Rozdział pierwszy. Znaki.
9 lat później.
Duże okna, zazwyczaj odsłonięte, by ukazywać kwitnący ogród, były dzisiejszego poranka ukryte za bogato haftowanymi zasłonami, przez co do pokoju wpadały jedynie promienie delikatnego światła, prześwitującego przez szczelinę. Alaric ku ogromnemu rozczarowaniu matki nie odziedziczył po niej daru przewidywania przyszłości, jednakże nie potrzebował go w tej chwili, by wiedzieć, że nie jest to dobry znak.
Na szczęście dla niego, ojca, Wita, a także wszystkich innych, których jego matka mogłaby dziś spotkać, nie wszystko było jeszcze przesądzone. Prawdopodobnie miała po prostu kolejny ze swoich snów, a teraz zmagała się z potężnym bólem głowy. W dobrym wypadku, po porannej dywinacji zamknie się w swojej sypialni lub gabinecie i pozostanie tam aż do wieczora, dopóki zarządca nie uzna, że jest mu niezbędnie potrzebna.
Teraz siedziała ona naprzeciwko niego w eleganckiej czarnej sukni z subtelnym wzorem Ladona wyszytym złotą nicią. Jej długie, ciemne włosy były starannie spięte opasłą klamrą w kształcie Fehu, co dodawało jej nieruchomej twarzy jeszcze większej powagi.
— Co widzisz, Cassiusie? — zapytała odległym tonem, jakby myślami była zupełnie gdzie indziej. Prawdopodobnie tak było, ale nawet gdy jej myśli błądziły, nigdy nie zaniedbywała porannej dywinacji.
Odkąd Alaric sięgał pamięcią, zawsze traktowała ją bardzo poważnie. Przez całe życie nie widział, by kiedykolwiek pominęła ten element ich codziennych rytuałów. Jednak jego ojciec nie wchodził w skład tego zwyczaju. Czasami dołączał do nich, ale tylko na specjalne zaproszenie matki.
Obecność ojca odwracającego filiżankę zawsze go niepokoiła.
— Wygląda na to, że będziemy mieć niespodziewanych gości, moja droga — odparł Cassius znużonym tonem, delikatnie odkładając filiżankę na spodek. Miał za sobą pięćdziesiąt trzy wiosny, ale Alaric nie pamiętał, by ojciec kiedykolwiek wyglądał młodziej. Kiedy raz podzielił się tym spostrzeżeniem z Custosem, ten odpowiedział tym swoim poważnym tonem, że pracoholizm robi z człowiekiem takie rzeczy. Następnie posłał go do komnat, gdy Alaric odparł, że alkohol również.
Alaric zauważył, że matka zamknęła oczy i westchnęła z irytacją, lecz szybko je otworzyła, jakby wyczuwając, że ją obserwuje. Wbiła w niego bystre spojrzenie, co nigdy nie było dobrym znakiem.
— Alaric, czy spodziewasz się kogoś?
— Nie, matko. — skłamał gładko, mimo że ton jej głosu postawił go w stan wyższej gotowości.
Matka nie zareagowała, co oznaczało, że kłamstwo uszło mu na sucho, ale jej wzrok na nim pozostał. Spojrzał w fusy, wiedząc, czego od niego oczekuje.
— Widzę jaskółkę, czajnik... — zawahał się, lecz poganiany jej nieruchomą twarzą, kontynuował zgodnie z prawdą. Zbyt łatwo mogłaby sprawdzić jego słowa, by tym razem rozważać kłamstwo. — przy uchu, czaszkę i otwarty parasol.
Zastanowił się nad znaczeniem tych znaków: jaskółka oznaczała awans, podróż i szybkie decyzje, a także wskazywała na nowy, pomyślny etap w życiu. Miał swoje domysły, co to mogło oznaczyć i gdyby nie obecność oczu, które przenikały go na wskroś, pozwoliłby sobie na uśmiech.
Jednak dalsze domysły nie przyniosły mu już takiej satysfakcji. Czaszka zwiastowała ukryte niebezpieczeństwo, a parasol oznaczał, że będzie musiał szukać pomocy - niezbyt zachęcająca perspektywa, choć przynajmniej był otwarty, więc ją dostanie.
I czajnik. Miał ochotę zakląć na Mokosz, kiedy dostrzegł jego położenie. Najwyraźniej miał do odegrania rolę w skandalu, co było chyba najgorszą wróżbą, jaką mógł otrzymać w obecności rodziców. Ci zapewne znów spróbują jeszcze bardziej ograniczyć jego i tak prawie nieistniejące życie towarzyskie.
CZYTASZ
CIENIE WŁADZY: POCZĄTKI (Zawieszone)
FantasyAle czyż nie jest to znak prawdziwej wielkości? Ci, którzy osiągają najwięcej, nigdy nie zadowalają się tym, co już mają. Zawsze sięgają dalej, pragną więcej. W sercu królestwa, gdzie dwanaście książęcych rodów rządzi żelazną ręką, zaczyna się opowi...