Nowe zagrożenie

459 24 16
                                    

Promienie słoneczne padały na brązowe włosy mężczyzny, które zdawały się błyszczeć w ich świetle. Jego twarz wcale nie przypominała przerażającego złoczyńcy, a na pewno nie jeśli porówna się ją do innych, z którymi ninja walczyli w przeszłości. Szatyn na oko miał może z 20 lat. Ile naprawdę? Tego nikt nie wiedział. Zrzucił z siebie czarną pelerynę ukazując się w pełnej okazałości. Ciało zakryte było jakimś pomarańczowym materiałem, który lata młodości miał już za sobą. Piękne, turkusowe kimono ze złotymi akcentami, przepasane średnich rozmiarów jedwabnym pasem, pozłacane nagolenniki, a do tego naramiennik zrobiony z hebanu, który słynął z niesamowitej wręcz wytrzymałości. Ze zmarszczonymi brwiami zaczął obchodzić stojącego przed nim chłopaka przypatrując mu się dokładnie

— Ta krew... - wyraz jego twarzy był niezwykle poważny, a jednocześnie taki zimny...bez jakichkolwiek uczuć, chociaż sprawiał wrażenie trochę zaskoczonego
— Nie myślałem, że jeszcze kiedyś się z tym spotkam. Niesamowite...

— O...o czym ty mówisz? - nieco przestraszony Lloyd zaczął delikatnie cofać się do tyłu

Gdy tak mierzył wzrokiem blondaska w jego stronę poleciały kule ognia wypuszczone przez Kaia, który zdążył się już odkleić od ściany i wściekły pędził na niego z podpalonymi pięściami. Szatyn w ostatniej chwili zrobił unik, a potem chwycił skaczącego na niego mistrza ognia za nogę i zakręciwszy się z nim dookoła rzucił go w budynek po przeciwnej stronie. Pech chciał, że był to salon Borga, którego ściany były zrobione ze szkła. Kai wpadł do środka mocno się przy tym kalecząc. Zaczynała się już pod nim robić niewielka kałuża z krwi. Drobne rany to jednak nie był najmniejszy problem...

— K...kai!

Lloyd już miał ruszyć na pomoc swojemu przyjacielowi, ale sam poleciał na maskę jednego z samochodów trafiony wiązką złotej energii.

Kai's pov:
Z trudem, ale przygryzając język z bólu udało mi się odkleić od tej głupiej ściany. Nie mogłem pozwolić, żeby Lloyd został sam na sam z tym...z tym kimś, bo pojęcia nie miałem kim był ten chłopak. Wyglądał bardzo młodo, ale walczył jak najlepsi mistrzowie. Wykorzystałem moment nieuwagi i zaatakowałem go mocą żywiołu, po czym skoczyłem na niego i gdy moja stopa już praktycznie skleiła się z jego twarzą...złapał mnie, tak po prostu, a następnie poczułem tylko jak kręci mi się w głowie i usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła. Nie mogłem się podnieść, nie byłem w stanie, chociaż próbowałem ze wszystkich sił. W pewnym momencie poczułem coś w okolicach brzucha. Przełykając ślinę spojrzałem w tamto miejsce i moim oczom ukazał się wielki kawałek szkła wbity prosto w lewe podbrzusze. Widocznie podczas upadku musiałem się jakoś nadziać. Czułem jak z każdą sekundą coraz bardziej słabnę, jak oczy zachodzą mgłą...ja po prostu odpływałem. Zdołałem jeszcze podnieść się i odwrócić głowę na tyle, żeby zobaczyć co dzieje się na ulicy. Widziałem jak Lloyd poleciał na samochód. Błagałem jeszcze w myślach, żeby dał radę, po czym moje powieki po prostu się zamknęły

******
— Poważnie?! - wściekła Nya rzuciła padem od konsoli i z założonymi rękami gruchnęła na kanapę

— Nie...nie myślałem, że ktokolwiek może być w to aż tak słaby. Gram z Lloydem, ale to już przesada! - Jay śmiał się jak głupi, a widok naburmuszonej dziewczyny wcale nie pomagał mu się uspokoić

— Słaba?! Ja?! Zaraz ci pokażę kto tu jest słaby!

Cole's pov:
Ta dwójka kochała się i nienawidziła jednocześnie. Czasami nie wiedziałem, czy patrzę na zakochane gołąbki, czy na skaczące sobie do gardeł jastrzębie. Na początku chciałem ich rozdzielić i uratować Jayowi tyłek, ale z drugiej strony...ostatnio ciągle przechwalał się jaki to on nie jest dobry w gry komputerowe, a mi akurat skończył się robić popcorn. Nasypałem sobie pełną miskę i opierając się o futrynę obserwowałem katusze mojego przyjaciela...idioty, bo idioty, ale jednak przyjaciela. Już miałem zrobić więcej kukurydzy, gdy nagle dało się słyszeć to przeraźliwe wycie. Jak zwykle coś musiało się stać w najmniej spodziewanym momencie

— Co tym razem? - Nya szybko podniosła się z ziemi wstając z łapiącego powietrze Jaya

— Jak znam życie, to kolejny koniec świata

Zanim zdążyłem odłożyć miskę Nyi nie było już w pokoju. Zostałem ja i Jay, który ciężko dyszał. Pokręciłem tylko głową patrząc na niego z politowaniem, po czym pomogłem mu wstać i we dwójkę pobiegliśmy do piwnicy, gdzie mieściła się nasza baza

Na miejscu czekali już na nas Zane z Pixal i mistrzem WU, który jak miał w zwyczaju, drapał się po brodzie patrząc na wielki ekran

— W muzeum miała miejsce silna eksplozja - rzuciła Pixal, która wpisywała coś na klawiaturze

— Całe szczęście. Już myślałem, że będziemy musieli walczyć. Nie mam teraz siły - uradowany Jay wytarł sobie pot z czoła

Skaranie boskie z tym człowiekiem. Zmarszczyłem tylko brwi i szturchnąłem go w ramię...na jego szczęście. Już widziałem ten wzrok mistrza WU, ale chyba stwierdził, że oberwał na tyle mocno, że on nie musi mu jeszcze dokładać. Ta jego laska jest tak twarda, że siniaki po niej utrzymują się przez cały tydzień

— Problem w tym... - odezwał się w końcu sensei

— Wybuch nie nastąpił samoistnie, ale został spowodowany przez zakapturzonego napastnika, który wcześniej zabił strażników, co zarejestrowały kamery. Używa czegoś w rodzaju złotej energii o niezwykle potężnej sile rażenia, za pomocą której zmiótł większość budynku z powierzchni ziemi - Zane w ułamku sekundy, na jednym tchu streścił wszystko, co zapewne WU chciał nam przekazać

— I jak mniemam...

— Pojazdy są w pełni naładowane. Nie traćcie czasu - Pixal weszła mi w zdanie

— Jeszcze jedno. Widział ktoś Kai i Lloyda? Zawsze są pierwsi, gdy coś się dzieje - zapytał WU

— Jak znam mojego brata, to już jest na miejscu, więc tym bardziej powinniśmy się pospieszyć

Za nim zdążyłem jakkolwiek na to zareagować Nya wrzuciła Jaya do jego mecha i zajęła swoje miejsce. Spojrzałem na Zanea, skinęliśmy głowami i chwilę po tym pędziliśmy już na miejsce w naszych pojazdach.

******
— Mistrzowie żywiołów, tak? A to ciekawe...

Szatyn podchodził coraz bliżej ciągle cofającego się do tyłu Lloyda. Ten pierwszy nie sprawił mu praktycznie żadnych trudności, ale ten tutaj...był dużo ciekawszy. To, że tak jak kolega posiadał moc żywiołu było raczej oczywiste, tym bardziej, że niedługo po tym stworzył w rękach energię. Ale on miał w sobie coś jeszcze...

— Daruj sobie - rzucił chłodno tworząc coś w rodzaju energetycznej osłony, która zablokowała wszystkie ataki zielonego ninja
— Jeśli to wszystko co potrafisz, to nie dorównujesz mu do pięt

Lloyd's pov:
Ten gość był przerażający i niesamowity jednocześnie. Nigdy nie widziałem, żeby ktoś poruszał się tak zwinnie, atakował tak szybko i tak precyzyjnie, a w do tego miał tyle siły. Wyglądał, jakby był mniej więcej w moim wieku, chociaż sprawiał wrażenie dużo starszego. Był taki zimny, taki poważny. Kai był mocno ranny. Musiałem załatwić to najszybciej jak to możliwe. Robiłem co mogłem, ale on wszystko blokował. W dodatku używał...energii? To nie miało żadnego sensu. Przecież nie może być dwóch mistrzów tego samego żywiołu na raz

— J..jakim cudem używasz mojej mocy?!

— Twojej? Twoja śmieszna energia jest niczym w porównaniu do potęgi kowasu - odpowiedział mi śmiejąc się złowieszczo

Potęga kowasu? Co to w ogóle było? Pierwszy raz słyszałem to słowo, nawet wujek nigdy o czymś takim nie wspomniał. Tak czy siak, to raczej nie był dobry moment na pogaduszki. Gdy stał tak i gadał zaatakowałem go moim spinjitzu szybko się po tym oddalając. Musiałem walczyć rozważnie. Nie wiedziałem na co go stać. Powaliłem go, ale dość szybko się podniósł i na szczęśliwego raczej nie wyglądał

— Ty chyba nie wiesz kiedy powiedzieć dość, co?

W ułamku sekundy był już obok i nim zdążyłem zareagować uderzył mnie mocno w brzuch wybijając wysoko w powietrze. Krzyknąłem głośno z bólu. To jednak nie był koniec. Jakimś cudem wyskoczył ponad mnie. Zakręcił się ze złośliwym uśmiechem, a jego pieść pokryła się złotym płomieniem. Chwilę po tym poczułem niewyobrażalny ból na całym torsie. Dosłownie wgniótł mnie w ziemię. Ciężej było mi łapać powietrze. Kilka żeber na pewno miałem złamane. Oczy zaszły mi mgłą. Nie byłem nawet w stanie się ruszyć. Wszystko mnie bolało

— Już niedługo zdobędę wszystkie kamienie. I nikt już, ani nic już nie zatrzyma tego, co nadejdzie - nachylił się nade mną i ciągnąc mnie za włosy, podniósł moją głowę kierując mój wzrok na te jego zimne świecące na złoto oczy

Choćbym chciał nie miałem nawet jak się bronić, jakkolwiek zaprotestować. Przełknąłem tylko ślinę i zamknąłem oczy z nadzieją, że w końcu mnie zostawi. Czułem, jak przejeżdża dłonią po moim policzku...aż mnie ciarki przeszły. Nie byłem w stanie się nawet odezwać. Strach zupełnie mnie sparaliżował

— Tacy podobni, a jednak tak wiele was różni

Jego ton był taki złośliwy, pogardliwy. Dawno nie czułem się tak upokorzony. Nie zrobiłem absolutnie nic i dałem się pokonać, jakby to była moja pierwsza walka. Jednak...walczyłem tak, jak zawsze, naprawdę starałem się jak mogłem. Po prostu był potężniejszy

— Z chęcią bym tu z tobą jeszcze posiedział, ale tak się składa, że mam ważniejsze rzeczy na głowie. Słodkich snów - uderzył moją głową o ziemię i straciłem przytomność. Nie czułem już nic

Szatyn wstał i otrzepał się z kurzu i brudu, jaki na nim osiadł. Zmierzył wzrokiem pobojowisko, jakie po nim zostało. Uszkodzone budynki, spękany, a miejscami zupełnie zniszczony asfalt, nie wspominając już nawet o muzem, z którego zostały same zgliszcza. Uśmiechnął się tylko pod nosem i zrobił zamach ręką tworząc przed sobą piękny, złoty portal. Wyglądał niczym jakaś pieczęć...idealnie zaokrąglony z różnymi symbolami wokoło. Wszedł do środka znikając z miejsca zdarzenia. Kim był? Nie wiadomo, ale jedno było pewne. Nad Ninjago znowu pojawiły się czarne chmury. Zło...przebudziło się

******

Hejka. Przepraszam Was najmocniej za to czekanie. Nie jestem jakoś szczególnie zadowolony z tego rozdziału i uważam, że mógłbym kilka rzeczy zrobić lepiej, ale jak bym chciał tak wszystko zmieniać, to nigdy bym go nie opublikował. Mam nadzieję, że będzie jakkolwiek czytalny :)

W objęciach przeszłości || NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz