︶꒦꒷ 𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊ł 10 ꒷꒦︶

60 4 3
                                    

Partnerka Floriana nie była zadowolona. Wręcz przeciwnie, ponieważ coraz bardziej w znaki dawały się jej złości i fochy. Gdyby głębiej nad tym pomyśleć, była to dość naturalna reakcja z jej strony. Nikt nie chciałby być porzuconym na pastwę losu, a ona czuła się właśnie w ten sposób, gdy Florian już wcale a wcale nie poświęcał jej swojej uwagi. 

Czuła się sama. Nikt nie pytał jej, czy wszystko dobrze, ani jakie ma odczucia wobec wszystkiego, co działo się w ostatnim czasie. Zostawiono ją jako jedyną z jej rozmyślaniami, oraz przez większość czasu bała się zwrócić uwagę swojemu chłopakowi z obawą, że wcale jej nie wysłucha. Przestawała mu ufać.

Ale mijało coraz więcej czasu, a ona stawała się tym bardziej poddenerwowana całą sytuacją pomiędzy nią a Florianem. Nie mogła pozwolić na to, by całkowicie o niej zapomniał. W końcu co z tego, że dzielili wspólne łóżko oraz jedli wspólne posiłki, skoro poza tym prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiali? Mężczyzna za każdym razem wspominał o Rodym, o jego stanie. Nie potrafił odłożyć go na drugi plan. To zaczynało być okropnie męczące.

∘₊✧──────✧₊∘

— Kochanie, możemy porozmawiać? — Zapytała jednego z poranków Avril. Jej wzrok był wbity w ostry jak brzytwa nóż, którym kroiła zakupione wcześniej croissanty. Usłyszała kroki, przypuszczając, że to Florian. Myliła się.

— A-Ach.. to ja. Florian chyba jeszcze śpi... — Rody nie chciał na nią natrafić. Zauważył, że kobieta nie paja go sympatią taką jak wcześniej. Teraz uśmiechała się, bo musiała to robić, a nie dlatego, bo chętnie gościła go w swoim domu.

— W takim razie pozostało mi czekać, aż się obudzi. — Wyrzekła łagodnym tonem, zabierając posmarowane masłem pieczywo na stół, gdzie leżały również wędliny i warzywa. Spojrzała na niego. Jej wzrok złagodniał, jednak Rody zauważył, że lśniły. Lśniły jakoby zaraz miały z nich ściec krystaliczne łzy. Ciężko im było na siebie patrzeć. Obaj widzieli w sobie coś, czego w sobie widzieć nie chcieli. — Zjedz ze mną, jeśli chcesz. Rzadko do nas wychodzisz, więc może milej by ci było, gdybyś zjadł w czyimś towarzystwie? 

— Dziękuje ci, Avril... — Usiadł na jednym z krzeseł. Wolałby zjeść u siebie, tak jak zawsze. Nie potrafił jej odmówić, więc zgodził się na jej propozycje. Jego kąciki ust się uniosły, próbował jakkolwiek pocieszyć kobietę.

Kobieta odwróciła się plecami, sięgnęła po dzbanek i również położyła go na stole wśród wszystkich innych rzeczy. Z naczynia wydobywał się słodkawy zapach maliny, który roznosił się wraz z parą gorąca. Rody patrzył jak głupi, był zaskoczony sam nie mając pojęcia czym konkretnie. 

— Powinnam pójść obudzić Floriana. — Odparła nagle, jej głos niesłyszalnie się załamał. Tylko ona to wyczuła, próbując zapanować nad zaciskiem w gardle, gdy znów wypowiadała to imię.

— Poczekasz chwilę? — Zatrzymał ją, znów na siebie spojrzeli. Avril wzdrygnęła się z obawą, lecz postanowiła go wysłuchać. To mogło być coś ważnego. Co prawda nie miała prawa wiedzieć, co było dla nich ważne, a co nie, ale miała przeczucie, że tak właśnie było.

W pomieszczeniu wciąż grała muzyka. Rody nie znał wykonawcy, aczkolwiek wokalistką była kobieta. Był to utwór miłosny.

Mężczyzna wyszedł z chwilowego zamyślenia. Jego uśmiech zniknął, wyglądał na zmieszanego.

— O czym chciałaś pogadać z Florianem? 

❝𝐄𝐯𝐞𝐧 𝐚 𝐯𝐢𝐥𝐥𝐚𝐢𝐧 𝐡𝐚𝐬 𝐚 𝐡𝐞𝐚𝐫𝐭?❞ - Dead Plate Vincent x Rody ?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz