Wymazana historia

595 28 22
                                    

Chłodny wiatr unosił w powietrzu różowo białe liście kwitnącej wiśni, która obrastała pałac. Piękny, stary pałac zbudowany w typowo japońskim stylu...był niczym świątynia. Ukryty w wiśniowym lesie, w miejscu, do którego nikt nie chodził, na zupełnym odludziu. Prowadziły do niego długie, kamienne schody, które poprzedzała wielka brama ze złotą głową jelenia. Miejsce niezwykle urokliwe, a jednocześnie budzące grozę. Chronione zaklęciem. Było zapomniane i takie miało już pozostać

Szatyn stał przed wielkim witrażem w głównej sali. Wpatrywał się w niego z rękami założonymi na plecach. Wyglądali na nim tak potężnie, tak przerażająco. Czarny płaszcz ze srebrnymi obszyciami i frędzlami idealnie zgrywał się z ciemno zielonymi szatami przewiązanymi skórzanym pasem, oraz czarnym futrem na jego szyi. Maska skryta pod kapturem z dziurami po bokach, z których wychodziły sporych rozmiarów rogi, przypominające te jelenia, ale ciosane z hebanu. Berło które trzymał zakończone pięknym ostrzem ze świecącymi na cyjanowo symbolami tylko dodawało mu majestatu. A ona? Ciemno purpurowa szata z pomarańczowymi obszyciami, która opadała na bladą, różową suknię. Podobnie jak u niego czarne futro i pas. Z pod jeleniej czaszki z namalowanymi symbolami widać było jej długie, rude włosy, które chowały się za płaszczem. Na jej dłoniach tlił się fioletowy płomień, który częściowo zasłaniał jelenie rogi...również z hebanu. Otoczeni kamieniami...ona pomarańczowymi, które były jak zamknięty w krysztale płomień, on z cyjanowymi, które przypominały lód. Łącznie było ich 12, podzielone na dwie, równe połowy. Dokładnie przyglądał się pięknemu malowidłu, które świeciło teraz oświetlane przez promienie słońca, jakie na nie padały

— Już niedługo...

Skierował wzrok na kamienny piedestał przed witrażem. Miał już swoje lata, ale nie licząc drobnych pęknięć naprawdę dobrze się trzymał. Na samej górze było coś w rodzaju pieczęci. Pieczęci z wyrytą głową jelenia i symbolami wokoło. Było też 12 pustych otworów niewielkich rozmiarów. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni sakiewkę, z której następnie wyjął kamień. Uśmiechnął się jeszcze pod nosem, po czym włożył go do jednego z otworów, na swoje miejsce. Jak szybko to zrobił, tak szybko symbole i głowa jelenia zaświeciły się na pomarańczowo. Podobnie było z jednym z kamieni na witrażu. On również się zaświecił...zupełnie, jakby w jakiś sposób na siebie oddziaływały

— Wasz czas zbliża się na no...

Szatyn nie zdążył dokończyć zdania, bo w pewnym momencie padł na kolana trzymając się kurczowo za serce, które co jakiś czas mrugało na złoto. Na jego twarzy widoczny był grymas bólu. Zaciskał zęby i mrużył oczy cicho przy tym jęcząc. Jedną ręką musiał się podpierać o ziemię, żeby całkiem nie upaść, co było trudne, bo cały drżał

— C..cze...czemu...t...te..teraz?

W końcu nie wytrzymał i bezwładnie padł na zimną podłogę. Nie był w stanie się podnieść. Chwilę później jego oczy się zamknęły

******

— Przynieś lód, złagodzi ból - zdenerwowana Nya poganiała każdego sama zajmując się rannym bratem i przyjacielem

Gdy przybyli na miejsce zastali jedynie zniszczenia i tą dwójkę, którą ledwo co oddychała. Przetransportowali ich do klasztoru, gdzie teraz byli opatrywani. Nie wiedzieli co się stało z tajemniczym nieznajomym, który stał za tym wszystkim, ale nie mieli czasu, żeby o tym myśleć

— A...ale oni przeżyją, tak? Powiedz, że przeżyją! - przerażony Jay trząsł Colem, który raczej niespecjalnie był z tego faktu zadowolony

— Uspokój się. Są już opatrzeni. Żyją. Jasne? - mistrz ziemi zdjął z siebie kolegę przewracając oczami. Kai i Lloyd byli poważnie ranni, ale nie na tyle, żeby umrzeć.

— Kimkolwiek jest nasz nowy kolega, jest silny, bardzo silny - Zane włączył się do rozmowy
— Sprawdziłem moc jego energii. Nigdy nie widziałem czegoś takiego... - westchnął i zamyślony wbił wzrok w ziemię. Ich sytuacja nie była kolorowa. Nawet nie wiedzieli kim dokładnie był ten człowiek, a bez nieprzytomnych aktualnie Lloyda i Kaia raczej się tego nie dowiedzą. Jedyne na czym mógł bazować, to nagrania z muzeum

— Ten kamień, który ukradł...co to takiego?

— Nie znalazłem żadnych informacji na jego temat. W muzeum widnieje po prostu jako jeden z eksponatów zachowanych z utraconej epoki. Podobno powstał tysiące lat temu

— A jednak z jakiegoś powodu był dla niego taki ważny. Na pewno jest coś, czego nie wiemy. I musimy się dowiedzieć co. Mam złe przeczucia - ton jakim mówiła był niezwykle poważny, a jednocześnie taki niepewny

— Zgadzam się. To sprawa najwyższej wagi - nindroid skinął głową i wyszedł z salonu
— Przeszukam wszystkie możliwe bazy danych. Może akurat natrafię na jakąś wskazówkę - rzucił jeszcze w drzwiach

******

Szatyn obudził się w swojej komnacie. Leżał na wielkim łóżku z masą poduszek. Przykryty był mięciutkim kocem. Przetarł sklejone jeszcze powieki dokładnie się rozglądając. Co prawda nic go już nie bolało, ale był osłabiony. Ostrożnie podniósł się do siadu i oparł o wezgłowie wzdychając głęboko. Napił się wody, którą miał na komodzie i siedział tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu powoli wstał na nogi. Miał teraz dużo ważniejsze rzeczy na głowie, niż leżenie w łóżku i nie mógł sobie pozwolić na takie marnotrawstwo czasu. Nie był jednak jeszcze w stanie samodzielnie chodzić, to też musiał podpierać się o ściany i meble, których w pokoju nie miał zbyt wiele. Pech chciał, że w pewnym momencie poślizgnął się na podwiniętej niedźwiedziej skórze, która pełnia rolę dywanu i jak długi padł na posadzkę. Sycząc z bólu próbował wstać, ale bez skutku

— Moje ciało...dlaczego...cz..czemu nie mogę? - zrezygnowany zamknął oczy i zacisnął pięści. Po prawym policzku spłynęła nawet pojedyncza łza, jednak szybko wytarł wilgotne powieki. I właśnie w tym momencie jego wzrok spoczął na obrazie znajdującym się na ścianie na przeciwko

Wpatrywał się w niego z otwartymi ustami. Jak po skinieniu czarodziejską różdżką wyraz jego twarzy gwałtownie się zmienił. Zmarszczył brwi i warknął pod nosem. Jego oczy zaświeciły się na złoto, wszystkie mięśnie były napięte. Zagryzając zęby podniósł się i o własnych siłach podszedł do obrazu, po którym przejechał dłonią wycierając kurz. Uśmiechnął się jeszcze pod nosem i opuścił komnatę.

******

Lloyd's pov:
— Nie! Proszę, zostaw mnie!

W objęciach przeszłości || NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz