W starciu z mgłą

512 18 14
                                    

Martwa cisza zdawała się nie mieć końca. Nikt spośród zgromadzonych nie śmiał wypowiedzieć słowa, a nawet jakkolwiek się ruszyć. Niektórzy mieli wzrok wbity w ziemię, inni drapali się po głowie, a jeszcze inni wzdychali głęboko zastanawiając się jaki powinien być ich następny ruch. Pewnie trwało by to jeszcze naprawdę długo, gdyby mistrz ognia nie zdecydował się odezwać

— Zrobimy co trzeba. Gdzie jest pierwszy kamień? - skinął głową na mapę, którą trzymał sensei

— Nie! Nie ma mowy! Jeśli myślisz, że gdziekolwiek się stąd ruszysz, to, w ogóle nie myślisz! - Nya zdawała się być naprawdę oburzona i taka zresztą była

Nya's pov:
Mój uparty, głupi brat jak zwykle pchał się z motyką na słońce. Ledwo co został opatrzony, a już chce ruszać na misję i to w dodatku tak ważną i niebezpieczną. Ledwo co jest w stanie chodzić, ale walczyć oczywiście by mógł...akurat! Po moim trupie! Z jednej strony go za to podziwiam, bo nigdy się nie poddaje, zawsze jest pierwszy do wszystkich rzeczy związanych z ratowaniem świata, czy szeroko pojętą walką, po prostu...on taki jest...odważny, nieuległy, pewny siebie. Niestety...z drugiej jest bardzo lekkomyślny i zupełnie nie myśli o tym, co mogłoby się stać. Gdybym miała zliczyć ile razy wpakował się przez to w kłopoty, to brakłoby mi palców. Ruszymy po te kamienie i je znajdziemy, ale bez mojego brata i Lloyda, którzy w tym jednym przypadku będą jedynie ciężarem. 

— Siostra, nawet nie...

— Zamknij się! Zostajesz tutaj, czy tego chcesz, czy nie. A spróbuj mi się chociaż skrzywić, tak twoja konsola nauczy się latać. Czy się zrozumieliśmy?! - przerwałam mu nim zdążył dokończyć i chwyciłam za kołnierz

— Ahhhhh no weź! Co ja Jay jestem, że mnie jak dziecko traktować musisz? - widziałam tylko jak mój ukochany marszczy brwi na te słowa

— Nie! N-I-E! Rozumiesz?!

Kai tylko westchnął i spojrzał na blondaska. Już ja znam to spojrzenie. Ten drugi kretyn też by się wybierał...Dom wariatów! Albo raczej samobójców. Puściłam brata i zanim Lloyd zdążył mrugnąć stałam już nad nim z założonymi rękoma marszcząc brwi. Chyba zrozumiał o co chodzi, bo jedynie podrapał się po głowie szczerząc swoje ząbki i przełykając ślinę. Posłałam mu tylko zimne spojrzenie w ramach ostrzeżenia i odwróciłam się w stronę WU

— Dolina straconej nadziei. To miejsce ukrycia pierwszego kamienia

— Według moich obliczeń powinniście tam dotrzeć za 4 godziny i 57 minut. Oczywiście na piechotę. Musicie być wyjątkowo dyskretni, więc pojazdy odpadają - odezwała się Pixal, która właśnie skończyła robić analizę mapy
— Przeskanowałam mapę i wgrałam jej aktualną wersje z nałożonymi punktami, gdzie są kamienie do pamięci Zanea. Ta jest przestarzała i niektóre fragmenty mogą nie być zgodne z aktualnym terenem naszej krainy

 — Kochana jesteś - Cole mrugnął tylko i podniósł się z kanapy

Widziałam tylko jak Zane kręci głową niespecjalnie zadowolony. Znając życie jak zwykle wziął wszystko dosłownie i źle zrozumiał Colea. Kiedyś trzeba będzie mu to naprawić. Niestety nie jest to sprawa pierwszej kolejności. Może tym razem sobie o tym nie zapomnę, gdy już będzie po wszystkim 

— Na pewno sobie poradzicie? - Lloyd wyglądał na naprawdę zatroskanego

— Pffff...Pewnie że tak! Czy my kiedyś sobie z czymś nie radziliśmy? - dumny Jay stał niczym bohater na środku salonu z zamkniętymi oczami i szerokim uśmiechem na twarzy, który jednak szybko z niej zniknął
— No dobra, tak. Często, bardzo często. To jest koniec! Wszyscy zginiemy! Jestem za młody, żeby umierać! Co się stanie z moją kolekcją komiksów, gier video  i ...

— Jay! - chwyciłam go za kark i odciągnęłam od ledwo łapiącego powietrze Lloyda. Ten mazgaj by go udusił...
— Będzie dobrze. Miło by więc było, jakbyś zamiast się mazgaić skupił na czymś bardziej pożytecznym

— A...ale, ale... - zmarszczyłam tylko brwi i w końcu się uciszył. Kocham go, ale  z nim udręki to głowa mała

— Nie żebym wam przerywał, ale w takim tempie to ja sam zdążę po ten kamień pójść i go przynieść - Kai przewrócił oczami 

— Racja. Nie traćcie czasu! Go ninja, go! - popędził nas sensei
— I...uważajcie na siebie proszę - dodał, gdy już wychodziliśmy

******
Szatyn lewitował w powietrzu medytując z zamkniętymi oczami w swojej komnacie. Starał się oczyścić swój umysł i uspokoić myśli. Jedna rzecz jednak ciągle nie dawała mu spokoju. Ten dzieciak...ta krew, energia, jaka w nim płynie. A jednak...nie był nawet trochę tak potężny jak ten stary głupiec. Kim dla niego był? To rozmyślanie o rodzinnych więzach sprawiło, że przed oczami miał dawne czasy, dawne, piękne czasy...

******
— Szybciej tato, szybciej! 

Szczęśliwy chłopczyk śmiał się wesoło i klaskał w swoje malutkie rączki siedząc na plecach swojego taty, który przemierzał z nim niebiosa. Czuć był cudowny, aromatyczny zapach pieczeni niesiony przez wiatr po całej okolicy. Na niebie nie było prawie żadnej chmurki, słońce świeciło tak jasno. Pogoda wręcz idealna, żeby spędzić dzień na świeżym powietrzu

W objęciach przeszłości || NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz