ROZDZIAŁ 2

294 4 0
                                    

Alicja

- - -

Sądząc po pozycji słońca, około południa, usłyszałam zgrzyt klucza w zamku.

Wielki, barczysty zbir otworzył drzwi. Zaczął obczajać mnie pożądliwym spojrzeniem, bo w czasie snu kołdra zsunęła się ze mnie, a bielizna, jak wcześniej wspominałam, niewiele zakrywa. Za nim, do pokoju weszła średniego wzrostu, drobniutka szatynka. Wzrok miała zalękniony, oczy spuszczone. Na policzku, nadgarstkach i po wewnętrznej stronie ud zauważyłam u niej różnokolorowe sińce, co świadczyło, że powstały w różnym czasie. Szybko postawiła tacę na stoliku i skierowała się do wyjścia. Miałam ochotę ją zagadnąć, ale bałam się narażać ją i siebie na niezadowolenie goryla.

Po jej wyjściu, mężczyzna wskazał na talerz.

- Snjadanje - powiedział łamaną polszczyzną. - Potem do bosa.

Czyli domyśliłam się, że po śniadaniu mam iść do ich szefa. Serce zaczęło mi bić w szalonym rytmie.

Po co?

Mimo, że żołądek miałam skurczony ze strachu, zjadłam wszystko do ostatniej okruszynki, próbując odwlec nieuniknione.

- Pishly zi mnoyu - rozkazał, rozkuwając kajdanki.

Ruszyłam za nim z ociąganiem, jednak nie pozwalał mi się ślimaczyć. Brutalnie szarpnął mnie za rękę, zmuszając do pośpiechu.

Korytarz był dość długi. Po drodze mijaliśmy kilkoro drzwi. W jednym z pokoi drzwi były do połowy otwarte. Dostrzegłam szatynkę, która przyniosła mi śniadanie, jak klęcząc na podłodze obciągała fiuta wielkiemu osiłkowi. Facet trzymał ją za głowę i poruszał energicznie biodrami, wpychając fallusa do jej malutkiej buzi tak głęboko, że słychać, jak dziewczyna się nim dławi. Z trudem łapała powietrze, jednak mężczyzna na to nie zważał i dalej robił swoje. Bardzo jej współczułam. Przecież niedługo może i mnie spotkać to samo... Zeszliśmy po stromych, drewnianych schodach, które skrzypiały pod naszym ciężarem.

Nie ma mowy, by bezszelestnie po nich przemknąć...

W końcu dotarliśmy na miejsce. Mój przewodnik otworzył drzwi i popchnął mnie mocno, aż zatoczyłam się i upadłam na kolana. Gdy uniosłam głowę, przed moimi oczami ujrzałam krocze opartego o masywne biurko, potężnego faceta.

Na razie rozporek jest zasunięty. Co jednak stanie się za chwilę?

Wyobraźnia podsunęła mi obraz gwałconej w usta szatynki.

Jeżeli włoży mi penisa do ust, to mu go odgryzę, a potem niech się dzieje co chce. Lepsza już chyba śmierć, niż wielokrotny gwałt i życie w nieustannym strachu i poniżeniu.

Mężczyzna chwcił mnie za brodę, zmuszając, bym spojrzała mu w oczy. Choć był przystojny, wyraz twarzy miał beznamiętny. Bezwzględny. Nie dostrzegłam na niej nawet śladu litości.

- Śliczna jesteś - ocenił. - Jak większość Polek, które u nas były.

Mówił płynnie po polsku, ale z obcym akcentem.

- Wstań!

Spełniam rozkaz.

On zlustrował mnie dokładnie. Kazał mi odwrócić się dookoła, ściągnął ze mnie miniaturowy szlafroczek. W jego oczach pojawił się wyraz pożądania, a ja wstrzymałam ze strachu oddech. Wielkimi łapskami chwycił mnie za piersi i tarmosił je jakiś czas, sprawiając mi ból. Biodra przycisnął do moich pośladków tak mocno, że czułam na nich siłę jego podniecenia.

I   "WŁADZA I BOGACTWO"  "Egzamin dojrzałości"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz