rozdział dziewiętnasty.

49 5 0
                                    

Po naszej ostatniej wymianie zdań najzwyczajniej w świecie odwiozłam Cadena do domu, po czym wróciłam do siebie i zapadłam w niezwykle długi, jak i niezwykle potrzebny mi sen. Zbyt wiele rzeczy ciążyło mi na głowie, przez co męczyłam się i stresowałam. Potrzebowałam odpoczynku, więc począwszy od tamtego dnia, codziennie sypiałam znacznie dłużej, niż zawsze, byleby głowę jakoś odciążyć.

Zwolniłam nieco.

Spałam dłużej, działałam wolniej, więcej siedziałam w domu i nie wychylałam się, jeśli nie było trzeba.

Świat zdał się wrócić na poprzednie tory: Grant kursował pomiędzy lekcjami matematyki w szkole, pracą dorywczą i treningami, ja natomiast lawirowałam między wykonywaniem coraz to nowszych wzorów tatuaży, a uważnym śledzeniem poczynań chłopaka. Wszystko wróciło do względnej normy.

Niemniej jednak wciąż byłam spięta dużo bardziej, niż zawsze. Po broń sięgałam średnio trzy razy dziennie, nawet gdy sytuacja w ogóle nie wskazywała na taką konieczność. Łapałam lekkie paranoje, co naprawdę mocno mnie dziwiło. Dotychczas nigdy nic takiego się ze mną nie działo, więc średnio odnajdowałam się w nowych warunkach.

Nie obchodziły mnie jakieś durne sms-y, które dostał Caden. Jedna wiadomość nie świadczyła jeszcze o niczym; zresztą tak, jak już zdążyłam mu powiedzieć, nie było stuprocentowej pewności, że to właśnie o naszym nocnym występku była wtedy mowa. Znając zawiłości jego życia, istniała mała – choć wciąż niezerowa – szansa, że jakąś z zakochanych w nim dziewczyn zabolał fakt, że znów wszedł w związek. A to przecież zostało na forum po treningu zakomunikowane. Opcji zatem było kilka, pewników za które można było skoczyć w ogień– brak.

Pewnym za to był mój adres zapisany za kartce, którą znalazłam w portfelu jednego z zamordowanych mężczyzn. To właśnie ta kwestia wpędzała na moje plecy znacznie gęstsze ciarki, niż jakieś pieprzone wiadomości.

Bo właśnie ten szczególik doprowadził mnie do naprawdę nieciekawych wniosków.

Tak samo, jak istniała szansa, że do Cadena wypisywał faktyczny świadek tamtych zdarzeń, tak samo możliwym było to, że nie byliśmy wybranymi przypadkowo przejezdnymi.

Może to nie był atak na samochód, a na mnie?

Może w zapisku z portfela nie rozchodziło się o dom, a o jego mieszkańców?

Choć szanse zdawały się małe– nie były zerowe. Ktoś mógł właśnie czyhać na mnie i na tatę.

A ja za cholerę nie miałam pomysłu, jak mogłabym się za rozwiązanie całej tej sprawy zabrać.

*

– Co z tymi złodziejami samochodów, o których ostatnio wspominałeś? – zagadałam, spostrzegłszy roześmianego tatę przy stole w kuchni. – Udało ci się wpaść na coś ciekawego?

– Totalnie nie, ale natężenie kradzieży osłabło, wiesz? – odparł niewzruszony, po czym pociągnął kolejny łyk kawy. – Ciężej jest wytropić cokolwiek, jeśli twój cel wykonuje tak mało ruchów. Zresztą wiesz... Dla mnie to bardziej rozrywka, jak obowiązek. Nie obchodzi mnie to szczególnie, dopóki nikt nie czepia się mojego auta. No, ewentualnie tej twojej białej niuni. Choć ją to mogliby sprzątnąć, bo wkurwia mnie już.

– Jest najśliczniejsza na świecie, tato – skwitowałam, wlewając sobie kawy do kubka. – Nie widzę z nią żadnego problemu.

–To fakt, problem może nie być z autem, tylko z jego kierowcą, który nie umie latać bokiem i...

Ciemniejsza strona bieliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz