PROLOG

277 8 11
                                    

Nazywam się Alicja Dunin. Razem z rodzicami i dwoma młodszymi siostrzyczkami mieszkałam we Wrocławiu. Choć czasami „grały mi na nerwach", raczej umiałyśmy się dogadać, mimo że bliźniaczki są ode mnie o dziesięć lat młodsze.

Jeszcze niedawno odnosiłam same sukcesy. Czułam się spełniona, mogłam realizować moje pragnienia i pasje, a ludzie, którzy mnie otaczali - zarówno dorośli jak rówieśnicy - w większości byli dla mnie życzliwi.

Od wczesnego dzieciństwa moją wielką miłością była muzyka, dlatego rodzice, nie szczędząc pieniędzy i czasu, inwestowali w rozwój mojego talentu i opłacali lekcje gry. Nauczyłam się grać na kilku instrumentach, jednak z czasem postanowiłam szlifować umiejętności na flecie, harfie i skrzypcach, ponieważ gra na tych instrumentach przynosiła mi najwięcej radości i pozwalała wyrazić każdy nastrój.

Kolejnym moim talentem, jest łatwość przyswajania sobie języków obcych. W wieku dwunastu lat, potrafiłam swobodnie porozumieć się w języku angielskim, niemieckim i włoskim, z biegiem lat opanowałam jeszcze podstawy hiszpańskiego i rosyjskiego.

Jako siedemnastolatka, wygrałam ogólnopolski konkurs gry na skrzypcach, w którym nagrodą była możliwość występowania jako solista, podczas koncertów Filharmonii Narodowej, w trakcie jej tournee po Europie i części Azji. Występy zaplanowano na kilka większych miast, między innymi Oslo, Rejkiawik, Hamburg, Wiedeń, Istambuł, Ankara, Maskat. Rodzice byli ze mnie niesamowicie dumni i szczęśliwi. Uważali, że właśnie otwiera się przede mną droga do lepszego życia, ponieważ nie dość, że będę mogła poświęcić się mojej wielkiej miłości do muzyki, to jeszcze zdobędę sławę. Dodatkowym bonusem miały być niezłe pieniądze i kontakty wśród elit.

Ja też byłam tym wszystkim bardzo podekscytowana, bo myślałam, że "chwyciłam pana Boga za nogi".

Szybko się jednak przekonałam, że byłam w błędzie i zaczęłam żałować, że mimo wielu talentów, wtedy zabrakło mi tego najważniejszego - zdolności jasnowidzenia...

- - - - - - -

Istambuł.

- - - - - -

Miałam już za sobą kilka solowych występów w Europie, jednak tutaj panowała (przynajmniej moim zdaniem) bardziej podniosła atmosfera. Wszędzie można było dostrzec przepych, na widowni przewijały się osobistości wysokiego szczebla i celebryci. Dało się wyczuć lekkie napięcie pośród członków całej orkiestry. Ja również, byłam bardziej zdenerwowana niż zwykle, jednak, kiedy wyszłam na scenę, całkowicie dałam się ponieść muzyce. Wtedy całe moje napięcie zelżało, poczułam się lekka, piękna, szczęśliwa i spełniona. Uczucia te prawdopodobnie znalazły odzwierciedlenie na mojej twarzy, bo jak się później okazało, to właśnie wtedy zwrócił na mnie uwagę arabski książę, Baszar Abadi.

Bardzo się zdziwiłam, że był obecny również na koncertach w Ankarze i Maskacie.

Po występie w stolicy Omanu, do dyrygenta podszedł wysłannik księcia, z zaproszeniem na bankiet dla niego i wszystkich muzyków, którzy występowali jako soliści.

Dyrygent poczuł się mile połechtany propozycją i potwierdził, że przyjmuje zaproszenie w imieniu swoim i wyróżnionych artystów. Ja znalazłam się w ich gronie.

Przyjęcie było urządzone z wielkim rozmachem. Zaserwowano mnóstwo wykwintnych potraw, przyrządzonych przez światowej sławy szefów kuchni. Alkohol lał się strumieniami, co mnie zdziwiło, biorąc pod uwagę, że znajdowaliśmy się w kraju muzułmańskim. Jednak goście byli różnej narodowości i wyznań, więc gospodarz wyszedł w ten sposób naprzeciw ich oczekiwaniom.

W pewnym momencie spotkał mnie ogromny zaszczyt - w towarzystwie dyrygenta, podszedł do mnie książę we własnej osobie. Na moment całkiem straciłam rezon i nie wiedziałam, jak się mam wobec niego zachować. Poczułam się onieśmielona, że taka osobistość raczyła zwrócić na mnie uwagę.

- Oto nasza niesamowicie utalentowana Alicja, książę - przedstawił mnie dyrygent.

Odruchowo ukłoniłam się, jak pensjonarka, bo mężczyzna roztaczał wokół siebie aurę władzy i dostojeństwa, choć nie był wcale taki stary. Oceniałam go na maksymalnie trzydzieści lat.

Książę, widząc moje zakłopotanie i niepewność, uspokoił mnie, zapewniając, że chciał jedynie wyrazić swoje uznanie dla mojego ponadprzeciętnego talentu. Przyznał, że to głównie moja gra i emocje, jakie muzyka we mnie wyzwalała, skłoniły go do udziału w koncertach naszej orkiestry w Ankarze i Maskacie.

- Najchętniej zaproponowałbym ci porzucenie orkiestry i zamieszkanie w Omanie. Pragnąłbym mieć na swoim dworze kogoś tak bardzo utalentowanego, a przy tym niesamowicie pięknego. Przez pałac przewija się mnóstwo ważnych osobistości ze świata polityki, biznesu i szeroko pojętej kultury. Twoja gra uatrakcyjniałaby wszystkie ważne eventy i uroczystości. Oczywiście nie za darmo Proponuję.... - zaoferował mi niebotyczną sumę pieniędzy oraz stroje i biżuterię. Sam dyrygent był w niemałym szoku. Widziałam, jak przełyka ślinę.

Przez chwilę stałam w nieruchomo, jak słup soli, niemal zbierając szczękę z podłogi.

Wymieniona kwota była dla mnie abstrakcją. Ale potem pierwsza euforia minęła i na plan wskoczył zdrowy rozsądek.

Po pierwsze - jestem niepełnoletnia. Nie decyduję ja, tylko rodzice. Po drugie - muszę zdać maturę, skończyć studia. Po trzecie - stęskniłam się za rodziną, a zresztą bałabym się zostać sama w kraju, tak różnym kulturowo od Polski, w którym panują nieznane mi obyczaje.

Nie chcąc go obrazić, starałam się bardzo grzecznie odmówić, tłumacząc się wyżej wymienionymi powodami.

Zrobił zawiedzioną minę.

- Szkoda, ale spróbować musiałem. Zostawię dyrygentowi swoją wizytówkę. Przemyśl to jeszcze, słodka Alicjo i przedyskutuj sprawę z rodzicami... Może oni jednak uznają, że warto skorzystać z tej życiowej okazji. W Omanie też przecież możesz studiować.

- Dobrze - zgodziłam się. - Porozmawiam z rodzicami, choć wątpię, żeby byli odmiennego zdania niż ja. Przykro mi, że odmawiam. Mam nadzieję, że nie będziesz żywił do mnie urazy, książę.

- Ależ skąd. A na dowód tego, zobowiązuję się wpłacić na konto orkiestry hojny datek, z przeznaczeniem na rozwój młodych talentów.

- - -

Następnego dnia po bankiecie mieliśmy jeszcze czas wolny na zwiedzanie, a wieczorem siedzieliśmy już w samolocie, wracając do Polski.

Lot trwał ponad osiem godzin, więc po przybyciu do Warszawy byłam wykończona. Udałam się do łazienki, żeby się odświeżyć.....

I   "WŁADZA I BOGACTWO"  "Egzamin dojrzałości"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz