze chwila i będziemy-odparła mama szliśmy już dobre dziesięć minut przez ten głupi las.

Mimo wszystko cieszyłem się, długo nigdzie nie wychodziłem z mamą, tata jej nie pozwala jeśli ma widoczne siniaki. Straszna z niej niezdara. Cały czas coś sobie robi.

Kiedy jesteśmy na miejscu nie jestem w stanie uwierzyć co widzę.

-Ale tu ładnie!-mówię przytulając się do jej nóg.

-Wiem skarbie-uśmiecha się głaskajac mnie po włosach, usiedliśmy na krawędzi, nogi nam śmiesznie zwisały.-Jeśli kiedy kolwiek coś będzie się złego działo, przyjdź tutaj okej? To będzie nasze bezpeiczne miejsce, bedziemy się tutaj odnajdywać.

-Obiecuje.

-Mój synek-przytuliła mnie, co odrazu odwzjemniłem, uwielbiałem to jak pachniała, jak truskawki pomieszane z wanillią. Niebo.

Miała łzy w oczach, dlaczego? Coś się stało? Dlaczego płakała.

-Kiedy wrócimy idź odrazu do swojego pokoju dobrze? I nie wychodź, ja do ciebie przyjdę. I pod żadnym pozorem nie mów tacie, że tu byliśmy, to nasza tajemnica.

-Dobrze.

Trzy godziny później kiedy byliśmy w domu zrobiłem co kazała, ze swojego pokoju słyszałem jedynie głośne krzyki taty i rzucanie jakimiś naczyniami.

No i głośne szlochy mamy.

Do mojego pokoju nagle wparował tata, za nim biegła zapłakana mama. Był wkurzony. Bardzo wkurzony.

Nie lubię kiedy jest zły.

-Mów gdzie byłeś z matką!-wydarł się, a ja odrazu zerknąłem na mamę.

Obiecałem jej, nie mogłem powiedzieć.

-Na jedzeniu-wydukałem, przez co spotkałem się z mocnym uderzneiem w policzek.

Złapał mnie za szyje i zaczął dusić, patrzyłem załzawionymi oczami na mamę, nie mogła nic zrobić.

-Kłamiesz kurwa!

-Blaise? Mówię do ciebie-głos Lauretty wyrwał mnie z okropnych wspomnień.

-Sory, zamyśliłem się-uśmiechnąłem się krzywo i ruszyłem do krawędzi.

Usiadłem na brzegu i wpatrywałem się w świecące gwiazdy na niebie. Dzisiaj były jeszcze bardziej widoczne niż zwykle.

Laurett usiadła obok mnie.

-O czym myślałeś?-spytała spoglądając na mnie, cały odrazu się spiąłem.

-O niczym-wydusiłem.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 05 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Ciąg dalszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz