︶꒦꒷ 𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊ł 𝟻 ꒷꒦︶

220 12 13
                                    

— Nie chcę być nie miły, ale nie przypominam sobie, byś mówił mi jak masz na imię... — Wymruczał w końcu będąc gotowym na jakiekolwiek słowa Rody. — Skoro zostaje tutaj na pare dni, może najpierw jakkolwiek sie poznamy?

— O cholera, faktycznie! Przepraszam za moje maniery... Jestem Florian. — Uśmiechnął się delikatnie, chociaż nie ukrył tego, że poczuł się co najmniej głupio w związku z jego zachowaniem. — Jak już mówiłem, co jakiś czas zjawiałem się w restauracji Pana Vincenta i jestem znajomym Nicolasa, z którym masz okazję się przyjaźnić.

— Właściwie, to miałem okazje się przyjaźnić. Miałem cię pytać, czy przypadkiem nie powiedziałeś mu o tym wszystkim, co zobaczyłeś. Po prostu zadzwonił do mnie z krzykiem, że nie chce mnie znać, i nawet nie chciał o de mnie żadnych wyjaśnień. Nie chcę cię oskarżać, ale mimo wszystko zdało mi się to jakieś dziwne.

— Dowiedział się? —  Zdziwił się starszy. Sam nie wiedział o co chodzi i jedno bylo pewne, a mianowicie to, że nie miał z tym nic wspólnego. — Ale jak? — Dopytał, drapiąc nerwowo swoją skórę. 

— Skoro to nie byłeś ty, to pisali o mnie. Nie widzę innej opcji. — Mruknął dość cicho i zaiste niepewnie. Po chwili uznał, że to zbyt logiczne, by nie mogło być prawdą. W końcu był sprawcą. — Nie potrzebnie tutaj przyjeżdżałem, skoro ktoś mógł o mnie pisać, to policja mnie szuka.

— No zapewne tak... ale... ty celowo spowodowałeś to wszystko? Jakiej rady potrzebowałeś akurat o de mnie? — Wziął głębszy wdech i rozsiadł się wygodniej. Rody za to w ręce wziął kubek gorącej melisy, oraz napił się trochę, licząc na uspokojenie jego myśli.

— Po co miałbym celowo robić na kogoś zamach? Nicolas mnie już o to oskarżył, ale on mnie praktycznie nie zna. Poznał mnie takiego, jakim stałem sie teraz i chociaż ja naprawdę próbowałem być osobą taką jak przed tym wszystkim, to to nie było wcale tak proste. Po tym, jak dowiedział się o tym wszystkim, po prostu uznał mnie za potwora. — Rozwinął swoje myśli głębiej, chociaż czuł jak bardzo nie miał na to siły. Słowa same z niego wychodziły, niczym wylewający się z jego oczu smutek w postaci łez. Czuł się okropnie, a jednak wciąż nie mógł się tego pozbyć.

— Wydajesz się zbyt wrażliwą osobą, aby próbować kogokolwiek zabić... Jednak widok palącej sie przed tobą restauracji mówi trochę za ciebie. Oczywiście, ja nie chcę cię o nic oskarżać ale wciąż czuje się nieco dziwnie z tym, co wtedy widziałem. — Odpowiedział ze stoickim spokojem Florian. Również napił się odrobinę picia, którego przygotował. Czekał na to, aż Rody mu odpowie, jednak nie miał zamiaru go pośpieszać, bo doskonale zdawał sobie sprawę z powagi tematu. 

— Więc ciekawe, co ty byś zrobił gdybyś stał wtedy na moim miejscu. — Westchnął dość głośno, a z jego ust wydostał się śmiech. Śmiech czysto przez ból, taki, którego nikt miał nie słyszeć, a jednak słyszał i to w pełni doskonale. — A jestem pewien, że nie zachowałbyś się inaczej niż ja.

— Co masz przez to na myśli, co tam tak na prawdę się stało? — Przeszły go ciarki, jednak wciąż czuł potrzebę aby o to dopytać. Właściwie to bez tego nie mógł powiedzieć mu nic więcej. Według każdego, to Rody zawinił, i dopóki nie usłyszał prawdy, nie mógł wysnuć innej opinii na ten temat, chcąc czy nie chcąc.

— Naprawdę aż tak bardzo chcesz to wiedzieć? — Spojrzał w dół, upił kolejnego łyka ziół, i znów humorzaście się uśmiechnął z dość nieprzyjemnym parsknięciem. Wciąż bał się o tym mówić, a wspominanie o kimś, do kogo łapało się uczucia, było potwornie uciążliwe. 

— Byłoby prościej, gdybym wiedział. Mówiłem już wcześniej, że bez wiedzy nie udzielę rady, prawda? — Odpowiedział mu, niby żartobliwie, a jednak nie. To tylko ton miał zrobić z tego jakiś żart, nawet gdy nim nie był. Najprawdopodobniej była to jakakolwiek reakcja obronna.

❝𝐄𝐯𝐞𝐧 𝐚 𝐯𝐢𝐥𝐥𝐚𝐢𝐧 𝐡𝐚𝐬 𝐚 𝐡𝐞𝐚𝐫𝐭?❞ - Dead Plate Vincent x Rody ?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz